[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pi¹te piêtro.Czwarte.Korytarz, bia³y, nadzwyczaj schludny, jak wszystkie, prowadzi³ prosto.3887,3886, 3885, 3884, 3883.Serce uderza³o mi gwa³townie.Trudno by w takim stanie mówiæ.Zatrzyma³em siê,aby nabraæ tchu.- Ostatecznie mogê zajrzeæ tylko do œrodka - pomyœla³em.Gdyby mnie spytano, powiem, ¿e szuka³em majora Ermsa i ¿e siê pomyli³em.Teczkinikt chyba nie bêdzie mi wyrywa³ si³¹ z r¹k.W koñcu to jest mój a instrukcja,w razie potrzeby za¿¹dam, aby zatelefonowali do Wydzia³u Instrukcyjnego, doErmsa.Zapewne, to wszystko bzdura, bo oni i tak wiedz¹.Jeœli wiedz¹, nie mamco biæ siê z myœlami.Usi³owa³em zrekapitulowaæ wszystkie dotychczasoweprzejœcia, które bêdê musia³ podaæ do protoko³u.Jeœli przychwyc¹mnie na jakimœ przeinaczeniu, bêdzie dodatkowo œwiadczy³o przeciw mnie.Tyletego jednak by³o, ¿e j¹³em gubiæ siê w przypadkach, niepewny, czy najpierwwydarzy³a siê historia ze staruszkiem, czy te¿ aresztowanie na korytarzu megopierwszego instrukcyjnego? Oczywiœcie, ¿e najpierw go aresztowano.Zanikn¹³emoczy i nacisn¹³em klamkê.Dobrze, ¿e w tym wielkim, ciemnym, pe³nym kartotek i segregatorów pokoju nikogonie by³o, bo przez dobr¹ chwilê nie wydoby³bym g³osu z piersi.Olbrzymieksiêgi, sterty przewi¹zanych sznurkami papierzysk, s³oiki bia³ego klejukancelaryjnego, no¿yczki, poduszki piecz¹tek i przybory do pisania zawala³ywielkie biurka pod œcianami.Ktoœ nadchodzi³.S³ysza³em, jak pow³Ã³czy nogami.Wuchylonych, bocznych drzwiach, wiod¹cych w nieprzeniknion¹ ciemnoœæ, ukaza³siê niechlujnie wygl¹daj¹cy staruch w poplamionym mundurze.- Pan do nas? - zaskrzecza³.- Do nas? Rzadki, rzadki goœæ! Czym mo¿na s³u¿yæ?Coœ do wgl¹du zapewne?- Ja.e.- zacz¹³em, lecz antypatyczne indywiduum, poci¹gaj¹c nosem, uktórego dynda³a lœni¹ca kapka, ci¹gnê³o:- Szanowny pan po cywilnemu - znaczy, ¿e z katalogu coœ.bardzo proszê,tutaj.Przekusztyka³ obok mebla, który wzi¹³em za wielk¹ szafê, i wprawnymi ruchamipowyci¹ga³, jedn¹ za drug¹, w¹skie, d³ugie szufladki biblioteczne.Jeszcze razrozejrza³em siê po zastawionym pokoju: olbrzymie stosy szparga³Ã³w spoczywa³y ina pod³odze, w k¹tach, pod krzes³ami, powietrze wype³nia³a duszna woñ prochu izle¿a³ych papierów.Przechwyciwszy mój wzrok, staruch zachrypia³:- Pana archiwariusza Gloubla nie ma.Konferencja, proszê pana, co robiæ! Panaarchiwariusza-subdependenta generalnego tak¿e, niestety, nie ma, za pozwoleniem- wyszed³.I w ogóle ja jeden, niech mi wolno bêdzie, na gospodarstwie siêosta³em, Kappril Anteusz do us³ug, jani-tor w dziewi¹tym stopniu s³u¿bowym, zwys³ug¹, po latachczterdziestu i oœmiu.¯ebym siê do stanu spoczynkowego szykowa³ - mówi¹ panowieoficerowie, atoli ja - szanowny pan sam widzi! - niezast¹piony poniek¹djestem.Ale, ale, ja tu gadu-gadu, a pan szanowny zapewne s³u¿bowo spieszy siê?Zamówionko proszê ³askawie do tej oto skrzy-neczki-szkatu³ki i dzwonek proszêusilnie poci¹gn¹æ - zjawiê siê, odszukam w mig, stare oczy, hê hê, zapozwoleniem, nie gorsze od m³odych, przyniosê i, jeœli na miejscu, uprzejmieproszê, a jeœli poza obrêb, to ³askawie tylko cyferkê swoj¹ zechce pan nakarcie, w rubryce „czwórka rzymska ³amane przez Be” umieœciæ - i to ju¿wszystko.Zakoñczy³ tê ochryp³¹ oracjê przeci¹g³ym szastniê-ciem - nie wiem, czy to by³uk³on, czy te¿ nogi mia³ tkniête parali¿em - i wskaza³ zapraszaj¹co rz¹dwysuniêtych szuflad ogromnego katalogu.Zarazem wprawnie podsun¹³ sobie stalowe okulary z nosa na czo³o i znieod³¹cznym przymilnym uœmiechem j¹³ siê cofaæ ku drzwiom, którymi przyszed³.- Panie Kappril - rzuci³em znienacka, nie patrz¹c nañ - czy na tym piêtrze jestProkuratura?- Jak proszê? - otoczy³ gorliwie ucho z³o¿on¹ w tr¹bkê d³oni¹.- Pro.? Nies³ysza³em.Nie, proszê pana.Nie s³ysza³em.- A.Wydzia³ Œledczy? - brn¹³em, nie zwa¿aj¹c na mo¿liwe skutki takiejotwartoœci.- Wydzia³.? Uœmiech jego rzednia³, przeradza³ siê w zdziwienie.- Nie ma iWydzia³u, proszê pana, nie mo¿e byæ, bo tu my jesteœmy, tylko my - nicwiêcej.- Archiwum?- Tak jest, Archiwum, Katalog G³Ã³wny, Biblioteka, siedziba, jak mia³em mo¿noœæzauwa¿yæ, tak jest.Czy mogê jeszcze czymœ s³u¿yæ?- Nie.na razie dziêkujê panu.- Nie ma za co - s³u¿ba.Dzwoneczek tu szykujê dla szanownego pana, napodstawce, tu, proszê, porêczniej bêdzie.Wyszed³, cz³api¹c.Tu¿ za drzwiami rozkaszla³ siê starczo, przeraŸliwie, i tenodg³os, nie zwracaj¹cy uwagi a okrutny, jakby go ktoœ dusi³, oddala³ siê, a¿zosta³em sam w nagrzanej ciszy, przed szeregiem szuflad o mosiê¿nychtabliczkach.- Co to mo¿e znaczyæ? - rozmyœla³em, sadowi¹c siê na krzeœle, które miprzygotowa³.- Czy¿by chcieli wysondowaæ moje zainteresowania? Ale po co? Coim z tego przyjdzie? - Od niechcenia b³¹dzi³em wzrokiem po wygrawerowanychhas³ach.Katalog by³ dzia³owy, nie alfabetyczny, o nazwach: SERWILISTYKA,ESCHATOSKOPIA, TEOLOGIA, FONTY- I MISTYFIKATORYKA, KADAWERYSTY-KA STOSOWANA.Zajrza³em do przegródek teologii.Ktoœ poprzestawia³ sztywne kartki, tak ¿ele¿a³y pomieszane bez ³adu i sk³adu.ANIO£Y - patrz: Komunik.Powietrzna.Tam¿e: Rozkazy dzienne.MI£OŒÆ - patrz: Dywersja.Tam¿e: £aska.ZMARTWYCHWSTANIE - patrz:Kadawerystyka.ŒWIÊTYCH OBCOWANIE - patrz: £¹cznoœæ.Ostatecznie, có¿ mi to szkodzi? - pomyœla³em, wypisuj¹c na formularzu numerjednego z rozkazów dziennych w sprawie anio³Ã³w.Wiele by³o hase³niezrozumia³ych, na przyk³ad: INFERNALISTYKA, CEBERNAUTYKA, INCE-REBRACJA,LEJBGWARDYSTYKA, DEKARNACJA, ale nie chcia³o mi siê nawet grzebaæ pod tymirubrykami - katalog by³ zbyt wielki, podparty drewnianymi kolumienkami,wznosi³ siê pod strop, szeleœci³ jak morze, nawet pobie¿ne jego studiumzajê³oby tygodnie, wyjmowane z szufladek zielone, ró¿owe i bia³e kartkizalewa³y mnie z wolna, sp³ywa³y, trzepoc¹c, na pod³ogê, odk³ada³em po dwie, potrzy, na koniec obejrza³em siê i widz¹c, ¿e wci¹¿ jestem sam, byle jak, niepatrz¹c, powtyka³em je na powrót do szufladek.Czy¿by panuj¹cy w katalogu ba³agan bra³ siê st¹d, ¿e czasem i inni trafiaj¹ tupodobnie jak ja? - zarysowa³o mi siê w wyobraŸni mêtne podejrzenie.Wyprostowa³em siê.Na biurku obok katalogowych szaf spoczywa³y, zwalonepokotem, olbrzymie, czarne tomy encyklopedii.Podnios³em pierwszy z brzegu.Jakto tam by³o? CEBERNAUTYKA? Poszuka³em pod C.„CEBULA - rodzaj operacjiwielowarstwowej”.Nie, nie to.„CEBERNAUTYKA - nauka zastêpcza o p³ywaniu wcebrze.Por.Pseudognozja, tak¿e: Nauki Fikcyjne i Kamufluj¹ce”.Chcia³em zatrzasn¹æ tom, ale otworzy³ mi siê na literze A, u samego pocz¹tku.Uderzy³a mnie kolumna t³usto wydrukowanych hase³, zaczynaj¹cych siê od „Aj” -AJENT.AJENTOWY.AJENCYJNY.u do³u by³ wiêkszy artyku³ pod tytu³emAJENCI i AJENCJE W PRZEKROJU DZIEJÓW.Obok le¿a³ inny toni, otwarty, z zakreœlonym czerwono has³em GRZECH PIERWORODNY- podzia³ œwiata na informacjê i dezinformacjê.- Co za encyklopedia -pomyœla³em, przerzucaj¹c grubymi skibami ca³e pok³ady szeleszcz¹cych kartek,biega³em po nich oczami, coraz natrafiaj¹c na now¹ definicjê: DEKARNACJA -odcieleœnienie, zbez-cieleœnienie, tak¿e wycielenie (por.wysiedlenie), patrz:APARATY INWESTYGACYJNE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL