[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A swoją drogą - mruknęła z powątpiewaniem Ida - czy snując te radosne plany,pomyślałeś, jak dostaniemy się na Sanctus, w jaki sposób wnikniemy do stolicy i dalej H fortecy?Co na to twój geniusz, dowódco kochany? - To nie kwestia geniuszu, tylko zmrożonego tyłka.- Słucham?- Nasz gospodarz, z pomocą Mahoneya, wysłał już statek badawczy nad Sanctus.Mająsporządzić mapę sejsmiczną planety.- Po co?- Nie mamy pojęcia, o czym mówisz.- Nie szkodzi, Bet.- No dobra.- Dziewczyna wzruszyła ramionami.- Niech będzie, ty zajmujesz się tą działką.Ja wymyśliłam, jak trafić na Sanctus i do miasta.Żadnego przekradania się mokradłami.- I dobrze - mruknął Alex.- Już widzę, jak skrada się kompania złożona z Doktorka, dwóchkociaków i baby wielkiej niczym piec.Zbiegowisko murowane.- O to właśnie chodzi - wyjaśniła Bet, próbując zachować powagę.- Dobra, chłopcy idziewczęta, robimy cyrk - powiedziała z uśmiechem.Po chwili zdumienia reszta towarzystwa wybuchnęła śmiechem.Tylko tygrysy spojrzały zniezadowoleniem; Doktorek zaś w ogóle się nie orientował, w czym rzecz.- Świetne - stwierdził Sten, gdy złapał już oddech.- A przy okazji, wiesz, co jeszczezyskujemy?- Oczywiście - odparła Bet.- Ustawiamy opinię społeczną i przygotowujemy lud na upadekMathiasa, kompanów i Talameina.Dobry przykład dla całej Gromady Wilka.Sten wzruszył ramionami.Nigdy nie sądził, że ktoś w tym zespole okaże się na tyle bystry,by przejąć inicjatywę.No cóż, czasem i Zeusowi ukradną pioruny.- Otho niewątpliwie przyklaśnie temu pomysłowi - mruknął i skierował się do wyjścia.- Na brodę mojej matki - ryknął Bhor, aż kandelabr się rozkołysał, a dwie antyczne zbrojedo polowań na streggany zadzwoniły blachami.- Chcesz mnie wystawić na pośmiewisko?- Przepraszam najmocniej - powiedział Sten - ale to jedyne rozwiązanie.Jeśli nam się uda,wtedy ocalisz tyłek przed zamarznięciem.- Nic z tego.Sten nalał dwa rogi stregga i podał jeden Bhorowi.Wiedział, że kudlacz w końcu sięzgodzi, wiec jutrzejszy kac nie okaże się daremną ofiarą.Sten skulił się pod kołdrą z futer.Wypił sporo, ale wciąż nie mógł zasnąć.Po raz setnyodtwarzał w myślach wszystkie elementy planu.Nagle usłyszał za progiem skrzypienie podłogi.Gdy wierze - je otwarły się z piskiem, Stenniemal całkowicie otrzeźwiał.Chwycił nóż, ale odprężył się, widząc znajomą, drobną postać.Bet podeszła do łóżka i zrzuciła szlafrok.Innego odzienia nie miała.Porucznik zdążył już zapomnieć, jaka to piękna panna.Dziewczyna czym prędzej wśliznęłasię pod ciepłe nakrycie i przytuliła do Stena.- Myślałem.mieliśmy zostać tylko przyjaciółmi.- Wiem - zachichotała.- To właśnie.Stena aż zatkało, gdy Bet zaczęła go całować.-.z przyjaźni - dokończyła.Porażony taką logiką Sten zrezygnował z wszelkiej dyskusji.ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIERWSZYBrodacz z sieciami przystanął na skraju plaży.Bez większej ciekawości spojrzał nazjawisko widniejące tuż nad wodą.Potem cmoknął w zamyśleniu i ruszył ku stercie kolorowychpudeł i gromadce stojących przed nią istot.Ponieważ na Sanctusie był tylko jeden wyspiarski kontynent, statek Bhorów bez truduzwodował całą ekipę na drugiej półkuli.Ładownik ledwo metr wystający ponad wodę, przewiózłtowarzystwo do wyspy i wysadził na północnym brzegu.Akurat ten etap akcji nie przysporzyłtrudności, gdyż Bhorowie - wprawni przemytnicy - dobrze wiedzieli, jak oszukać systemyradarowe.- Ani chybi, duchy - powiedział rybak bez najmniejszego zdumienia.Prócz duchowieństwa i kompanów, na Sanctusie mieszkało jeszcze sporo innych ludzi.Stenliczył na ich pomoc.Znaczną część stanowili niepiśmienni wieśniacy.Jak większość chłopstwa na zacofanychplanetach, oni także byli przesądni, sceptyczni, podejrzliwi i do głupoty wręcz uparci.Wszelakotępota napotkanego okazu przekraczała ludzkie pojecie.Sten zastanowił się, co sam by uczynił, widząc rankiem na ulubionej plaży ekipę złożoną zniedużego misia, jednego kudłacza, dwóch przerośniętych kotów oraz czworga ludzi.Wedlewszelkiego prawdopodobieństwa uciekłby do najbliższego kościoła, wyjąc niczym syrenaprzeciwmgłowa.W świątyni zaś poszukałby schronienia pod ołtarzem.Tubylec jednak cmoknął ponownie i splunął, omal nie trafiając w Hugina.Tygrys warknąłostrzegawczo.- Nie, dobry panie, nie jesteśmy duchami, tylko biednymi kuglarzami - powiedział Sten.-Nasz statek rozbił się dziś rano przy brzegu.Szczęśliwie uratowaliśmy cały dobytek, chociażstraciliśmy poczciwą łajbę.- Aha - odparł rybak.- Potrzebujemy pomocy.Musimy złożyć nasze wozy.Zapłacimy.I trzeba nam jeszczewołów, by nas pociągnęły.- Statek się rozbił?- No właśnie.- A ja żem sądził, żeście duchy.Tak mi się widzi.Alex i Sten sięgali już dyskretnie po broń, gdy rybak skończył się namyślać.- Trza do wioski.Za godzinę dostaniecie woły i ludzi do roboty.Splunął, odwrócił się i bez pośpiechu pomaszerował, skąd przyszedł.Ekipa, spojrzawszy po sobie ze zdumieniem, niezwłocznie zaczęła rozpakowywaćwyposażenie.Przede wszystkim skompletowali części pięciu dziesięciometrowych wozów,pospiesznie dzieło cieśli Bhorów.Potem obładowali się całą masą rekwizytów potrzebnych dorealizacji planu Bet.Wzięli szereg porządnie zamkniętych skrzynek z imperialną bronią, sprzętemłączności oraz wymyślnymi materiałami wybuchowymi.Sten wiedział, że koniec z tajnością operacji.Teraz albo się uda, nikomu nawet nieprzyjdzie do głowy rozliczać zwycięzcę, albo będzie mu wszystko jedno, bo i tak zginie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL