[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale postęp techniczny sprawił, że stacja stała się muzealnym zabytkiem, toteż została porzucona.Stenowi zajęło trochę czasu odnalezienie tej planetki.Właściwie to pomysł był Kilgoura.- Posłuchaj, chłopcze - powiedział Alex.- Przecież wśród Tahnijczyków też są przestępcy.Prawda?- Widzieliśmy ich dosyć, kiedy przebywaliśmy na Heath - zgodził się Sten.- Cieszę się, że mnie rozumiesz.Skoro są alfonsi i złodzieje, to dlaczego miałoby nie byćprzemytników?Sten natychmiast chwycił myśl i kazał Kilgourowi działać.Fregaty wyleciały poza sektoryPogranicza.Potem, wisząc w próżni, skrycie obserwowały ruchy pojedynczych statków.Dowywiadu 23.floty komandor nie wysłał ani jednego raportu - Sten wiedział, że gdyby to zrobił, od razu dostałby rozkaz przeprowadzenia śledztwa.W końcu posiadali dosyć danych, żeby stwierdzić, dokąd podążały wszystkie te podejrzane jednostki.Tak, to byli przemytnicy, którzy przekraczali granicę z Tahnem.Okazało się, że mają bazę - a raczej punkt transferowy, gdzie składowali towary z imperium, sprzedawane potem na tahnijskim czarnym rynku.Sten zagarnął kilka statków zmierzających na Romney, sprawdził ich ładunki i przesłuchałzałogi.Następnie wysadził zatrzymanych na odległej planetce pozbawionej łączności,zaopatrzywszy ich w zapasy niezbędne do przetrwania.Sten miał już wiec argumenty, żeby porozmawiać z przedstawicielem czy przywódcąprzemytników.Najwyraźniej tym człowiekiem był John Wild.Sten usiłował wyobrazić sobie, jakwygląda mistrz szmuglerów: czy jest to pięknie wystrojony, tłusty sybaryta, czy szczupły laluś.Nie spodziewał się, że trafi na kogoś, kto przypomina urzędnika imperialnego zakładu pogrzebowego.Nie przypuszczał również, że kwatera Wilda będzie podobna do dyspozytorni.Wild zaproponował Stenowi i Alexowi drinki i wcale się nie zdziwił, gdy odmówili.Sam nalałsobie wody.- Chcecie handlować - zaczął z namysłem.- Czym?- Widziałeś mój okręt.- Owszem.Dobra maszyna.- Dobra, ale niezbyt wygodna.- Czyżby admirał van Doorman nie zaopatrywał was jak należy? - zapytał Wild, ukrywająclekkie rozbawienie.Sten nie raczył odpowiedzieć, wiec szef przemytników kontynuował: - Cosprawia, że uznaliście mnie za osobę, która mogłaby wam pomóc?Sten nie zamierzał już ciągnąć tej słownej szermierki.Wręczył Wildowi karty przewozoweprzechwyconych statków przemytniczych.Wild włożył je do przeglądarki.- Załóżmy, że mam coś wspólnego z tym ładunkiem - powiedział po dokładnych oględzinach.-Może w jakiś sposób znalazłbym odpowiednie zaopatrzenie dla pańskiego okrętu, komandorze.Mówiąc krótko: - ile chcecie na odczepne?Kilgour najeżył się.Sten położył przyjacielowi rękę na ramieniu.- Mylisz się, Wild.Nic mnie nie obchodzi ten cały twój przemyt.- Aha.- Teraz mój ruch.Zgarnąłem twoje statki tylko dlatego, żeby się upewnić, czy nie przemycacie broni albo AM2 na planety Tahnijczyków.Niczego takiego nie znalazłem.Wild wydawał się poruszony do głębi.- Jestem bardzo dumny z jednego, komandorze: - nie mam na składzie kontenera z wojennymigadżetami.Ale gdybym mógł zapewnić ludziom, którzy oczywiście dysponują gotówką, trochęrzeczy uprzyjemniających życie, nie narażając moich klientów na absurdalne formalności celne i wszystkie te zakazy.Chętnie bym się tym zajął.- Dziękuję, panie Wild.Będę z panem równie szczery.Sten i Alex mieli dość prosty plan.Wystarczająco długo prowadzili obserwacje, żebystwierdzić, że po trasach przemytniczych poruszają się w obie strony te same statki.Z tegowynikało, że szmuglerzy korzystają z orbit, niezbyt dobrze kontrolowanych przez tahnijskie patrole.Najważniejsze, że nie przemycali broni ani paliwa.Reszta Stena nie obchodziła.Za nielegalne uzyskiwane dobra Tahnijczycy musieli płacić twardą walutą, co podważało, choćby i marginalnie, tahnijski obieg pieniądza.Sten przedstawił następującą propozycję - interesują go wszelkie informacje dotyczącemilitariów, które mogliby mu przekazać ludzie Wilda.W zamian za to, dopóki nie zajmą sięhandlem bronią, zostawi ich w spokoju.Wild potrząsnął głową i nalał sobie jeszcze jedną szklankę wody.- Niezbyt mi się to podoba - rzekł.- Dlaczego?- Nie ma ludzi aż tak szlachetnych, żeby dotrzymywali tego rodzaju zobowiązań.Sten uśmiechnął się.- Powiedziałem, że chcę pohandlować.Ale nie mówiłem, że ubijam z panem uczciwy interes.Wild odetchnął z ulgą.- Muszę, rzecz jasna, przedyskutować tę sprawę ze swoimi kompanami.- Rób to dyskretnie, Wild - ostrzegł Kilgour.- Gdyby coś przeciekło do Tahnijczyków izastawiliby oni na nas pułapkę.- Może pan liczyć na moją ostrożność, panie oficerze - odparł Wild.- Jestem przemytnikiemod pół wieku i jak do tej pory nikt mnie nie wytropił.Tylko wy dwaj.- Wstał, - Nie przewiduję trudności ze strony kapitanów.A teraz obejrzymy orbity tras przemytu, żeby znaleźć najbardziej dogodne miejsca spotkań?Rozdział trzydziesty dziewiąty- Chyba się trochę zgubiliśmy, młody panie Stenie.- Cholernie dziwne.Obaj mieliśmy przecież świetne wyniki w szkole nawigacji.Jak to sięstało, że znaleźliśmy się o trzy odcinki od bazy? Niech no jeszcze raz spojrzę na mapę.Sten i Alex ponownie pochylili się nad planem Cavite City.Pozostali członkowie załogi“Claggett” kręcili się w pobliżu.Starali się nie śmiać zbyt ostentacyjnie ze swoich przełożonych.- W porządku - rzekł Sten.- Idziemy na południe od Bulwaru Imperialnego.- Już tam byliśmy.- Na lewo od Desslera.- Sprawdzone.- Potem na prawo od Garreta.- Cholera, i to zaliczyliśmy.- Teraz powinniśmy zobaczyć małą alejkę idącą na ukos, w połowie drogi od Garreta.Przebijasię wprost do Alei Burnsa.Przynajmniej teoretycznie.- Ale w rzeczywistości nie ma takiej alejki.Problem polegał na tym, że ulice Cavite City tworzyły mniej więcej taki sam labirynt jak ulice starożytnego Tokio.Na domiar złego, połowa tablic z nazwami była nieczytelna, albo zerwanaprzez bandy chuliganów.Wyprawę rozpoczęli całkiem niewinnie.Sten postanowił nagrodzić swoich ludzi za ciężkąpracę, zapraszając ich na wielką ucztę.Powiedział, żeby wybrali lokal i nie zwracali uwagi na ceny.Był trochę zaskoczony, kiedy się dowiedział, dokąd chcą pójść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL