[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscyinni najwyraŸniej w œwiecie stracili przytomnoœæ umys³u.— Co tu by³o, na litoœæ bosk¹, natychmiast opowiedz! — domaga³am siê, usi³uj¹cj¹ oderwaæ od bliskiego apopleksji Stefana.— Jeszcze go szlag trafi — odpar³a Alicja z niepokojem.— Nie wiesz, czy tuktoœ nie ma kieliszka wódki?— Do tej pory?! Nawet jeœli mieli, to z pewnoœci¹ ju¿ dawno wypili.Daj mutrochê wody i niech g³êboko oddycha.— Po co ma g³êboko oddychaæ? To pomaga?— Nie, ale zajmie siê tym i wœciek³oœæ mu przejdzie.Po krótkim namyœle Alicja kiwniêciem g³owy przyzna³a mi s³usznoœæ.Zrezygnowa³am na razie z uzyskania wyczerpuj¹cych informacji, przynios³yœmywody od razu w kilku szklankach i rozda³yœmy wszystkim obecnym, niewy³¹czaj¹c Marka, który dopiero w tej chwili wszed³ do pokoju.— Co to? — spyta³ z lekkim zdumieniem, podejrzliwie ogl¹daj¹c otrzymanenaczynie.— Woda? Czy ja to muszê wypiæ?— Nie pij, jak nie chcesz, zostaw sobie na wszelki wypadek.Nie wiadomo, co tujeszcze bêdzie.— Myœla³em, ¿e picie wody nale¿y do specjalnego rytua³u œledztwa, coœ tak jakten osio³ z brzuchem.W pokoju wci¹¿ jeszcze panowa³o potê¿ne zamieszanie.Z najwiêkszym trudem, pod³ugich wysi³kach zdo³a³am siê wreszcie dowiedzieæ, o co chodzi, i toniedok³adnie.Zaraz po mnie wezwali na egzamin Stefana, jako najbli¿szego wspó³pracownikaofiary.Trzeba szczêœcia, ¿e wzywaj¹c go trafili akurat na chwilê, kiedyWiesia publicznie oznajmia³a rewelacyjne rzeczy.Oœwiadczy³a mianowicie, ¿eTadeusza zabi³ Stefan z zazdroœci o ni¹, a jako drug¹ wersjê przyjê³apope³nienie morderstwa przez Monikê, która, jej zdaniem, pragnê³a ukryæ w tensposób fakt wspó³¿ycia równoczeœnie z Kacprem i z Kajtkiem.W myœl wypowiedziWiesi Stolarek o tym wiedzia³ i Monika w sposób radykalny zamknê³a mu usta nawieki.Wiesia wyg³asza³a to wszystko, stoj¹c ty³em do drzwi w pokoju sanitarnych, a zani¹ sta³ pan kapitan, cierpliwie wys³uchuj¹cy jej oracji.Stefan nie zd¹¿y³zareagowaæ na przemówienie Wiesi, bo zosta³ wepchniêty do gabinetu, alenatychmiast po wyjœciu stamt¹d powetowa³ to sobie.Wynikiem piekielnejawantury, z któr¹ wpad³ do œrodkowego pokoju, gdzie schroni³a siê wystraszonaWiesia, by³a wspania³a furia Moniki i zdumiewaj¹cy czyn Kacpra, który ni ztego, ni z owego lun¹³ w pysk swego potomka i pad³ na kolana przed Monik¹ zowym rozdzieraj¹cym krzykiem: „Przebacz, przebacz".Tego ju¿ nikt nie móg³zrozumieæ, a Kacper, przyszed³szy do siebie, odmówi³ jakichkolwiek wyjaœnieñ.Najmniej zdziwienia wzbudzi³o we mnie sponiewieranie Kajtka, bo zna³am niecooryginalne metody wychowawcze Kacpra.Tresowa³ swoich synów, ³agodnie mówi¹c,staroœwiecko.Doroœli faceci ca³owali ojca w rêkê i z pokor¹ przyjmowali iœcieszlacheckie lanie na kobiercu, co im nie przeszkadza³o chodziæ ze srogimrodzicem na wódkê.Ca³e biuro o tym wiedzia³o i wszyscy ju¿ do owychosobliwoœci przywykli.Natomiast nigdy dotychczas w tak dziwny sposób nikt zpersonelu nie wyra¿a³ skruchy.Nie zd¹¿y³am sobie uporz¹dkowaæ zdobytych wiadomoœci, bo tê w³aœnie chwilêw³adze œledcze wybra³y na wyniesienie zw³ok Tadeusza z sali konferencyjnej.Zaprz¹tniête awantur¹ grono zapomnia³o niemal o zasadniczej przyczyniewszystkich wydarzeñ, zw³aszcza ¿e owa przyczyna ci¹gle jeszcze wydawa³a siênam kompletnym absurdem.Najbardziej zaprzyjaŸnieni z Tadeuszem byli Jarek iKajtek.Jarek, w oparach œwie¿o nadu¿ytego alkoholu, mia³ spóŸnione reakcje ifakt œmierci Stolarka jeszcze do niego w pe³ni nie dotar³, a Kajtek milcza³.Milcza³ nawet wtedy, kiedy dosta³ od ojca w pysk.Reszta reagowa³a w zasadzieprawid³owo, to znaczy, uznawszy katastrofê za nieodwracaln¹, poniecha³a ³amaniar¹k i zajmowa³a siê sprawami ¿ywych.Nieboszczyk jest jednak nieboszczykiem, tote¿ teraz nagle widok zw³ok,przykrytych plastykow¹ p³acht¹, wynoszonych na noszach, uczyni³ wstrz¹saj¹cewra¿enie.Zanim milicjanci zdo³ali siê przedostaæ przez w¹skie wyjœcie z saliju¿ ca³y personel zd¹¿y³ zgromadziæ siê na korytarzu i z koniecznoœci utworzyæd³ugi szpaler.¯egnany grobowym milczeniem nagle ucich³ych wspó³pracowników poraz ostatni œwiêtej pamiêci Stolarek opuœci³ progi biura.— No i koniec — powiedzia³ z gorycz¹ Janusz.— By³ cz³owiek, nie macz³owieka,,,Wszystkim nam siê zrobi³o na nowo nieprzyjemnie i staliœmy tak, milcz¹c, w tymszpalerze, chocia¿ za noszami ju¿ dawno zamknê³y siê drzwi.Nagle na œrodekwyst¹pi³ W³odek, ci¹gle bladozielony na twarzy.— Kole¿anki i koledzy.— powiedzia³ natchnionym g³osem,— Nie! — krzyknê³a Alicja.— Wszystko zniosê, ale nie przemówienie! Zabierzciest¹d tego ba³wana!.— Daj spokój, W³odek — powiedzia³ znêkany Zbyszek.— Przysz³a chwila.— ci¹gn¹³ W³odek z uporem, nie zwracaj¹c uwagi na protesty— która jest dla nas.dla nas.— Dla nieboszczyka tym bardziej — powiedzia³ stanowczo Andrzej, wzi¹³ W³odkaza ramiê i wepchn¹³ do pokoju.— Chwa³a Bogu — westchnê³a z ulg¹ Alicja.— Co za praworz¹dny kretyn!— Có¿ chcesz, mia³ tak¹ wyj¹tkow¹, wzruszaj¹c¹ okazjê.Trudno przypuszczaæ, ¿ektoœ dla jego satysfakcji pope³ni nastêpne morderstwo — powiedzia³ Kazio,wzruszaj¹c ramionami.Opuœci³ szpaler i wszed³ do pokoju.To by³ krótki antrakt.W³adze œledcze zwiêkszy³y tempo, prowadz¹c przes³uchaniaw dwóch pomieszczeniach naraz, i zanim siê zd¹¿yliœmy obejrzeæ, na tereniepracowni zaczê³y wybuchaæ dantejskie sceny.Zrezygnowa³am z koj¹cej atmosferynaszego pokoju, bo nie maj¹c czasu myœleæ, usi³owa³am przynajmniej mo¿liwiedu¿o zobaczyæ i us³yszeæ.Obie z Alicj¹ stanê³yœmy sobie w jedynym pustymmiejscu, pod lustrem ko³o szatni.Jak siê okaza³o, to by³ znakomity punktobserwacyjny.Najpierw z sali konferencyjnej wypad³ nies³ychanie zdenerwowany Kazio, którydotychczas, poza bredniami wyg³oszonymi na samym pocz¹tku, zachowywa³filozoficzny spokój.Natychmiast za drzwiami natkn¹³ siê na nas.— S³uchajcie, co to znaczy? — krzykn¹³ w okropnym wzburzeniu.— Kto im udziela³jakichœ prywatnych informacji?! Przecie¿ to jest skoñczone œwiñstwo, co to kogoobchodzi, co robi³em przed miesi¹cem w delegacji?! Co to ma wspólnego z t¹idiotyczn¹ zbrodni¹?!— Tylko spokój mo¿e nas uratowaæ, panie Kazimierzu — powiedzia³am ³agodnie.—Niech pan zachowa zimn¹ krew i niech pan powie, o co pana pytali?— O idiotyzmy! — hukn¹³ Kazio gromko.— O idiotyzmy!— Dobrze, idiotyzmy — zgodzi³a siê Alicja.— Sprecyzuj te idiotyzmy.Bardzo daleki od zimnej krwi, Kazio mêtnie streœci³ zainteresowaniaprzedstawicieli praworz¹dnoœci.Zrozumia³yœmy z tego, ¿e jego hulaszczy tryb¿ycia na delegacjach budzi³ ich powa¿ne zastrze¿enia.— Pytali mnie, czy pamiêtam tê blondynkê z „Monopolu” we Wroc³awiu — mówi³Kazio, ci¹gle wzburzony, ale na to wspomnienie jakby nieco ³agodniej¹c.— Nopewnie, ¿e pamiêtam, dlaczego mam nie pamiêtaæ, mia³a takie nogi, ¿e wstydby³oby zapomnieæ.Kto wie czy nie lepsze ni¿ pani, pani Joanno.No nie,mo¿e nie lepsze, ale takie same.— Dziêkujê panu, panie Kazimierzu — powiedzia³am z uczuciem.— Zostaw na razie jej nogi i mów dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL