[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko przez mgnie-nie oka Tadeusz Kruk był dla nich kimś znajomym, zarazpotem dostrzegły w jego twarzy to, czego przecież sięspodziewały w głębi serca, omijając jego zakład w Ka-mieńsku - rozkosz tego, kto żywi się strachem I kto te-83raz ku uciesze strażnika Kathoffera między nogami Anie-li wyciął z włosów napis Fuse.Ciocie Herbatki wkrótce spotkało to, czego bały siębardziej niż zimna, głodu i nawet śmierci, rozdzielonoje.Różę odesłano do baraku specjalnego.Więźniarki,którym włosy odrastały siwe w miejsce zgolonych czar-nych, rudych, brązowych czy złotych, smarowały głowywęglem zmieszanym ze śliną, i tak samo zrobiła Róża.Sposób, który kobiety stosowały, by wydawać się młod-sze w codziennej selekcji na nadające się i nienadającedo życia, w jej przypadku przyniósł skutek daleki od za-mierzonego, zaliczono ją do nadających się do użycia.Gdy Różę uznano za zużytą, wróciła do normalnego ba-raku i razem z Anielą zachorowała na tyfus, a z tyfusuw obozowym szpitalu wychodziło się tylko do pieca - taksądził Tadeusz Kruk.Gdy po wyzwoleniu obozu wracałdo Kamieńska, czuł ulgę, że Cioć Herbatek już tam niezastanie.Tadeusz Kruk powtarzał sobie, że nie ma czegosię wstydzić, była wojna, nie miał wyjścia, inni nie takierzeczy robili, a w końcu on nikogo nie zabił, przeciwnie,jabłka, cebule rozdawał kobietom, dzieciom.Ucieszyłsię, gdy zgodnie z jego przewidywaniami zastał Napoleo-nówkę pustą, i zaczął robić to, co potrafił: marzyć no-cami, a za dnia golić, strzyc, kręcić i podcinać w swoimzakładzie przy ulicy Prostej, który cudem ocalał, bo cudana ogół nie trafiają się tym, którzy na nie zasługują.A jednak Ciocie Herbatki wróciły, a z nimi Grażynka,która przeżyła całą wojnę w sierocińcu w Częstochowie.Po dwóch czy trzech tygodniach odosobnienia w Napo-leonówce, gdzie odwiedzała je tylko Franciszka Pyłek,Ciocie Herbatki zaczęły wychodzić do miasteczka, trzy-84mając się pod ramię.Znikły ich skromne, ale eleganckiesuknie i długie włosy; teraz obie nosiły spodnie, wojsko-we buty, a ich jakby zmniejszone głowy pokrywał nie-dbale odrastający jeż: u Róży siwy jak szron na Kamion-ce, u Anieli zielonkawy jak zgniłe siano.Straciły zęby,a ich policzki zapadły się; Ciocie Herbatki przypominałyteraz dwa dziwne wyleniałe ptaki.Grażynka, która przezte lata zmieniła się w piękną kobietę wyglądającą na wię-cej niż szesnaście lat, nie odstępowała ich na krok, jak-by chciała chronić je swoją młodością i zdrowiem; ale tamała wyrosła, wyładniała, szeptali mieszkańcy Kamień-ska.We trzy uprzątnęły ogród i naprawiły dach, a je-sienią zabrały się do robienia zapasów z energią tych,którzy znają głód, i takim rozmachem, jakby zima miałatrwać dłużej niż ostatnia wojna.Cały Kamieńsk widziałdwie wielkie beczki do kiszenia, które jak wyrzuty su-mienia wiozły aż z Kleszczowej, bo stare im z komórkiukradziono.Doktor Jedwabny, dentysta z Kamieńska, je-den z kilku tutejszych Żydów, którzy przeżyli Zagładę,zrobił Róży i Anieli nowe sztuczne szczęki i gdy miałyochotę, co nie zdarzało się często, mogły znów śmiaćsię, nie zasłaniając ust.Gdy trochę podrosły im włosy,pojechały do Radomska i wróciły ze sztywnymi trwały-i ondulacjami ufarbowanymi na kasztanowo, a miesz-kańcy Kamieńska odetchnęli z ulgą, bo znów były dosiebie podobne, podwójne jak syjamskie siostry, którepamiętali z dawnych lat.Gdy szły z dworca przez mia-steczko, każdy przechodzień pozdrawiał je, jakby właś-że wróciły z dalekiej, pięknej podróży, dzień dobry,panno Różo, panno Anielo, ładna dziś pogoda, jak siępani ma, panno Różo, panno Anielo, co u was słychać,85wszystkiego dobrego, panno Różo, panno Anielo.Jakopierwszych zaprosiły na herbatkę doktora Jedwabnegoi milczącą pracownicę poczty Franciszkę Pyłek, która ja-kimś cudem przeżyła obóz w Treblince; przez otwarteokna Napoleonówki znów płynął zapach świeżej esencjii ciasta.Świat Kamieńska wrócił do równowagi i nikt chybanie zauważył, że Ciocie Herbatki od powrotu ani razunie przeszły ulicą Prostą, główną ulicą Kamieńska, przyktórej znajdował się zakład fryzjerski Tadeusza Krukai gdzie powoli odbudowywano zburzone podczas bom-bardowania domy.Wstydzą się, wydedukował fryzjer,który w miarę upływu czasu nabierał coraz większejpewności siebie, wstydzą się, bo widziałem je nago.Niebrakowało mu roboty.Kobiety teraz nie chciały mieć dłu-gich włosów i przychodziły do niego po trzy, cztery, posześć, ścinały warkocze, chwytały tekturowe walizeczkii wyjeżdżały do miasta, już nie tylko do Łodzi czy Piotr-kowa, ale dalej, na Ziemie Odzyskane.Fryzjer nigdy niewidywał Cioć Herbatek, ale przyglądał się przez szybęGrażynce, i nie był w tym odosobniony, bo gdy szła przezKamieńsk, dorośli mężczyźni podnosili twarze znad ro-boty, dziadkowie przecierali oczy, a podrostki gwizda-ły, pochrząkiwały i poświstywały niezdarnie, wprawiającsię dopiero w męskich sposobach zwrócenia na siebieuwagi.Piękna! Co za dupa! Dobrze jej 'L oczu patrzy! Ja-kie cyce! Sposoby wyrażenia podziwu każdy miał swoje,a gdyby próbowali użyć do tego większej liczby słów,relacje mężczyzn z Kamieńska różniłyby się od siebie takbardzo, jakby za każdym razem dotyczyły zupełnie innejosoby.Tych, dla których Grażynka była objawieniem, łą-86czyła zawsze jakaś wada fizyczna lub psychiczna, mniejlub bardziej zawiniona: garb, niemożność utrzymania pie-niędzy w kieszeni, chorobliwe poczucie krzywdy, krótszanoga, zupełny brak orientacji w przestrzeni, daltonizm,alkoholizm, melancholia i alergia na słońce, dysleksja, naktórą jedynym wówczas sposobem było zostawianie de-likwenta rok po roku w tej samej klasie, aż wyrósł z ław-ki, zrezygnował z marzeń o wyrwaniu się choćby do Ra-domska i poszedł pracować do tartaku.Piękno Grażynkirosło na niedostatkach mężczyzn z Kamieńska, którzyjakimś półzwierzęcym instynktem wyczuwali jej hojnośćw dawaniu nie tego, na czym jej zbywa, lecz dokładnietego, czego pragnie proszący, nawet jeśli sam o tym niewie.Tadeusz Kruk przysysał się wzrokiem do Grażynkii pił jej widok, aż mu się ruszało jabłko Adama: czerwonyberet z antenką, sztukowany powojenny płaszcz, gruberajstopy, zniszczone buciki, czuł nieznaną słodycz i prag-nął pochłonąć ją do ostatniej kropli, tak że ciągle miałminę, jakby trzymał w ustach słomkę i wysysał resztkioranżady z dna szklanki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL