[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest to sposób postrzegania pomagaj¹cy przezwyciê¿yæ nawykszukania punktu oparcia.Coœ jak czujnik daj¹cy sygna³, gdy stajemy siêœwiêtoszkowaci i przem¹drzali.Gdy wiedzeni szlachetnymi intencjami s³u¿ymy sprawie pokoju, nie mamy ¿adnejpewnoœci, ¿e wszystko siê powiedzie.Nie mamy ¿adnej gwarancji, ¿e naszestarania odnios¹ po¿¹dany skutek.Jedyne, co nam pozostaje, to wejrzeæ g³êbiejw radoœæ i smutek, œmiech i p³acz, nadziejê i strach - we wszystko, co stanowio ¿yciu i œmierci.Wtedy zdamy sobie sprawê, ¿e lekarstwem na nasze rozterkijest wdziêcznoœæ i czu³a troska.Nie chodzi o postawê typu: "Mniejsza o mnie, ale gdyby œwiat dostosowa³ siê domoich wyobra¿eñ, innym ¿y³oby siê lepiej".Chodzi o rzecz du¿o prostsz¹ - niezamierzamy zbawiaæ œwiata; zamierzamy natomiast ogarn¹æ innych swoj¹refleksj¹.Pierwszych piêæ transcendentalnych dzia³añ to szczodroœæ, dyscyplina,cierpliwoœæ, w³aœciwy wysi³ek i medytacja.S¹ one nierozdzielne z szóstymdzia³aniem - _prad¿ñ¹_, która nie pozwala, by przyczynia³y siê one dozwiêkszenia naszego poczucia bezpieczeñstwa._Prad¿ña_ to m¹droœæ, zrozumienie,które pomaga wyswobodziæ siê z niewoli cierpienia towarzysz¹cego chêci ochronyw³asnego terytorium.[133]Takie s³owa jak szczodroœæ, dyscyplina, cierpliwoœæ i w³aœciwy wysi³ek wielu znas kojarz¹ siê w okreœlony sposób, przywodz¹c na myœl litaniê nakazów izakazów, szkolny regulamin lub moralizatorskie glêdzenie.Jednak sensempraktykowania _paramit_ nie jest nasze dorastanie do narzuconego sobie idea³u.Jeœli s¹dzimy, ¿e chodzi tu o osi¹gniêcie jakiegoœ poziomu doskona³oœci, z góryprzegrywamy.U¿ywaj¹c przenoœni, _paramity_ nie s¹ list¹ przykazañ wyrytych naskale, lecz drog¹ poznawania œwiata.Pierwsz¹ _paramit¹_ jest szczodroœæ, umiejêtnoœæ dawania.Gdy czujemy siêniedowartoœciowani, do niczego, zaczynamy gromadziæ rzeczy.Jesteœmy pe³ni obaw- boimy siê straty, boimy siê, ¿e staniemy siê jeszcze biedniejsi ni¿ do tejpory.Nasza chciwoœæ jest czymœ przygnêbiaj¹cym.Mo¿emy nawet zap³akaæ, gdyzdamy sobie sprawê ze swego przywi¹zania i pazernoœci i pojmiemy, jak wielkiecierpienie to powoduje.Szukamy otuchy, lecz zamiast niej wzrasta w naspoczucie winy, niechêæ i przeœwiadczenie, ¿e najpewniej jesteœmy przypadkiembeznadziejnym.Powody agresji i lêku same znikn¹, gdy pokonamy chêæ zatrzymywania wszystkiegotylko dla siebie.Szczodroœæ sprawia, ¿e patrzymy dalej ni¿ na czubek w³asnegonosa, ¿e wyœwiadczamy sobie i œwiatu wielk¹ przys³ugê, porzucaj¹c stareschematy naszych zachowañ.Im mocniej doœwiadczamy pierwotnego bogactwa nassamych i wszystkiego, co nas otacza, tym ³atwiej jest nam to uczyniæ.Pierwotne bogactwo jest w zasiêgu rêki.Wystarczy daæ sobie chwilê wytchnienia,by ujrzeæ chmurê na niebie, szarego ptaszka, by spokojnie odebraæ telefon.[134] Mo¿na wtedy dostrzec prostotê - rzeczy takie, jakimi s¹, odczuæ zapachy,smaki, emocje, przywo³aæ wspomnienia.Gdy potrafimy po prostu byæ tu i teraz,bez os¹dzania, co dobre, a co z³e, czujemy siê naprawdê bogaci.To bogactwo nienale¿y ani do nas, ani do innych.Jest dostêpne ka¿demu, w ka¿dym momencie.Ukrywa siê w kropli wody, stru¿ce krwi, w rozpaczy i zachwycie.Jest jaks³oñce, które œwieci dla wszystkich bez wyj¹tku, jak lustro, które odbijawszystko, co siê przed nim pojawia.Szczodroœæ wzbogaca nas do tego stopnia, ¿e mamy ochotê usun¹æ wszystko, costaje jej na drodze.Pozbywamy siê zatem ciemnych okularów, d³ugich p³aszczy,pozwalamy siê dotkn¹æ i otwieramy siê na innych.Tak¹ postawê nazywa siêbudowaniem zaufania do wszechprzenikaj¹cego bogactwa.W ¿yciu codziennymdoœwiadczamy go jako ciep³a i elastycznoœci.Gdy przyjmujemy œlubowanie _bodhisattwy_, dajemy nauczycielowi prezent.Jest towa¿ny element ceremonii.Nale¿y ofiarowaæ coœ cennego, z czym trudno nam siêrozstaæ.Spêdzi³am kiedyœ ca³y dzieñ ze znajomym, który waha³ siê, copodarowaæ.Gdy tylko coœ konkretnego przychodzi³o mu do g³owy, zaraz wzrasta³ow nim przywi¹zanie.Po jakimœ czasie sta³ siê k³êbkiem nerwów.Nie móg³ znieœænawet myœli o oddaniu którejkolwiek spoœród tak drogich mu rzeczy.Gdywspomnia³am potem o tym zdarzeniu pewnemu nauczycielowi, ten stwierdzi³, ¿e mójznajomy mia³ doskona³¹ okazjê, by rozwin¹æ wspó³czucie - dla siebie samego iwszystkich tych, którzy podobnie jak on tkwi¹ w pu³apce przywi¹zania.Mo¿emy pomagaæ ludziom, ofiarowuj¹c im dobra materialne.Dzielimy siê¿ywnoœci¹, dajemy ksi¹¿ki lub [135] lekarstwa, a gdy zajdzie taka potrzeba,zapewniamy schronienie.Tak dobrze, jak potrafimy, staramy siê pomagaæwszystkim, którzy wymagaj¹ naszej troski.Jednak prawdziwa przemiana nastêpujewtedy, gdy na przekór przywi¹zaniu darujemy coœ, z czym rozstanie wydaje namsiê niemo¿liwe.Nasze dzia³ania na poziomie zewnêtrznym pomagaj¹ namprzekszta³ciæ g³êboko w nas zakorzenione egoistyczne wzorce zachowañ.Na tyle, na ile potrafimy tak w³aœnie dawaæ, potrafimy te¿ przekazywaæ têumiejêtnoœæ.Nazywamy to darem nieustraszonoœci.Kiedy doœwiadczamy rzeczy wca³ej ich prostocie i dobroci, to nasze koj¹ce uczucie udziela siê te¿ innym.Mo¿emy wspólnie pod¹¿aæ t¹ drog¹, dziel¹c siê doœwiadczeniem w zdzieraniu maseki zrzucaniu zbroi.Wspólnie odwa¿yæ siê wyjœæ z mrocznej kryjówki na otwart¹przestrzeñ.Mo¿emy te¿ dzieliæ siê _dharm¹_.Stosownie do naszych mo¿liwoœci uczymy innychmedytacji, udostêpniamy im ksi¹¿ki i nagrania, dostarczamy informacji owyk³adach i kursach.Zapoznajemy ich z metodami, dziêki którym inni sami dlasiebie odkryj¹, co pomaga im przezwyciê¿aæ przywi¹zanie, co poszerzahoryzonty.¯eby usun¹æ przyczyny agresji, potrzeba dyscypliny - postêpowania ³agodnego,lecz konsekwentnego.Dyscyplina jest paramitq daj¹c¹ nam oparcie, bez któregonie moglibyœmy siê rozwijaæ.Przypomina mi siê odosobnienie, które prowadzi³am zaraz po tym, jak ukaza³a siêmoja ksi¹¿ka The Wisdom of No Escape ("M¹droœæ nieustraszonoœci").Wiêkszoœæosób zdecydowa³a wzi¹æ w nim udzia³, zainspirowana koncepcj¹ _maitri_przenikaj¹c¹ ca³y tekst.Trzeciego dnia, gdy siedzieliœmy wszyscy medytuj¹c,[136] pewna kobieta nagle poderwa³a siê, wyprostowa³a i wyci¹gnê³a na pod³odze.Gdy potem spyta³am j¹, dlaczego tak zrobi³a, odpowiedzia³a: "Poczu³am siêzmêczona, wiêc pomyœla³am, ¿e skoro mamy byæ dla siebie dobrzy, zrobiê sobieprzerwê".Wtedy w³aœnie dosz³am do wniosku, ¿e powinnam mówiæ tak¿e o magicznejsile dyscypliny i o nieuleganiu nastrojom.W 1972 roku po raz pierwszy praktykowa³am z uczniami Trungpy Rinpocze.Jegodzia³alnoœæ dopiero zaczyna³a siê rozwijaæ.Pamiêtam mê¿czyznê siedz¹cego a¿ natrzech poduszkach, które co parê minut obsuwa³y siê, robi¹c wiele zamieszania.Wtedy on na powrót je uk³ada³ i wraca³ do praktyki.Inna uczennica œrednio piêærazy w czasie godzinnej sesji zrywa³a siê i wybiega³a z p³aczem.Podczaschodzonej medytacji mo¿na by³o zaobserwowaæ tyle ekscentrycznych zachowañ, iluby³o praktykuj¹cych.Ktoœ przesadnie zgina³ nogi w kolanach i przy ka¿dym krokuwypycha³ cia³o ku górze, ktoœ inny chodzi³ ty³em.Wszystko to niezmiernie nasrozprasza³o, choæ w sumie by³o bardzo zabawne.Wkrótce potem Rinpocze narzuci³nam pewne normy postêpowania i atmosfera znacznie siê uspokoi³a.To, co staramy siê utrzymaæ w ryzach, to nie nasze z³e sk³onnoœci, leczpragnienie ucieczki od rzeczywistoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL