[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzgórze poroœniête by³o traw¹ i ma³ymi krzaczkami.Gdzie niegdzie przecina³y jewezbrane potoki.Gdy zjechali ni¿ej, zaczê³y siê one ³¹czyæ w coraz wiêkszestrumienie.Moropy chlapa³y w nich, parskaj¹c na widok takiej obfitoœci wody.Temperatura ros³a.¯o³nierze rozluŸniali rzemienie, którymi by³a spiêta ichodzie¿.Jason zsun¹³ do ty³u he³m, ch³on¹c m¿awkê, opadaj¹c¹ mu na rozpalon¹twarz.Wytar³ t³uszcz pokrywaj¹cy skórê.Marzy³ o k¹pieli.Zbocze nagle urwa³o siê, przechodz¹c w poszarpany, urwisty brzeg spienionejrzeki.Temuchin kaza³ przyci¹gn¹æ nad krawêdŸ cia³o martwego zwierzêcia iresztki liny.¯o³nierze z wysi³kiem zepchnêli je ze skarpy.Uderzy³o w wodê.rozpryskuj¹c j¹ we wszystkie strony.Po raz ostatni machnê³o uzbrojon¹ w pazury³ap¹, zawirowa³o i odp³ynê³o, znikaj¹c im z oczu.Temuchin bez wahania poprowadzi³ grupê wzd³u¿ brzegu rzeki, na po³udniowyzachód.By³o oczywiste, ¿e wiedzia³ o tej przeszkodzie.Kontynuowali pochód,pokonuj¹c kolejne kilometry.PóŸnym popo³udniem deszcz przesta³ padaæ.Zmieni³siê te¿ zupe³nie krajobraz.Równinê znaczy³y kêpy drzew i krzewów, a niedalekoprzed nimi w promieniach zachodz¹cego s³oñca, widaæ by³o rozleg³y las.Gdytylko Temuchin go ujrza³, zatrzyma³ pochód.- Staæ - rozkaza³.- Ruszymy o zmroku.Jasonowi nie trzeba by³o tego dwa razypowtarzaæ.Pierwszy zeskoczy³ na ziemiê.Wyci¹gn¹³ siê na trawie i zamkn¹³oczy.Wodze moropa owin¹³ wokó³ kostki.Po prze¿yciach ca³ego dnia - ciosie w³eb, obfitym ¿arciu, piciu i wytê¿onym galopie - zwierzê by³o tak¿euszczêœliwione wypoczynkiem.Wyci¹gnê³o siê na ca³¹ d³ugoœæ obok swego ojeŸdŸca z pyskiem w g³êbokiej trawie, któr¹ ¿u³o jeszcze przezsen.Jasonowi zdawa³o siê, ¿e dopiero co zamkn¹³ oczy, gdy obudzi³ go uœcisk palców,szarpi¹cych za nogê.By³o ju¿ ciemno.- Ruszamy - poinformowa³ go Ahankk.Jason usiad³ z wysi³kiem, prostuj¹czesztywnia³e miêœnie i przetar³ oczy z resztek snu.W czasie drogi wyp³uka³ zbuk³aka osad i achadh i nape³ni³ go œwie¿¹ wod¹ ze strumienia.Napi³ siê dosyta, a nastêpnie obficie spryska³ sobie twarz i g³owê.Wody tu nie brakowa³o.Jechali teraz jeden za drugim.Temuchin prowadzi³, Jason by³ przedostatni, aAhankk zamyka³ pochód jako tylna stra¿.S¹dz¹c po jego czujnym, nienawistnymspojrzeniu i trzymanym w pogotowiu mieczu, by³o jasne, ¿e to Jason by³ tym,kogo mia³ pilnowaæ.Wyprawa z odkrywczej zmieni³a siê w wojenn¹ i nomadowie nie potrzebowali ju¿pomocy wêdrownego pieœniarza.Spodziewali siê po nim tylko k³opotów.Jad¹c zty³u nie móg³ nic zrobiæ.Zgin¹³by natychmiast.Siedzia³ wiêc cicho, staraj¹csiê robiæ wra¿enie pos³usznego niewini¹tka.Nawet w lesie poruszali siê bezszelestnie.Miêkkie ³apy moropów z ³atwoœci¹trafia³y w œlad poprzednika.Nie zaskrzypia³a skóra, nie zadŸwiêcza³ metal.Niczym widma mknêli przez namok³¹ deszczem ciszê.Nagle drzewa rozst¹pi³y siê iwjechali na polanê.Niedaleko by³o widaæ s³abe œwiat³o.Patrz¹c na nie spod przymru¿onych powiekJason móg³ rozró¿niæ ciemny kszta³t budowli.Zachowuj¹c ciszê, ¿o³nierze ³agodnym ³ukiem skrêcili w prawo i pojedynczymrzêdem ruszyli w tamt¹ stronê.Byli zaledwie parê metrów od budynku, gdyotwar³y siê drzwi i w oczy uderzy³ ich nag³y blask œwiat³a.W wejœciu, ostrozarysowany na tle jasnego wnêtrza, sta³ cz³owiek.- Braæ go ¿ywcem.Resztê zabiæ! - zanim krzyk Temu-china zd¹¿y³ przebrzemieæ,wojownicy skoczyli do przodu.Jason przypadkowo znalaz³ siê najbli¿ej postaci stoj¹cej w drzwiach, lecz mimoto zdawa³o siê, ¿e wszyscy inni zd¹¿yli go wyprzedziæ.Mê¿czyzna rzuci³ siê w ty³ z ochryp³ym okrzykiem, ale trzech koczownikówuniemo¿liwi³o mu ucieczkê, przytrzymuj¹c drzwi, a jego samego przewracaj¹c naplecy.Wszyscy czterej znaleŸli siê na ziemi.Nagle znieruchomieli.Jason,który w³aœnie zsun¹³ siê z moropa, szybko zorientowa³ siê, dlaczego.W drzwiachpojawi³o siê piêciu mê¿czyzn, trzymaj¹cych napiête ³uki.Dwaj z nich klêczeli, reszta sta³a.W powietrzu rozleg³ siê brzêk zwolnionychciêciw i œwist strza³.Strzelali dwu, mo¿e trzykrotnie.Jason dopad³ ich, gdyprzerwali ogieñ i rzucili siê do œrodka.Znalaz³ siê tu¿ za nimi, lecz walkaby³a ju¿ skoñczona.Pomieszczenie przypominaj¹ce trochê stodo³ê, oœwietlone jedn¹ œwiec¹ by³o pobrzegi wype³nione œmierci¹.Powywracane sto³y, krzes³a, martwi i walcz¹cytworzyli jedno k³êbowisko.Jakiœ siwow³osy mê¿czyzna ze strza³¹ w piersi jêcz¹cwi³ siê na pod³odze.¯o³nierz pochyli³ siê nad nim i uderzeniem toporarozp³ata³ mu krtañ.Rozleg³ siê trzask pêkaj¹cego drewna i wojownicy atakuj¹cybudynek od tym, wdarli siê do œrodka.Ucieczka by³a niemo¿liwa.Przy ¿yciu zosta³ ju¿ tylko jeden obroñca - ten, który poprzednio sta³ wdrzwiach.Wci¹¿ jeszcze walczy³.By³ to wysoki mê¿czyzna, który os³ania³ siêwielkim dr¹giem.Mogli go ³atwo zabiæ - wystarczy³aby jedna strza³a - alenomadowie chcieli wzi¹æ go ¿ywcem.Jeden z nich siedzia³ ju¿ na pod³odze, trzymaj¹c siê za nogê, drugi natomiastzosta³ rozbrojony na oczach Jasona; jego miecz pofrun¹³ w k¹t.Cz³owiek z nizinby³ nieosi¹galny od przodu, a za sob¹ mia³ œcianê.Jason móg³ pomóc.Rozejrza³ siê dooko³a i spostrzeg³ oparty o œcianê stojak zrolniczymi narzêdziami.Sta³a wœród nich ³opata z d³ugim trzonkiem."Ta bêdziedobra" - pomyœla³.Chwyci³ jaw obie rêce i silnie uderzy³ œrodkiem styliska wkolano.Wygiê³a siê, ale nie pêk³a.- Ja go wezmê - krzykn¹³, rzucaj¹c siê do walki.SpóŸni³ siê o u³amek sekundy.Dr¹g spad³ na ramiê koczownika, wytr¹caj¹c mu miecz i ³ami¹c koœci.Jason zaj¹³ jego miejsce i zamachn¹³ siê ³opat¹, celuj¹c w nogi przeciwnika.Ten szybko opuœci³ koniec dr¹ga, by skontrowaæ uderzenie.Gdy drzewce zderzy³ysiê, Jason wykorzysta³ si³ê ciosu, by odwróciæ kierunek ruchu i zataczaj¹c ko³okoñcem styliska, usi³owa³ trafiæ w szyjê mê¿czyzny.Temu znów uda³o siêodeprzeæ cios, ale czyni¹c to musia³ zrobiæ krok naprzód.Odwróci³ siê odœciany.Ahankk, który wszed³ razem z Jasonem, trafi³ go obuchem w g³owê.Nieprzytomny mê¿czyzna osun¹³ siê na pod³ogê.Jason odrzuci³ ³opatêi podniós³ le¿¹cy dr¹g.Broñ mia³a ze dwa metry d³ugoœci i by³a wykonana z mocnego elastycznego drewna,okutego ¿elaznymi pierœcieniami.- Co to jest? - spyta³ Temuchin, przygl¹daj¹c siê zakoñczeniu walki.- Kij.Prosta, ale skuteczna broñ.- A ty potrafisz jej u¿ywaæ? Mówi³eœ, ¿e nic nie wiesz o nizinach.Jego twarz by³a pozbawiona wyrazu, ale oczy p³onê³y wewnêtrznym ogniem.Jasonzda³ sobie sprawê, ¿e jeœli nie znajdzie zadawalaj¹cego wyjaœnienia, do³¹czy docia³ spoczywaj¹cych na ziemi.- I nadal nic nie wiem, a w³adaæ t¹ broni¹ nauczy³em siê bêd¹c jeszczedzieckiem.Ka¿dy w moim plemieniu umie siê ni¹ pos³ugiwaæ.Pomin¹³ przy tym okolicznoœæ, ¿e chodzi mu nie o Pyrrusan, lecz o rolnicz¹spo³ecznoœæ na Pogorstorsaand, daleko na drugim koñcu galaktyki, gdzie siêwychowa³.Przy sztywnym podziale klasowych, prawdziw¹ broñ nosili tylko¿o³nierze i arystokracja.Nie mo¿na jednak zabroniæ cz³owiekowi mieszkaj¹cemu wlesie noszenia kija.Dr¹gi by³y wiêc w powszechnym u¿yciu i Jason zupe³nienieŸle w³ada³ niegdyœ t¹ nieskomplikowan¹ broni¹.Temuchin odwróci³ siê.Na razie zadowoli³a go ta odpowiedŸ.Jason na próbêzakrêci³ dr¹giem.By³ dobrze wywa¿ony.Koczownicy sprawnie pl¹drowali budynek, który okaza³ siê czymœ w rodzaju farmy.¯ywy inwentarz, trzymany pod tym samym dachem, zosta³ równie¿ wyr¿niêty.KiedyTemuchin mówi³: ,,zabijaæ’’, w³aœnie to mia³ na myœli.Jason patrzy³ na têrzeŸ, ale nie pozwoli³ sobie na zmianê wyrazu twarzy nawet wówczas, gdy jeden zwojowników w poszukiwaniu ³upu podniós³ drewnian¹ klatkê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL