[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak miliardowe sensy, zderzaj¹c siê, nie honor przynosz¹myœli, lecz zgubê.Czy w obliczu takiej fatalnoœci nie jest ju¿ tylkoMilczenie zbawienn¹ Ark¹ Przymierza Twórcy z Czytelnikami, skoro pierwszyzdobywa zas³ugê, powstrzymuj¹c siê od snucia treœci jakichkolwiek, a drugi -przyklaskuj¹c tak okazanej rezygnacji? Zapewne.i mo¿na by powstrzymaæ siê odpisania nawet samych wstêpów, lecz wówczas akt objawionej powœci¹gliwoœci niebêdzie dostrze¿ony, tedy i ofiara nie przyjêta.Tote¿ s¹ moje Wstêpyzapowiedziami takich grzechów, od których siê powstrzymam.To - na planiekalkulacji zimnej i czysto zewnêtrznej.Lecz rachuba nie wyjawia jeszcze, coSztuka zyska na og³oszonych wyzwolinach.Wiemy ju¿, ¿e i niebieskiej mannynadmiar dzia³a kamieniuj¹co.Jak siê od niego ratowaæ? Jak ocaliæ ducha odsamozagwo¿d¿enia? I czy doprawdy w³aœnie tutaj ocalenie, w³aœnie przez Wstêpydobra droga prowadzi? Przywo³any doktor œwietlisty, z hreczkosieja hermeneutyk,Witold Gombrowicz, tak by rzecz wy³o¿y³.Nie o to idzie, czy komukolwiek, achoæby i mnie, pomys³ uwolnienia Wstêpów od Treœci, jakie maj¹ zapowiadaæ,podoba³ siê - albo i nie podoba³.Podlegamy bowiem bezapelacyjnie prawomEwolucji Formy.Sztuka nie mo¿e staæ na jednym miejscu ani powtarzaæ siê wkó³ko: w³aœnie przez to nie mo¿e siê tylko podobaæ.Jeœli znios³eœ jajo, musiszje wysiedzieæ; jeœli wyl¹g³ ci siê z niego ssak miast gada, trzeba mu daæ coœdo possania: je¿eli wiêc kolejny krok doprowadza nas do tego, co budzipowszechn¹ niechêæ, a nawet stan przywomitalny, nie ma rady: dopracowaliœmysiê ju¿ Tego W³aœnie, ju¿ tak daleko dopchaliœmy i doci¹gnêli samych siebie,wiêc z wy¿szego ni¿ przyjemnoœæ nakazu przyjdzie nam obracaæ w oku, w uchu, wumyœle - Nowe, kategorycznie zaaplikowane, bo zosta³o odkryte na drodze henwzwy¿ - tam, gdzie nikt wprawdzie nie bywa³ i bywaæ nie chce, skoro niewiadomo, czy da siê Tam choæ przez chwilê wytrzymaæ - lecz, zaiste, dlaRozwoju Kultury nie ma to najmniejszego znaczenia! Lemat ten, z dezynwoltur¹,w³aœciw¹ nonszalanckiej genialnoœci, ka¿e nam jedn¹ - star¹ - spontaniczn¹,wiêc nieuœwiadomion¹ niewolê - na now¹ zamieniæ; nie rozcina pêt, lecz tylkolon¿ê nam wyd³u¿a; jako¿ gna nas w Niewiadome, zw¹c wolnoœci¹ - zrozumian¹koniecznoœæ.Lecz ja, wyznajê uczciwie, innego ³aknê uzasadnienia dla herezjii buntu.Powiadam tedy: jest poniek¹d prawd¹ to, co siê rzek³o po pierwsze i powtóre, lecz nie ca³¹ prawd¹ - i nie ca³kiem podobn¹ do musu, albowiem, potrzecie, mo¿emy zastosowaæ do kreacji algebrê, u Wszechmocnego podpatrzon¹.Proszê zwróciæ uwagê na to, jak przegadana jest Biblia, jaki rozlewnyPentateuch w opisach rezultatu Genezis - i jak lakoniczny w pokazywaniu jejreceptury! By³ bezczas i chaos, a¿ nagle - ni z tego, ni z owego - powiedzia³Pan: „Niech siê stanie œwiat³o”, po czym sta³o siê i ju¿, a miêdzy jednym adrugim nic - ani szparki nie by³o, ani sposobu? Nie wierzê! Miêdzy Chaosem aStworzeniem by³a czysta intencja, œwiat³em jeszcze nie pora¿ona, w Kosmos niezaanga¿owana do koñca, nie ubrukana - rajsk¹ nawet ziemi¹.By³o bowiem wtedy itam - powstanie szans, lecz nie - spe³nienie; by³ zamiar, przez to boski idlatego wszechmocny, ¿e siê jeszcze w dzia³anie obracaæ nie zacz¹³.By³ozwiastowanie - przed poczêciem.Jak nie skorzystaæ z tej nauki? Nie oplagiat idzie, lecz o metodê.Sk¹d bo wszystko posz³o? Z pocz¹tku, oczywiœcie.A co by³o na pocz¹tku? Wstêp, jak ju¿ wiemy.Wstêp, ale nie samoswój, niesobiepañski, lecz Wstêp do Czegoœ.Przeciwstawmy siê wyuzdanemu ziszczaniu,jakim by³a Genezis - zastosujmy do jej pierwszego lematu algebrêpowœci¹gliwszej kreacji! Podzielimy mianowicie ca³oœæ przez „Coœ”.„Coœ”zniknie wówczas i pozostaniemy - jako z rozwi¹zaniem - ze Wstêpem, oczyszczonymod z³ych skutków - bo od wszystkich gróŸb Wcielenia - albowiem czystointencjonalnym i w tym stanie bezgrzesznym.Nie jest to œwiat - lecz punkttylko bezwymiarowy - ale w³aœnie dlatego w bezkresie.O tym, jak sprowadziæ doniego literaturê, powiemy za chwilê.Pierwej przypatrzymy siê jej s¹siedztwu -bo¿ nie jest ona przecie¿ samotnikiem anachoret¹.Wszystkie sztuki usi³uj¹ dziœwykonaæ manewr zbawienia, poniewa¿ wszechrozprê¿anie siê twórczoœci sta³o siêjej zmor¹, gonitw¹, ucieczk¹ - jak Uniwersum, eksploduje Sztuka w pustkê - nieznajduj¹c oporu, wiêc oparcia.Skoro wszystko ju¿ mo¿na, to i nic niewarte - ipêd obraca siê w cofaninê, poniewa¿ wracaæ chc¹ Sztuki do Ÿród³a, a nie umiej¹.Malarstwo, w pal¹cym po¿¹daniu granic, wlaz³o w malarzy: w ich skórê - i otoartysta wystawia ju¿ samego siebie, bez obrazów, wiêc jest obrazoburc¹wych³ostanym pêdzlami czy utarzanym w oleju i w temperze albo ca³kiem go³y nawernisa¿u - bez barwnej przyprawy.Niestety, ten nieszczêœnik nie mo¿e dotrzeædo autentycznej nagoœci: to nie Adam, to tylko jakiœ pan do roso³u rozebrany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL