[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co ja mam z tym wszystkim wspólnego?- Niby nic, ale jestem pewien, że pani rodacy zrobią wszystko, aby włos nie spadł z głowy córce pierwszego lorda.Ariel uświadomiła sobie, że tego właśnie się obawiała.CZĘŚĆ TRZECIANie żałuj małej Leonii, Którą uwiódł francuski markiz.Cnotę co prawda straciła, Lecz francuskiego się nauczyła.Harry Graham9A więc porwał ją.Zniknął na mniej więcej godzinę, po czym wrócił rozklekotaną dorożką i wrzucił ją do środka jak worek z kukurydzą.Powóz trząsł się na wyboistej drodze.Spod siedzenia Nathana wystawał kawałek wyściółki.Nathan, szpieg i porywacz.Najchętniej wydrapałaby mu oczy, ale nie mogła, bo nadal miała związane ręce.- Dokąd mnie pan zabiera?Nie odpowiedział.Siedział odwrócony do niej prawą stroną, więc widziała jego zdrowy policzek.Treyem sprawiał wrażenie pochłoniętego podziwianiem krajobrazu za oknem.Ariel stwierdziła, że kompletna ciemność, jaka panowała na zewnątrz, może zachwycić jedynie człowieka o równie czarnej duszy.- Dokąd? - powtórzyła, gdy milczenie przedłużało się.Wtedy spojrzał na nią pociemniałym wzrokiem.Może zresztą tylko tak jej się wydawało w świetle zakurzonej lampy.- To nie pani sprawa.- Pozwoli pan, że się nie zgodzę.Ponieważ jestem ostatnią ofiarą pańskich machinacji, mam chyba prawo wiedzieć, co mnie czeka.Nathana zaczęła irytować jej bezczelność.Ona natomiast nie potrafiła uwierzyć, że Trevain ośmielił się uprowadzić ją z jej własnego domu.- Wkrótce się pani dowie.Tymczasem proponuję, żeby siedziała pani cicho.- Byłoby mi łatwiej, gdybym nie została umieszczona na zepsutej sprężynie.Nathan uniósł kącik ust do góry.Jego blizna znów stała się bardziej widoczna.- I naprawdę wolałabym, żeby rozwiązał mi pan ręce.Na każdym zakręcie boję się, że się przewrócę.- Gdybym panią rozwiązał, na pewno próbowałaby pani uciec.- Z jadącej dorożki? Niech pan nie żartuje.Połamałabym sobie wszystkie kości.- Gdyby należał do nich pani język, byłoby to dla mnie błogosławieństwem.- Ale język nie jest kością - oznajmiła z wyższością.Zirytowany Nathan zmarszczył brwi.- Więc niech już pani przestanie nim mleć.- Panie Trevain, zawrzyjmy układ.Uciszę się, jeśli rozwiąże mi pan ręce.Dorożka skręciła i Ariel umyślnie przechyliła się niebezpiecznie na bok.- No już dobrze - zdenerwował się i sięgnął do jej dłoni.Nie wiadomo skąd w jego ręce znalazł się nóż.Ariel otworzyła szeroko oczy ze strachu.Jednym pewnym cięciem przeciął więzy, ale sznur położył obok siebie.Boże, co będzie, jeśli później znowu ją zwiąże? Nie, nie pozwoli mu na to.Ucieknie.Zaczęła nawet rozważać możliwość wyskoczenia z powozu.Na pewno by się potłukła i poraniła.Może więc lepiej poczekać na bardziej odpowiedni moment? Tak, tak będzie najlepiej.Jechali bardzo długo.Ariel przypuszczała, że Nathan zabiera ją na wieś.Droga stawała się coraz bardziej nierówna i wyboista, a koleiny głębokie.W końcu konie zaczęły zwalniać.- Jesteśmy na miejscu.Tak, ale gdzie dokładnie? Ariel odgadła to chwilę później, gdy drzwi powozu otworzyły się.Trevain wysiadł pierwszy.Pozbawił ją wszelkich nadziei na ucieczkę, bo na nowo związał jej ręce, zanim pozwolił opuścić dorożkę.Ariel czuła, jak jej rozdrażnienie rośnie.Właśnie została porwana, i to w dodatku przez dziedzica fortuny.Czyżby cofnęli się do średniowiecza?- Za mną - rozkazał, odsuwając się od powozu.Ariel chciała stawiać opór, naprawdę chciała, ale Trevain nie był w nastroju do przekomarzania się.Rzucił jej tak groźne spojrzenie, że nawet w nikłym świetle księżyca jego ogromna sylwetka i cień blizny na policzku zrobiły na niej przerażające wrażenie.- Natychmiast - rzucił sucho.Ariel przewróciła oczami, po czym posłusznie wykonała polecenie.Złościło ją, że ma związane ręce, bo najchętniej zacisnęłaby mu je na gardle.W dodatku ten łotr wcale nie pomógł jej zachować równowagi.Dokąd właściwie przyjechaliśmy? zastanawiała się, rozglądając dookoła.Musiała zadać to pytanie na głos, bo Trevain jej odpowiedział.- Gdzieś, gdzie będzie pani bezpiecznie ukryta, dopóki nie skontaktuję się z pani ojcem.- Ach, tak.Światło księżyca padało na posesję z ciemnoszarego kamienia z płaskim, rozsypującym się dachem i ciemnymi oknami.Dom otaczały wysokie, sękate drzewa.W nozdrza uderzył ją zapach zgnilizny.Uświadomiła sobie, że nie było to gniazdko miłosne Trevaina, tylko jakaś ruina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL