[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Action zrozumia³ to istraci³ zainteresowanie ¿yciem.Nie rwa³ siê na wolnoœæ, w ogóle nigdzie siênie wybiera³.Jego jedyn¹ radoœci¹ by³y polewki z ajdyn-czumry.Bardziejdoœwiadczeni owocownicy (tak ich teraz nazywano) opowiedzieli mu, co tu jestgrane.Có¿, narkotyk to narkotyk.Action zacz¹³ marzyæ o wielkich dawkachczumrytu, próbowa³ nawet w czasie pracy odrywaæ zêbami kawa³ki superowoców, aledziesiêtnicy zawsze go przy³apywali i bardzo mocno bili.Tak p³ynê³o ¿ycie.Jeœli to mo¿na nazwaæ ¿yciem.Z wieczornych rozmów powoli uk³ada³ siê ogólny obraz, ale zrozumieæ wszystkiegonie by³o sposobu.Owocownicy (gastarbeiterzy, brottslingi, sierœciuchy),najni¿sza kasta na planecie, mieli zakaz dostêpu do jakichkolwiek informacji.To, co wiedzieli i pamiêtali z przesz³oœci, katastroficznie szybko wymazywa³osiê z pamiêci.Action ze zdumieniem spostrzeg³, ¿e jego pamiêæ jest du¿obardziej odporna na wp³yw czumrytu ni¿ u innych.Podobnie by³o z w³osami.Wiêkszoœci wychodzi³y ca³ymi garœciami, co odbija³o siê na ogólnym staniezdrowia.Œmiertelnoœæ by³a bardzo wysoka.Dziesiêtnicy woleli wynosiæ zplantacji czy baraków jeszcze ¿ywych owocowników, ale czasem przegapiali momenti musieli zabieraæ trupy.Najwidoczniej uwa¿ano, ¿e ogl¹danie nieboszczyków Ÿlewp³ywa na produktywnoœæ.Action okaza³ siê wyj¹tkowo ¿ywotny.Nie wiedzia³, jak d³ugo ju¿ tu jest,straci³ rachubê w tym nie koñcz¹cym siê koszmarze, ale wiedzia³ jedno: wieluludzi, których przywieziono tu po nim, ju¿ nie by³o.Umierali na jego oczachalbo wycieñczeni wpadali do kana³u i topili siê.Byli równie¿ niektórzy równie¿ywotni jak on, którzy jednoczeœnie mieli odporniejsz¹ pamiêæ.Ci usi³owali siêw tym wszystkim zorientowaæ, próbowali nawet stworzyæ wspólny front,zorganizowaæ coœ w rodzaju podziemnego ruchu, marzyli o ucieczce.Koniec by³niezmiennie ten sam - w ich szeregi zakrada³ siê zdrajca, donosiciel, na jegosygna³ zjawiali siê dziesiêtnicy i g³Ã³wni spiskowcy ginêli od ciosów pa³ek.Wœród “¿ywotnych” mo¿na by³o wyró¿niæ szczególny rodzaj owocowników, którychmiejscowa ochrona nazywa³a opêtanymi.Nagle opanowywa³o ich przemo¿nepragnienie, by wszystkim pomóc, nawet w³asnym drêczycielom.Zaczynaliwieszczyæ, agitowaæ, wzywaæ do walki.Niektórzy dla wzmocnienia efektu uczylisiê pojedynczych zdañ po monalojsku, chocia¿ ten jêzyk by³ nie do opanowaniadla normalnego cz³owieka.Wyst¹pienia opêtanych koñczy³y siê równie smutno.Jakmo¿na by³o nie rozumieæ tak elementarnych rzeczy? Mimo to ci¹gle siê zdarza³o,¿e ludzie nagle zaczynali krzyczeæ w œrodku roboczego dnia.Najwidoczniej by³to jeden z rezultatów narkotycznego zatrucia.Pewnego dnia to straszne doœwiadczenie spotka³o Actiona.Pod koniec nieznoœnied³ugiego, ciê¿kiego, dusznego, wró¿¹cego burzê dnia us³ysza³ g³os, nakazuj¹cymu natychmiast oznajmiæ wszystkim bardzo wa¿n¹ informacjê.Mo¿liwe, ¿ezawartoœæ czumrytu w organizmie przekroczy³a masê krytyczn¹, a mo¿e Solvitz lubktoœ inny zaw³adn¹³ jego os³abionym rozumem.Action nie potrafi³ oprzeæ siêrozkazowi i zacz¹³ siê drzeæ jak najprawdziwszy opêtany owocownik.By³o muobojêtne, co stanie siê z nim póŸniej, teraz liczy³o siê tylko jedno uprzedziæludzi o nadchodz¹cej erupcji wulkanu i wszystkich zwi¹zanych z tymnieszczêœciach.Krzycza³ najpierw w miêdzyjêzyku, a potem, tak jak umia³, pomonalojsku.Krzycza³, bo tak nakazywa³ mu wewnêtrzny g³os.Pozna³ go - nale¿a³do Teodora Solvitza.Albo tylko sobie to wmówi³, bo tak by³o wygodniej.Po wyg³oszeniu swojego tekstu Action ju¿ z w³asnej woli zacz¹³ wykrzykiwaæ to,co nagle wyda³o mu siê szczególnie wa¿ne:- Odszukajcie Jasona dinAlta.Powiedzcie mu, ¿e to wszystko zrobi³ TeodorSolvitz.Action starannie u³o¿y³ to zdanie po monalojsku i bardzo wyraŸnie wykrzycza³ jekilka razy.Teraz by³ ju¿ pewien, ¿e to piek³o jest dzie³em Solvitza.Sam siêdo tego przyzna³.Trudno wprawdzie s¹dziæ, ¿eby ten szaleniec specjalnie dlajednego cz³owieka zatru³ ca³¹ planetê, ale jego udzia³ nie ulega³ w¹tpliwoœci.Action przekona³ siê o tym, gdy po³¹czy³ swoj¹ znajomoœæ monalojskiego zes³owami kap³ana Fiodora na Ergisi.“Monaloi” w t³umaczeniu z jêzyka tafioznacza³o w³aœnie “¿art geniusza”.PóŸniej okaza³o siê, ¿e ¿ywotnoœæ Actiona jest jeszcze bardziej niezwyk³a, ni¿mo¿na to sobie wyobraziæ.Pobity pa³kami, przele¿a³ bez ruchu dziesiêæ minut,po czym uda³o mu siê odpe³zn¹æ od uciekaj¹cych w panice dziesiêtników iowocowników.Lawiruj¹c miêdzy strugami niemal wrz¹cej wody i d³ugimi rzêdamikolczastych krzewów ajdyn-czumry, tu i ówdzie stoj¹cych w p³omieniach, Actionprzedar³ siê do gêstego lasu.W ogólnej panice nikt tego nie zauwa¿y³.Nastêpnego dnia znaleŸli go striderzy.Nawet siê do nich przy³¹czy³, chocia¿ cistraceñcy wywarli na nim przygnêbiaj¹ce wra¿enie - zachowywali siê jakkompletni szaleñcy.Prawdziwi opêtani owocownicy, w dodatku na wolnoœci.Istnydom wariatów.Ale dali mu ¿ycie.Tu, w lesie, by³o prawdziwe ¿ycie, niewegetacja niewolnika w narkotycznych oparach zapomnienia.W lesie by³o mnóstwo jedzenia i ¿adnych okrutnych nadzorców - prawdziweszczêœcie dla by³ego brottslinga.Pewnej nocy Action wyraŸnie poczu³, ¿e Jason dinAlt jest na Monaloi.Halucynacje? Mo¿liwe, ale po tylu spe³nionych przepowiedniach Action zacz¹³wierzyæ w intuicjê, wewnêtrzne g³osy i inne niejasne przeczucia.Zaryzykowa³ iopowiedzia³ o Jasonie striderom.Na walnym zebraniu uchwalono, by wys³aæActiona na spotkanie ze s³ynnym bratem.W tym celu Action mia³ siê zakraœæ dorezydencji su³tana i porwaæ szybki krêciskrzyde³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL