[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.DŸwiêk,który nape³ni³ ich energi¹, bo i oni, tak jak drzewo, zaczêli lœniæ.Niezielonym œwiat³em, lecz z³otym blaskiem, który zlewa³ siê i iskrzy³ a¿po³¹czyli siê w jedn¹ wielk¹ z³ot¹ kulê, która po prostu zawis³a pod drzewem.Potem ta z³ota kula rozpad³a siê na œwietlne plamy.Jak olbrzymie œwietlikipojawiali siê i znikali wœród drzew, rzucaj¹c po drodze œwiat³o i cieñ.– Zapamiêtaj ten blask – wymrucza³ Mariano Aureliano.Jego g³os odbi³ siê echemw mojej g³owie.– To blask.surem.Nag³y powiew wiatru rozproszy³ jego s³owa.Ten wiatr by³ ¿ywy, lœni³ na tleciemnego nieba.D¹³ z wielk¹ si³¹, wydaj¹c przy tym dziwne, rozdzieraj¹cedŸwiêki.Potem^bróci³ siê przeciwko mnie.By³am pewna, ¿e chce mnie unicestwiæ.Krzyknê³am zholu, kiedy w moje p³uca wdar³ siê szczególnie lodowaty powiew.Po moim cieleza-gzê³o rozchodziæ siê zimno, a¿ poczu³am, ¿e zupe³nie zesztywnia³am.Nie wiedzia³am, czy przemówi³ Mariano Aureliano, czy sam wiatr.Zarycza³ Wmoich uszach, przes³aniaj¹c wszystko doko³a.Potem znalaz³ siê w moich p³ucach.gakrêci³ siê jak ¿ywa istota zamierzaj¹ca po¿reæ ka¿d¹ komórkê mojegoorganizmu.Czu³am, ¿e padam i wiedzia³am, ¿e umrê.Ale ryk usta³.Ciszazapanowa³a tak nagle, je j¹ us³ysza³am.Rozeœmia³am siê g³oœno, wdziêczna zato, ¿e ¿yjê.X£Ã³¿ko by³o du¿e i przyjemnie miêkkie.Pokój wype³nia³ z³ocisty blask.Pragn¹cnieco przed³u¿yæ tê chwilê dobrego samopoczucia, zamknê³am oczy i sennierozleniwiona pogr¹¿y³am siê w pachn¹cej poœcieli i poduszkach subtelnienasyconych zapachem lawendy.Czu³am jak ka¿dy miêsieñ, ka¿da koœæ w moim ciele napinaj¹ siê, kiedy zaczê³amsobie przypominaæ wydarzenia ubieg³ej nocy, oderwane fragmenty jakiegoœniesamowitego snu.W moich doœwiadczeniach z tych niekoñcz¹cych siê godzin nieby³o ¿adnej ci¹g³oœci, ¿adnej chronologii.Budzi³am siê dwa razy w ci¹gu nocy,w ró¿nych ³Ã³¿kach, w ró¿nych pokojach, a nawet w ró¿nych domach.Te oderwane od siebie obrazy, zupe³nie jakby ¿y³y w³asnym ¿yciem, wszystkie naraz nagromadzi³y siê i rozros³y w labirynt, który jakimœ cudem od razu pojê³am.To znaczy, jednoczeœnie widzia³am wszystkie wydarzenia.Odczuwanie tych obrazówwyrastaj¹cych z mojej czaszki i tworz¹cych wymyœln¹ fryzurê, by³o tak realne,¿e a¿ wyskoczy³am z ³Ã³¿ka i pogna³am przez pokój do metalowo-szklanej toaletki.Trzyczêœciowe lustro przykrywa³ papier ry¿owy.Spróbowa³am oderwaæ róg, alepapier by³ przyklejony do szk³a niczym skóra.Widok szczotki do w³osów w srebrnej oprawie oraz grzebienia do kompletu,buteleczek perfum i s³oiczków z kosmetykami na toaletce mia³ na mnieuspokajaj¹cy wp³yw.Ja równie¿ ustawi³abym te buteleczki i s³oiczki wed³ugwielkoœci, w szeregu, jak narzêdzia.Z jakiegoœ powodu wiedzia³am, ¿e to pokójFlorindy w domu czarownic.Ta œwiadomoœæ przywróci³a mi równowagê.Pokój Florindy by³ ogromny.Z mebli znajdowa³o siê w nim tylko ³Ã³¿ko itoaletka.Sta³y po przeciwnych stronach pokoju, z dala od œcian i pod k¹tem,tworz¹c 2a sob¹ trójk¹tn¹ przestrzeñ.Przez d³u¿szy czas zastanawia³am siê nadustawie-fiiem ³Ã³¿ka i toaletki, nie mog³am jednak dojœæ, czy tworz¹jakiœezoteryczny wzór, którego znaczenia nie rozumia³am, czy jest to po prosturezultat estetycznego ka-Prysu Florindy.Zaciekawiona, dok¹d prowadzi troje drzwi, wypróbowa³am wszystkie.Pierwsze by³yzamkniête od zewn¹trz.Drugie wychodzi³y na ma³e, prostok¹tne, otoczone teurempatio.Zaintrygowana, zaczê³am siê gapiæ w niebo, a¿ w koñcu olœni³o mnie, Zewcale nie jest rano, jak to za³o¿y³am po przebudzeniu, lecz póŸne popo³udnie.Anitrochê nie zaniepokoi³o mnie to, ¿e przespa³am ca³y dzieñ, wrêcz przeciwnie –wprawi³o mnie to w zachwyt.Jestem przekonana o w³asnej bezsennoœci, wiêczawsze mnie raduj¹ napady sennoœci.Trzecie drzwi wychodzi³y na korytarz.Chc¹c jak najszybciej znaleŸæ IsidoroBalta-zara, skierowa³am siê do salonu.By³ pusty.W schludnoœci i prostocie, zjak¹ ustawiono meble, by³o coœ nieprzyjaznego.Nic nie wskazywa³o na to, bypoprzedniego wieczoru ktoœ siedzia³ na tej kanapie.Nawet poduszki stercza³ysztywno, jakby na bacznoœæ.Jadalnia na drugim koñcu korytarza wygl¹da³a na równie opustosza³¹, równiesurow¹.Ani jedno krzes³o nie sta³o na swoim miejscu.Na wypolerowanym blaciemahoniowego sto³u nie by³o ani okruszka, ani plamki, nic nie zdradza³o, ¿eubieg³ego wieczora siedzia³am przy nim z nagualem Mariano Aureliano i panemFloresem i jad³am kolacjê.W kuchni, oddzielonej od jadalni ³ukowato sklepionym przedsionkiem i w¹skimkorytarzem, znalaz³am dzbanek na wpó³ wype³niony champurado i przykryty talerzze s³odkimi tamelami.By³am zbyt g³odna, by zawracaæ sobie g³owê podgrzewaniem.Nala³am sobie pe³ny kubek gêstej czekolady i zjad³am trzy kukurydziane ciastkaprosto z opakowañ w kszta³cie kaczanów.Nadziane kawa³kami ananasa, rodzynkamii p³atkami migda³Ã³w, by³y przepyszne.By³o dla mnie niepojête, ¿e zostawiono mnie sam¹ w tym domu.Nie mog³am jednakzignorowaæ bezruchu wokó³ mnie.Nie by³ to uspokajaj¹cy bezruch, jaki siêodczuwa, kiedy ludzie celowo milcz¹, lecz raczej przyt³aczaj¹ca ciszaopustosza³ego miejsca.Mo¿liwoœæ, ¿e rzeczywiœcie mnie opuszczono sprawi³a, ¿ezakrztusi³am siê kawa³kiem tamali.Wracaj¹c do pokoju Florindy, zatrzymywa³am siê przed wszystkimi drzwiami, jakiemija³am.– Jest tam kto?! – wo³a³am, pukaj¹c kilkakrotnie.Nikt nie odpowiada³.Ju¿mia³am wyjœæ na zewn¹trz, kiedy us³ysza³am niewyraŸny g³os:– Kto wo³a? – G³os by³ g³êboki i zgrzytliwy, ale nie potrafi³am okreœliæ, czynale¿y do mê¿czyzny, czy kobiety.Nie umia³am ustaliæ z której stronypochodzi³, ju¿ me mówi¹c o pokoju.Wróci³am t¹ sam¹ drog¹ i znowu najg³oœniej jak potrafi³am spyta³am, czy ktoœjest w domu.Kiedy dotar³am do koñca korytarza, przez chwilê zawaha³am siêprzed zamkniêtymi drzwiami.Przekrêci³am ga³kê, po czym cicho je uchyli³am iwœlizgnê³am siê do pokoju.Z zaciœniêtymi powiekami opar³am siê o œcianê czekaj¹c, a¿ moje serce nieco siêuspokoi.“A jak ktoœ mnie tu przy³apie?" – pomyœla³am z wyrzutami sumienia.Moja ciekawoœæ wziê³a jednak górê nad poczuciem, ¿e robiê coœ z³ego, kiedych³onê³am powietrze przesycone tajemnic¹, czarami, jakich pe³en by³ ten pokój.Ciê¿kie, ciemne zas³ony by³y zaci¹gniête, a jedyne Ÿród³o œwiat³a stanowi³awysoka lampa do czytania.Jej ogromny aba¿ur obszyty frêdzl¹ rzuca³ kr¹g¿Ã³³tego œwiat³a na szezlong pod oknem.Na samym œrodku pokoju sta³o ³Ã³¿ko zczterema kolumienkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL