[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odkąd Wersal opustoszał podczas Regencji, pary-żanie zaczęli masowo otwierać własne salony: literackie, filozoficzne i takie, w których nie wiadomo, czym się zajmowali.Ale jak dochodziły słuchy, kwitła tam naj-ohydniej sza rozpusta.Z literackich najbardziej znany był salon prowadzony przez paniąDeshoulieres, pozostającej w schyłkowym blasku swej urody, bo miała już pięćdziesiąt pięć lat.Tłumnie gromadziło się w nim wyborowe towarzystwo ludzi pióra.Była prawdziwą muzą zarówno dzięki swej mądrości, jak i wierszom, cieszącym się ogólnym uznaniem.Racine był tam honorowym gościem.Znany był Pałac Rambouillet, w którym wychowała się plejada znakomitych pisarzy, i paryski salon markizy Lambert, który konkurował nawet z Wersalem.Markiza urzędowała w pałacyku de Nevers.Przyjmowała gości dwa razy w tygodniu, we wtorki i środy, szlachciców oraz literatów.Tu bywał przyszły polski król Stanisław August Poniatowski, który jednak częściej odwiedzał salon pani Goffryn, gdzie zajmowano się nie tyle literaturą, ile 284sztuką.Salony stały się w Paryżu bardzo wpływowe.Żeby zostać członkiem Akademii Francuskiej, należało być ich bywalcem.Du Maine postanowiła, że jej salon będzie poświęcony ludzkim zmysłom.W latach 1699-1718 wnuczka Wielkiego Kondeusza zabrała swemu teściowi, Ludwikowi XTV, najmłodszych dworaków, odstraszonych ponurą atmosferą salonu Maintenon.Młodzież gremialnie zaczęła zbierać się w Pałacu Sceaux, gdzie było wesoło i swobodnie.Gospodyni preferowała kult frygijskiej bogini Kybele, z jej filozofią przypominającą swobodę seksualnego popędu markiza de Sade.Młodzież zebrana w jej salonie nie poprzestawała tylko na rozmowach, lecz grała w karty, czego nie wolno było czynić w salonie Lambert, urządzała widowiska teatralne, tańczyła i zajmowała się czarną magią.W 1708 roku gazeta „Mercure Galant" pisała: „Pałac w Sceaux w Paryżu na ulicy Colberta jest siedzibą uciech, wesołości i muz.Dowcip towarzyszy tam zawsze wielkości iwspaniałości".W 1714 roku du Maine urządziła szesnaście „wielkich nocy" – cudownie zorganizowanych wieczorów z iluminacjami, tańcami, śpiewem, recytacją wierszy, opowiadaniem anegdot.Uczęszczała tu najbardziej zdumiewająca kobieta epoki Ludwika XF/, kurtyzana Ninon de Lanclos, która miała już sześćdziesiąt lat i w dalszym ciągu nie rezygnowała z życia ani intelektualnego, ani erotycznego.Rozmawiała swobodnie z Molierem, kochankami jej bywali d'Albret, polski król Jan Kazimierz, a nawet młody ksiądz Chateauneuf.Pani Scarron, obecna Maintenon, dawna jej koleżanka, przezornie z nią zerwała, ale filozofowie i literaci za punkt honoru poczytywali sobie bycie przyjaciółmi znanej kurtyzany.Wolter, jako młodzieniec jeszcze, otrzymawszy od niej dwa tysiące franków na zakup książek, całe życie będzie nazywał ją: „moja dobrodziejka".285 ***To wesołe towarzyskie życie postanowił przerwać regent Filip Orleański, zamykając salon księżnej, aresztując ją i jej męża.Ludwik XIV to przewidział.I gdy Maintenon nalegała, żeby okazał więcej serca swemu nieślubnemu synowi du Maine'owi, król odpowiedział: „To bezużyteczne.Wszystko jedno, po mojej śmierci nie utrzyma tego, co mu daję".Okazało się to prawdą.Filip Orleański stopniowo zaczął na niego nagonkę.Najpierw zabrał jemu i jego bratu, księciu Turenne, prawa, które równały ich z książętami krwi, potem pozbawił go opieki nad małym Ludwikiem XV i członkostwa w Radzie Regencyjnej.Wreszcie oficjalnie wezwał du Maine'a ni posiedzenie rady.W ten upalny majowy dzień 1718 roku nieślubny syn Ludwika XIV, książę du Maine, szczególnie nisko kłaniałsię dworakom.Intuicyjnie czuł, że nic dobrego ta wizyta mu nie wróży.Nie mylił się.W mgnieniu oka utracił wszystko, czekał go areszt oraz konfiskata mienia.Du Maine'a wtrącono do Bastylii, oskarżając o zdradę stanu.Wszystkiemu winna była jego żona.To ona przecież, ta liliputka o żelaznej woli, zrobiła z niego do tego stopnia pantoflarza, że odzwyczaił się myśleć samodzielnie, całkowicie podporządkowując się szaleństwom żony.Nie wiadomo, w jakim momencie jej lite-racko-orgiastycznych wieczorów owładnęła nią szalona myśl, by zająć się polityką.I zajęła się.Snuła spiski, budowała plany obalenia regenta i osadzenia na francuskim tronie Filipa V, króla Hiszpanii.Siebie widziała na stanowisku pierwszej damy dworu, a męża chciała uczynić pierwszym ministrem.Filip Orleański posiadał niezbite dowody zdrady.Do jego rąk trafiły listy, które małżeństwo du Maine pisało 286 ^toa^do hiszpańskiego ambasadora w Paryżu, z zamiarem, aby trafiły do rąk Filipa V.Hiszpański ambasador Cel-lamre z pierwszym ministrem Filipa V Alberonim uknuli przy pomocy du Maine'a spisek, który miał na celu obalenie regenta, ambasador wiózł korespondencję do Madrytu.Spisek wykryto przypadkowo.Pewien hiszpański bankier i oszust z Londynu przyłączył się do kurierów hiszpańskiego ambasadora.Policja od dawna go śledziła.Na granicy został aresztowany, a wraz z jego bagażem przeszukano, naruszając wszelkie międzynarodowe normy, bagaż hiszpańskiego ambasadora, no i znaleziono listy du Maine'ów kierowane na hiszpański dwór.Aresztowano wszystkich spiskowców.Nie oszczędzono lili-putki, którą w Paryżu od pewnego czasu nazywano„diabelską lalunią".Za życia regenta du Maine już nie wyszedł z Bastylii.Jego uwięzienie skróciło życie Mainte-non, która nie mogła się pogodzić zupadkiem pupilka.Tak wysoko wzlecieć i tak nisko upaść! Swego czasuMaintenon nawet namawiała Ludwika XIV, aby zrobił du Maine'a swymnastępcą.I tylko obawa przed wojną domową i trzecią frondą zmusiłykróla do zaniechania tej myśli.Bywalcy salonu du Maine'a bardzo ubolewali nad losem tej ciekawejliliputki.Brakowało im jej dowcipu, hojności i talentu do organizowanianiesamowitych orgii.Jej brata, księcia de Bourbon, niełaska regenta niedotknęła.Został mężem nieślubnej córki króla i Montes-pan, księżnej deNantes.No tak, nadszedł pomyślny czas dla Filipa Orleańskiego.Przyszła poraodpłacić du Maine'owi za wszystkie złośliwości i plotki, które niegdyśrozsiewał po Wersalu, że Filip Orleański truje członków królewskiejrodziny.Każda śmierć królewskich wnuków, syna, książąt287plamiła honor Filipa.Gdy zmarł Ludwik XIV, nadarzyła się okazjarozprawienia się z du Maine'em.Filipa Orleańskiego podpierała dworska koteria, niezadowolona zwywyższenia się bastardów.Za dużo nieprawnych przywilejów dał imkochający ojciec-król.Szczególnie bolało to, że uczynił ich książętamikrwi; bękartów urodzonych z królewskich metres.Mieli wszystko:wysokie posady, pełnili zaszczytne funkcje, posiadali ogromne fortuny.Pławili się w złocie i zaszczytach, podczas gdy „prawdziwi" książęta krwidogorywali w zapomnieniu, bez żadnych posad czy zaszczytnych funkcji.Szczególnie bolała książąt ogromna niesprawiedliwość Ludwika XIV wstosunku do jednego z Contich, kandydata na polskiego króla, który zmarł ze zgryzoty, bowiem król nie okazywał mu łaski, i dosłownie zagnał go w ślepy kąt, z którego tylko śmierć miała go wyzwolić.Jeśli pamiętacie, drodzy czytelnicy, amazonkę Annę de Longueville, to przypomnijcie sobie jej brata, Armanda de Conti, tego nieurodzonego w Bastylii jak jego siostra i Wielki Kondeusz, ale na wolności, a mimo to ułomnego: garbatego, małego wzrostu i z wykrzywioną twarzą chorej małpki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL