[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze schodów wynurzy³ siê mê¿czyzna z w³osami zaczesanymi do góry,w czarnymgarniturze i pod obowi¹zkowym krawatem.Domyœli³em siê, ¿e to jeden z tych zMP.– Czym móg³bym panu s³u¿yæ? – zapyta³, choæ przecie¿ nie pyta³em go o nic.– Och, nic.Rozgl¹da³em siê za moimi przyjació³kami.– Janice i Christine s¹ zajête – rzek³ ¿andarm.– Wróc¹ wieczorem.Proszê niew³Ã³czyæ siê zabardzo po zamku –ostrzeg³.– Dlaczego? Czy to areszt domowy? – oburzy³em siê.– Tak bym tego nie nazwa³.Wiêkszoœæ sal w zamku jest w tej chwiliniedostêpnych dlazwiedzaj¹cych.Lepiej poczekaæ, a¿ wróc¹ pañskie znajome.– Czy mogê odwiedziæ tego Polaka, którego macie u siebie, Mirka Dzier¿awskiego?– To Amerykanin, ale i tak to wykluczone! ¯yczê panu mi³ego dnia – powiedzia³ iskry³ siêjak kukie³ka na ni¿szych piêtrach wie¿y.Wróci³em do celi.Wolnoœæ moich ruchów zosta³a ograniczona! By³em w nie lepszejsytuacjini¿ Mirek.Nie by³o to weso³e.Mój pobyt w Zamku dobieg³ koñca i powinienem by³ wycofaæ siê z gry, w którejuczestniczyli ju¿ inni zawodnicy.Powinienem wyjechaæ, wróciæ do Gdañska.Toby³o jasne, alenie³atwo by³o to zrobiæ, nie widz¹c, choæby ostatni raz, Kryszki.Siad³em na ³Ã³¿ku boso i spróbowa³em zrobiæ kwiat lotosu.Prawa noga ci¹gle ztrudnoœci¹lokowa³a siê na lewym udzie.A jednak siê uda³o! Regulowa³em oddech.Mój wzrokzawis³ nazwoju lin, wisz¹cym na œcianie.Oderwa³em siê od rozmyœlañ i z³apa³em za koszyczek z torebkami herbaty, kawy icukru.Obecnoœæ tego koszyczka mog³a znaczyæ tylko to, ¿e gdzieœ tu kryje siêelektryczny czajnik.Wizja fili¿anki gor¹cej, mocnej herbaty uczyni³a perspektywê kilku godzin,dziel¹cych mnie odspotkania z kobietami, znoœniejsz¹.Rozgl¹da³em siê po pokoju i dopiero wówczasujrza³em, cozdarza siê przecie¿ nie tylko pó³g³Ã³wkom.¿e w k¹cie stoi naro¿na, rzeŸbionaszafa.W szafie by³ nie tylko czajnik, ale i telewizor! Napojony herbat¹, wyj¹³em ztorby, w którejgni³ ci¹gle mój komputer, kupion¹ w Londynie fajkê.Fajka i „Trzy zakonnice”,tytoñ, któregosmak przewy¿sza³y tylko usta Kryszki, szybko zreperowa³y poprute œciegi mejduszy.Serfowa³em pilotem po nielicznych kana³ach brytyjskiej telewizji.Myœla³em ju¿,¿e nieznajdê nic ciekawego, gdy nagle us³ysza³em g³os:– Jeœli nie uda siê nam zwalczyæ kryzysu, który dotkn¹³ nasz¹ firmê w³aœnie tu¿przed Wielk¹Promocj¹ Strockerów, to mam obawy, ¿e plany finansowe, jeszcze przedwczorajjasne i ³atwe wrealizacji, jutro mog¹ okazaæ siê niemo¿liwe do wykonania.Dlatego w³aœniezebraliœmy siê dziœi zaprosiliœmy na nasze zebranie Jeffa Colonnê, który specjalnie przylecia³ zBostonu.Witam,Szefie!Odezwa³y siê oklaski i kamera ukaza³a ma³ego, czarnow³osego faceta,wygl¹daj¹cego jakdaleki kuzyn Ala Capone, który aprobuj¹co kiwa³ g³ow¹.– No, mów Bill, co siê tu dzieje?Facet, nazwany Billem, by³ to dr¹gal z trudnoœci¹ mieszcz¹cy siê na ekranie.Mia³ butn¹ minêi znoszony, tani uœmiech, niczym z fotografii na okr¹g³ym lusterku.Gdyby niewzrost i tusza,móg³by byæ gwiazd¹ rock and rolla.Z tymi warunkami fizycznymi by³by te¿niez³ym bokseremlub rzeŸnikiem.By³ jednak szefem komputerowego biznesu.– Wiêc s³ucham? – zachêci³ go Colonna.– Na Old Storr pracuje w tej chwili dwadzieœcia siedem osób.W tym piêæprogramistek,dwanaœcie osób obs³ugi technicznej, ksiêgowoœæ, dzia³ personalny i tak dalej.Zasadniczy jestdla nas dzia³ kreacji nowych programów komputerowych.Programy do strockerów –to przecie¿nasz produkt.W tym w³aœnie dziale bywa³y ró¿ne k³opoty z ¿eñsk¹ czêœci¹personelu – przedewszystkim w³aœnie z programistkami.Po sali przeszed³ szmer, który zarejestrowa³y mikrofony, lecz ujêcie by³ostatyczne, st¹d nieby³o wiadomo, kto za kamer¹ tak szemrze.Bill by³ typem energicznym, wiêcmia³em mo¿noœæobserwowaæ, jak po ekranie telewizora porusza siê jego g³owa.Czasami wisia³a wrogu i wtedyogromnia³ brzuch, gdy zaœ pojawia³a siê w centrum, deformacji ulega³ nos iruchliwe usta.– Nasze programistki zamknê³y siê w kaplicy i pij¹ od czasu, gdy oœwiadczy³y,¿e wyst¹pi¹przeciwko mnie z zarzutem o seksualne molestowanie!– Co tu siê dzieje! – piekli³ siê bostoñski szef, a sala wstrzyma³a oddech.–Chceciedoprowadziæ do klêski ca³ej firmy?– Niech mówi¹ one.Ja nie czujê siê winny.Bill znik³ z ekranu.– Proszê teraz Alice Boring, by powiedzia³a wszystkim, o co chodzi.Zdarza siê czasem, ¿e czyjœ g³os w telewizji ³udz¹co przypomina g³os kogoœdobrze znanegoz realnej rzeczywistoœci, lecz tym razem nie mia³em w¹tpliwoœci.Kobiet¹, którawyg³osi³apoprzednie zdanie, by³a Mirkowa Janice.Ale co to za program angielskiejtelewizji, gdziewystêpowa³a? Nie wspomnia³a o tym ani s³owem.Po chwili w prawym górnym roguzjawi³ siênapis INTRANET i zrozumia³em.Przypadkiem trafi³em na kana³ wewnêtrznejtelewizjizamkowej – przeznaczonej dla kogo? Dla Military Police? Dla w³aœcicieli? Niewiedzia³em.Przed kamer¹, na tle wychodz¹cego na Loch Dunvegan okna (a wiêc programprzedstawia³ to,co siê dzia³o, a mo¿e nawet d z i e j e siê aktualnie!), pojawi³a siê twarzoty³ej, m³odej kobietyo rysach cherubinka, która z wyraŸn¹ niechêci¹ w g³osie mówi³a:– G³Ã³wnym powodem, dla którego przyjê³am pracê na Old Storr, by³a postaæpastora JohnaMcDonald, nazywanego przez nas Aposto³em Pó³nocy.Sta³ siê on wzorem dla ca³ejnaszejbostoñskiej kongregacji.Kiedy przyby³ w 1862 roku na Wyspê, trwa³ tamjeszcze tenponi¿aj¹cy dla kobiet zwyczaj.Œwiêto stoj¹cego Storra.W czasie jesiennychpe³ni ksiê¿ycaœwiat³o lunarne powoduje dziwne zjawisko niewyt³umaczalnego œwiecenia ska³y,zyskuj¹cejwówczas barwê cielist¹, nieco fioletow¹.Dla ca³ej spo³ecznoœci storrañskiejby³o to has³o dlaniebywale rozwi¹z³ego tañca nad brzegiem morza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL