[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Z piechot¹ nie odszed³ daleko.Dogoniê go,rozbijemy zgrajê i wrócimy.Rozmowa nie mia³a sensu.Ambegen musia³by powtarzaæ ka¿de s³owo trzy razy.— Nie — uci¹³.— Twoi ¿o³nierze pospadaj¹ z koni, o ile bêd¹ mieli z czegospadaæ.Wierzchowców na zmianê nie ma, a te, co przyprowadzi³aœ, s¹ prawiezaje¿d¿one.— Znajdzie siê parê! Niektóre mog¹.— Nie! — powtórzy³ g³oœniej.— Na Szerñ, có¿ to za wredny los sprawi³, ¿e mampodkomendnych, którzy stale próbuj¹ byæ m¹drzejsi ode mnie! Kole¿eñskie uk³adynie sprawdzaj¹ siê tutaj.IdŸ spaæ, Tereza, wkrótce noc, a w nocy mo¿esz mibyæ potrzebna.Koniec, powiedzia³em!Wsta³.Mia³a mniej wyczucia ni¿ Rawat i — jak to zwykle bywa — nie umia³a przyj¹æ odzwierzchnika tego, co sama narzuca³a swoim podkomendnym.— Wezmê chocia¿ dziesiêciu, na najlepszych koniach.Przecie¿ zosta³o trochêjazdy w stanicy? Chocia¿ kilku?— Spaæ.— Jeœli wyruszê zaraz.— podnios³a g³os.Wyszed³ zza sto³u i pochwyci³ j¹ zaoficersk¹ tunikê.— Jeszcze s³owo, a zedrê to z ciebie — ostrzeg³ z gniewem, jakiego nieoczekiwa³a.— Bêdziesz czyœciæ stajnie, albo pomagaæ w kuchni.Zanim wAlkawie rozpatrz¹ twoj¹ skargê (a w¹tpiê, czy pozytywnie!), min¹ dwa miesi¹ce.Przez ten czas bêdziesz sprz¹taæ koñskie gówna.lub gotowaæ, jak ciê znam,podobnie wygl¹daj¹ce i pachn¹ce rzeczy.Pomyœl.Nie bêdzie hasania postepie.Znowu wy³adnia³a.Wyrwa³a siê, odwróci³a i wysz³a.Drzwi huknê³y, a¿ zatrz¹s³siê budynek.Ambegen omal nie ruszy³ za ni¹.Ale zatrzyma³ siê w pó³ kroku, zgrzytn¹³ tylkozêbami i roztar³ mocno d³onie.W rozmowach z podkomendnymi nigdy nie ucieka³siê do pogró¿ek.By³ szczerze rozeŸlony, ¿e zmusi³a go do tego.Powoli wróci³na miejsce za sto³em.Usiad³, wspar³ ³okcie na blacie i mocno przetar³ twarz.By³ Grombelardczykiem.Ka¿dy, kto powa¿nie myœla³ o karierze wojskowej,prêdzej albo póŸniej musia³ trafiæ tutaj, pod Pó³nocn¹ Granicê.Imperium objê³oca³y Szerer i — oprócz Alerów — nie mia³o ¿adnych zewnêtrznych wrogów.S³u¿ba wprowincjach polega³a g³Ã³wnie na patrolowaniu miejskich ulic.W Grobelardzieganiano górskich rozbójników, na Bezmiarach stra¿ morska œciga³a okrêtypirackie, w œrodkowym Armekcie osaczano czasem watahê JeŸdŸców Równin.Aleprawdziwa wojna toczy³a siê tylko tutaj i ka¿dy, kto myœla³ o czymœ wiêcej ni¿patent setnika legii, musia³ spêdziæ parê lat na pograniczu.Dla Armektañczykanie by³o to mo¿e takie trudne.Ale Grombelardczyk najpierw d³ugo musia³ uczyæsiê niezwykle skomplikowanego, armektañskiego jêzyka, bo Kinen — uproszczonajego wersja, rozpowszechniona w ca³ym Wiecznym Cesarstwie — tutaj niewystarcza³a.Potem jeszcze nale¿a³o poj¹æ zdumiewaj¹ce, dziwaczne,niezrozumia³e, czasem sprzeczne ze zdrowym rozs¹dkiem, obyczaje i tradycje tegokraju.Na szczêœcie w wojsku prawie wszystkie kr¹¿y³y wokó³ Niepojêtej PaniArilory, bo inne ¿o³nierz odrzuca³, przechodz¹c z jednego œwiata do drugiego(wojna by³a przecie¿ „innym œwiatem", w rozumieniu Armektañczyka!).Alenajtrudniejsze by³o obcowanie z ludŸmi.Z Armektankami i Armektañczykami.Dzikitemperament cór i synów Równin by³ trudny do okie³znania.Wybucha³ tyle¿ czêstoco nagle, przemieniaj¹c zdyscyplinowanych oficerów, funkcyjnych czy na koniecprostych ¿o³nierzy, w niesfornych awanturników, na których trzeba by³okrzyczeæ, jeœli nie chcia³o siê ich biæ.Ambegen wierzy³, ¿e poradzi sobie poswojemu, ale coraz bardziej têskni³ do sumiennych twardych górali, których mia³pod komend¹ w Grombelardzie.Z tymi tu — ³ucznikami.czasem nie wiedzia³ copocz¹æ.Choæ przecie¿ mieli i zalety.By³y te¿ dobre strony ich trudnych do pojêciaobyczajów.Nikt nigdy nie wypomnia³ mu jego pochodzenia, choæ powszechnie wArmekcie Grombelardem gardzono.W oczach Armektañczyków — ¿o³nierz by³ tylko¿o³nierzem, nikim i niczym wiêcej.Wczeœniej móg³ byæ ch³opem lub ksiêciem.Gdy zosta³ legionist¹, tamto przestawa³o siê liczyæ.Stopieñ wojskowy, pe³nionafunkcja, okazane tchórzostwo b¹dŸ mêstwo.Tylko to mia³o znaczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL