[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³em pewny, ¿e niezale¿nie od tego,ile rzuc¹ lin, jesteœmy w stanie je przeci¹æ albo usun¹æ, zanim zd¹¿¹ siêwspi¹æ tak wysoko z p³ucami i ramionami pêkaj¹cymi od wysi³ku, próbuj¹c os³oniæswoje zakute ³by, podczas gdy inni równie durni faceci bêd¹ taszczyæ za nimipó³ tony ekwipunku.— Goblin! — Psiakrew! Chcia³em wiedzieæ, co oznacza to œwiat³o.Cieniarze nie wchodzili tam na mury.Zaatakowali wschodnie umocnienia.Nicdziwnego.Budowali je od samego pocz¹tku.By³a to podstawowa praca przy oblê¿eniu, poczêta od zarania dziejów, a todlatego, ¿e twój rozumny, nowoczesny ksi¹¿ê buduje swoj¹ fortecê na stromejskale, przyl¹dku, albo wyspie.Oczywiœcie, ostatnie kilkanaœcie stóp,oblegaj¹cy przemierza mostem, który mo¿e wci¹gn¹æ z powrotem, jeœli kontratakzaczyna byæ zbyt niebezpieczny.Czterysta jardów dalej roztrzaska³a siê kula ognia.Œwieci³a, dopókipo³udniowcy nie zasypali jej piachem przeznaczonym do gaszenia naszych bombzapalaj¹cych.— Jednooki! Zjem twoje pomarszczone jaja na œniadanie!— Rzucaj kule, Cletus — warkn¹³em.— Kto jest goñcem? Stopa? ZnajdŸ Goblina iJednookiego.Zreszt¹ niewa¿ne.Jeden z tych poszkodowanych na umyœle kar³Ã³ww³aœnie siê pojawi³.— Pan dzwoni³, milordzie! — odezwa³ siê Jednooki.— Jesteœ trzeŸwy? Gotowy do pracy? — Zanim zd¹¿y³em zapytaæ, zagapi³ siê na topaskudne œwiat³o ponad miastem.— Co to jest? — zapyta³em.— Œwiat³o wydawa³osiê teraz bardziej upiorne.— Dzieciaku — Jednooki uniós³ d³oñ — a mo¿e by tak wypróbowaæ twój znakomitytalent w tej zes³anej przez bogów godzinie?— Co takiego?— Cierpliwoœci, uparciuchu.Mg³a, kurz, czy cokolwiek to by³o, robi³o siê coraz gêstsze.Œwiat³o za to —coraz jaœniejsze.Oba te zjawiska nie wzmog³y mojego poczucia bezpieczeñstwa.— Gadaj, stary.Nie czas teraz na twoje wyg³upy.— Ten tuman to nie ¿adna mg³a, Murgen.Œwiat³o przez ni¹ nie przeœwieca.Ona jetworzy.— I œwiat³o, i mg³a sunê³y w kierunku miasta.— Gówno prawda.Widaæ st¹d, gdzie p³onie œwiat³o w ich obozie.— To coœ innego.Dwie rzeczy nadchodz¹ równoczeœnie, Murgen.— Trzy, m¹dralo.— Nadszed³ Goblin, rozsiewaj¹c wokó³ siebie zapach piwa.Prawdopodobnie w tajnym browarze wszystko sz³o dobrze, spotkanie z konnic¹by³o ustalone, tak wiêc Goblin i Jednooki wziêli sobie wolne, ¿eby wspomócCzarn¹ Kompaniê w obronie Dejagore.Niech ich strzeg¹ bogowie, kiedy Mogaba odkryje, co zrobili z ziarnemprzeznaczonym na pasze dla koni.Nie mia³em przygotowanej modlitwy o ochronêich ty³ków i ani mi siê œni³o tak¹ przygotowywaæ.— Co? — warkn¹³ Jednooki.— Murgen, ten cz³owiek to chodz¹ca prowokacja.— Patrz, zakuty ³bie — odci¹³ siê Goblin.— Ju¿ siê sta³o.Jednooki wci¹gn¹³ gwa³townie powietrze, najpierw zaskoczony, a potemprzera¿ony.Jako ignorant w dziedzinie magii nie od razu zrozumia³em, o cochodzi.Przez p³on¹c¹ chmurê py³u przemyka³y siê cienie.Drobne istotki, pomiêdzyktórymi coœ nieustannie œmiga³o tam i z powrotem.Pomyœla³em równoczeœnie otkackich czó³enkach i paj¹kach.Cokolwiek to by³o, sieæ czy pajêczyna,tworzy³o siê wewn¹trz chmury p³on¹cego py³u.Nazywali go Wiruj¹cy.Lœni¹ca chmura stawa³a siê coraz wiêksza i jaœniejsza.Pajêczyna ros³a wraz zni¹.— Cholera — mrukn¹³ Goblin.— I co z tym teraz zrobimy?— W³aœnie tego próbowa³em siê od was, b³azny, dowiedzieæ przez ostatnie piêæminut! — rykn¹³em.— Ha!— Mo¿e byœcie poœwiêcili nam chwilê, jeœli ju¿ nic nie potraficie z tym zrobiæ!— wrzasn¹³ Kube³.— Murgen, ci idioci rzucili tyle lin, ¿e nie mo¿emy.Szlag!— Kolejna wi¹zka haków spad³a pomiêdzy nas.Przez chwilê napiê³y siê, cooznacza³o, ¿e jakiœ kretyn próbuje siê wspinaæ.Tak bardzo ufa³em, ¿e po³udniowcy nie maj¹ szans zdobyæ mojego muru.Ludzie uwijali siê z no¿ami, mieczami i toporami.Iluzje krêci³y siê w pobli¿u,spogl¹daj¹c groŸnie.Us³ysza³em czyjeœ utyskiwanie, ¿e w porê nie naostrzy³no¿y.— Gdybyœ trzyma³ fiuta w spodniach, mia³byœ wiêcej czasu — przypomnia³ muRudy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL