[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Joe też przyjdzie.Rozłączyłam się i oddałam mu telefon.- Będziesz tego żałować.- Kobieta w ciąży zawsze promienieje - oznajmiła babcia.- Może i promienieję, ale nie jestem w ciąży.Babcia spojrzała na mój brzuch.- Ale tak wyglądasz.Cholerna włoska kuchnia!- To przez ciasto.- Pewnie zechcesz się pozbyć tego ciasta do ślubu - zauważyła babcia.- Bo będziesz musiała kupić taką empirową sukienkę bez talii.- Nie będzie ślubu - warknęłam.- A może w sali?- W jakiej sali?- Pomyślałyśmy, że można by urządzić wesele w sali Domu Polskiego.To najlepsze miejsce, a Edna Majewski powiedziała, że ktoś się wycofał, więc jest szansa, tylko trzeba działać szybko.- Chyba nie wynajęłyście sali na moje wesele?- No, nie wpłaciłyśmy depozytu.Nie znamy jeszcze daty.Spojrzałam na Joego bezradnie.- Ty im to wytłumacz.- Ktoś podpalił mieszkanie Stephanie, więc wynajmuję jej pokój do czasu zakończenia remontu.- A seks? - palnęła babcia z wielkim zainteresowaniem.- Uprawiacie seks?- Nie.- Przecież to prawda.Od niedzieli.- Na twoim miejscu bym uprawiała.- Jezu! - mruknął ojciec.Matka podała mi ziemniaki.- Mam dla ciebie formularze ubezpieczeniowe.Ed oglądał twoje mieszkanie i powiedział, że nic z niego nie zostało.Podobno ocalała tylko baryłeczka na ciastka.Spojrzałam na Morellego wyzywająco, tylko czekając na jakąś uwagę o baryłeczce, ale on z zajęciem nakładał sobie groszek.Rozległ się dzwonek telefonu i babcia podreptała do kuchni, żeby go odebrać.- Do ciebie, Stephanie! - krzyknęła.- Obdzwaniam całe miasto, żeby się znaleźć! - zawołała zdenerwowana Lula.- Mam nowe wiadomości.Joyce Barnhardt przed chwilą dzwoniła do Vinniego i Connie ich podsłuchała.Joyce powiedziała Vinniemu, że zmusi go, żeby szczekał jak pies, jeśli tylko odda jej tę sprawę z powrotem, i jak myślisz, co się stało?- Chyba wiem.- Tak, a potem powiedziała Vinniemu, skąd bierze nowe poszlaki w sprawie Maxine.I znamy nazwisko tego małego padalca, który jej pomaga.- Ha!- Więc tak mi się zdaje, że powinnyśmy złożyć mu wizytę.- Teraz?- Masz coś lepszego do roboty?- Nie.Może być i teraz.- Przyjadę po ciebie, żeby nie tłuc się tym buickiem.Kiedy wróciłam do stołu, wszyscy przestali jeść.- No i.? - spytała babcia.- To była Lula.Muszę szybko zjeść i spadam.Mamy nowy trop.- Też mogłabym pojechać, tak jak poprzednim razem.- Dzięki, ale wolałabym, żebyś została w domu i porozmawiała z Joem.Babcia puściła oko do Morellego, który miał taki wyraz twarzy, jakby się czymś dławił.Dziesięć minut później usłyszeliśmy pisk opon i potwornie głośny łomot rapu.Potem rap umilkł jak nożem uciął i Lula stanęła w progu.- Mamy mnóstwo gulaszu! - zawołała do niej babcia.- Chcesz trochę? Moja matka zerwała się na równe nogi i pobiegła po dodatkowy talerz.- Gulasz - powtórzyła Lula.- Kurczę, jak ja lubię gulasz.- Zawsze chciałam siedzieć przy stole z Murzynką - wyznała babcia z oczami rozjaśnionymi szczęściem.- A ja zawsze chciałam siedzieć przy stole z taką chudą białą starowiną, więc pewnie obie mamy szczęście.Babcia i Lula wykonały jakiś dziwny uścisk ręki.- W dechę - powiedziała babcia.Po raz pierwszy w życiu jechałam nowym firebirdem i zżerała mnie zazdrość.- Jak to możliwe, że stać cię na taki samochód? I jak to możliwe, że już ci wpłacili odszkodowanie, a ja ciągle czekam?- Po pierwsze, w mojej okolicy wszystko jest tanie.A po drugie, ja je biorę w leasing.Jak spalę jeden wozik, to dają mi drugi.Spoko wodza.- Może też tak powinnam zrobić.- Tylko im nie mów, że twoje samochody ciągle wylatują w powietrze.Jeszcze by pomyśleli, że jesteś ryzykowną inwestycją.- Lula skręciła w Hamilton.-Ten klient, Bernie, pracuje w supermarkecie przy trasie 33.Kiedy nie sortuje pomarańczy, zajmuje się sprzedażą dobrych papierosków, co tłumaczy jego związki z Barnhardt i mamuśką Nowicki.Nowicki gada do niego, a on gada do Barnhardt.- Joyce powiedziała, że to kontakty z kimś, kto robi w handlu detalicznym.- A nie? Z tego, co podsłuchała Connie, wynika, że ten facet jest optycznie upośledzony.- Ślepy?- Brzydki.Lula skręciła na parking przed sklepem.O tak późnej porze nie było tu wielu klientów.- Joyce powiedziała, że to mały jurny troll, więc jeśli nie chcesz kupować prochów, może zaproponuj mu jakąś przysługę.- Na przykład seksualną?- Nie musisz dotrzymywać obietnicy.Wystarczy obiecać.Sama bym się tym zajęła, ale on jest chyba bardziej w twoim typie.-A co to za typ?- Biały.- Jak go mam znaleźć?-Nazywa się Bernie.Pracuje w dziale owoców.Wygląda jak mały jurny troll.Przyjrzałam się sobie w lusterku wstecznym, napuszyłam włosy i pomalowałam usta.- Jak wyglądam?- Z tego co słyszałam, facetowi nie zrobiłoby różnicy, nawet gdybyś szczekała i ganiała za samochodami.Znalazłam Berniego bez problemu.Stał odwrócony do mnie plecami i metkował winogrona.Miał bujne kędzierzawe włosy na skroniach i łysinę na czubku głowy, która wyglądała jak wielkie różowe jajo.Był niziutki, a budową ciała przypominał hydrant.Włożyłam do wózka torbę ziemniaków i ruszyłam ku niemu.-Przepraszam.Bernie gwałtownie odwrócił się, zadarł głowę i spojrzał na mnie.Lekko rozchylił grube usta, łudząco podobne do rybiego pyska, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku.- Ładne jabłka - powiedziałam.Bernie coś zabełkotał, a jego oczy ześliznęły się ku moim piersiom.- Czy są narkotyki? - dodałam grzecznie.- Że co? To jakieś żarty?- Moja przyjaciółka powiedziała, że mogę kupić u pana prochy.- Ach, tak? A co to za przyjaciółka?- Joyce Barnhardt.Oczy mu zabłysły w sposób zdradzający, iż Joyce prawdopodobnie nie musiała płacić gotówką za marihuanę.- Znam Joyce, ale nie twierdzę, że sprzedawałem jej prochy.- Mamy jeszcze inną wspólną przyjaciółkę.- Kogo?- Nazywa się Nowicki.- Nie znam żadnej Nowicki.Opisałam mu ją.- A, to pewnie Francine.Fajna jest.Tylko nie znałem jej nazwiska.- Dobra klientka?- Aha.Kupuje mnóstwo owoców.- Widział ją pan ostatnio?Spojrzał na mnie przebiegle.- Jak wiele to dla ciebie znaczy?O, to nie brzmiało dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL