[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymaæ tê gêœ!Zatrzymaæ tego cz³owieka! To D¿entelmen Jack Kuku³ka!Przechodnie, uchylaj¹c siê przed nisko lec¹c¹, nieprzyjaŸnie usposobion¹, gêsi¹- ³apali jeden drugiego i wpadali na siebie.Otwiera³y siê okna i wysuwa³y siêz nich g³owy, a str¹cony z parapetów œnieg sypa³ siê na biegn¹cych.Stój, Kuku³ko!Kuku³ko? To wielkie i bia³e? To nie jest kuku³ka, tylko zwyk³a gêœ.D¿entelmen Jack Gêœ? W ¿yciu o goœciu nie s³ysza³em.Ulicê zamyka³ nadrzeczny mur ozdobiony szeregiem wyszorowanych na œwiêta,przyprószonych œniegiem pos¹gów, przedstawiaj¹cych lwy i wysokich mê¿Ã³w stanu zczasów Rewolucji.Gêœ, ³opocz¹c skrzyd³ami, przelecia³a nad nimi i pofrunê³anad rzekê.Feliks, który nie potrafi³ fruwaæ, zbieg³ nad rzekê po pierwszych napotkanychschodach.Zrobi³ to szybko i ani razu siê nie poœlizn¹³.Daleko w tyle zostawi³ wymachuj¹cego piêœciami w³aœciciela gêsi, wci¹¿przewracaj¹cych siê policjantów i t³um ciekawskich, gêstniej¹cy z minuty naminutê.Na skutej lodem rzece zauwa¿y³ niewielki t³umek.Ludzie powolnymi i p³ynnymiruchami tañczyli na lodzie.Nie, nie.JeŸdzili na ³y¿wach.Dwie m³ode damy w aksamitnych kurtkach pomacha³y do Feliksa weso³o i po chwili,zataczaj¹c coraz mniejsze ko³a, zbli¿y³y siê do niego.Czy to nie cudowne? Tamiza zamarz³a! Ale¿ wspaniale! - wo³a³y rozbawione.Tak, to istotnie œwietna wiadomoœæ - zgodzi³ siê Feliks.Wybieramy siê do Grinwich.A mo¿e do Sheepwich? Zapomnia³am do którego „wich".Mo¿e siê z nami wybierzesz? By³oby œwietnie - zaproponowa³a jedna z nich.-Mamy ze sob¹ parê ³y¿ew mojego brata.Nie móg³ siê pojawiæ, niestety.Jest odwczoraj w niezwykle z³ym humorze.Mamy te¿ ze sob¹ pieczone kasztany iczekoladê, i kanapki, wiesz, taki przek³adany chleb, ostatnio bardzo modny.Kusi³y go swymi œlicznymi uœmiechami.A Feliksa nie trzeba by³o specjalniekusiæ.Towarzystwo dziewcz¹t by³o znakomitym kamufla¿em.- To bardzo mi³o z waszej strony - przyzna³.- Ale czyrzeka aby na pewno zamarz³a na tak d³ugim odcinku?Ch³opak nigdy przedtem nie jeŸdzi³ na ³y¿wach.Przez ca³e ¿ycie nie nadarzy³amu siê ku temu okazja.Grinwich mia³o tê zaletê, ¿e znajdowa³o siê wzadowalaj¹cej odleg³oœci od przedstawicieli londyñskiego wymiarusprawiedliwoœci.Z pewnoœci¹ nikt nie bêdzie go szukaæ wœród m³odzie¿yudaj¹cej siê na œwi¹teczn¹ wycieczkê.Przyjaciele dziewcz¹t pojechali przodem, Feliksowi zaœ spieszno by³o do nichdo³¹czyæ, bardziej ni¿ jego wybawczyniom.Przy ich pomocy przypi¹³ ³y¿wy, wsta³ - i szybciutko usiad³ ponownie.Dziewczyny podnios³y go na powrót podtrzymuj¹c za obie rêce, obieca³y, ¿epoka¿¹, co i jak.Wokó³ ³y¿wiarze kreœlili na lodzie srebrzyste spirale.Wody nie by³o widaæ spodlodu, tak samo jak policji na brzegu, nie s³ychaæ by³o tak¿e poœcigu.Tak czy inaczej, m³odzieniec wraz z obiema panienkami wyruszy³ wkrótce w drogê.- Proszê siê poczêstowaæ kasztanami, póki s¹ ciep³e, drogipanie Feniks.Dziewczyny, które okaza³y siê wytrawnymi ³y¿wiarkami, karmi³y go czekoladkami ikasztanami.Œlizgali siê szerokim zakolem zamarzniêtej Tamizy.Jedziemy na jakieœ wariactwo, które zorganizowa³ nasz wuj.Trzeba ci wiedzieæ,¿e zajmuje siê kaw¹.Doprawdy? - zainteresowa³ siê Feliks uprzejmie.O! Gêœ! - zaszczebiota³y s³odko dziewczyny.- Proszê tylko patrzeæ! To naszczêœcie! Odlatuje na zimê na po³udnie!Londyn przesuwa³ siê obok nich bardzo szybko.Toczy³ siê jak rozwijaj¹cy siêk³êbek we³ny.Pod wp³ywem wysi³ku i dziêki przek¹skom jazda na lodzie sta³a siêupojnym, radosnym prze¿yciem.Feliks zda³ sobie w pewnym momencie sprawê, ¿eopuœci³y go wszystkie pch³y - chyba ¿e te, które zosta³y, zemdla³y z wra¿enia izimna.Dziewczyny przedstawi³y mu siê jako Fan i Ann Kawianki.Do reszty grupy nieuda³o im siê do³¹czyæ.Ale, z drugiej strony, do nich nie do³¹czy³ ani jedenpolicjant.Parki, wysokie bramy, koœcio³y, pomniki, wszystko to wznosi³o siê na brzegachponad nimi.Spinaj¹ce nabrze¿a mosty gna³y ku nim, wygina³y siê w ³uk nad ichg³owami, odp³ywa³y w dal.Jest - nie ma - jest - nie ma.I wszystko to na skrz¹cym siê lodzie.Co wiêcej - jechali szybciej ni¿jakikolwiek dyli¿ans osobowy.- Art, poznaj naszego sponsora.Sponsor okaza³ siê niskim, grubym cz³owieczkiem.Ubrany by³ w drogi brokatowyp³aszcz w kolorze czekoladowego br¹zu.Na p³aszczu nosi³ futro, a na g³owiekapelusz, przyozdobiony szkar³atnym piórem.W jednej z klap p³aszcza widnia³az³ota brosza, na palcach lœni³y niezliczone pierœcienie.Có¿, sponsor wartobrabowania.Na dodatek nie by³ ani trochê sympatyczny.Przemierzy³ pok³ad „Pirackiej Kawy".- Mieliœcie spaæ w starym teatrze, Vooms, a nie w tawernie.Po to da³em wam klucze.- Ale to by³a bardzo zimna noc, proszê pana.Zimna? - sponsor dmuchn¹³ w swe futra.- No to co? Nie mogliœcie sobie rozpaliæognia?Wtedy móg³by sp³on¹æ ca³y budynek.No i krzy¿yk mu na drogê - ma³e oczka mê¿czyzny rozb³ys³y, gdy zauwa¿y³ Art.-A to co za nowy ch³opak? Nie pamiêtam, bym najmowa³ tego ¿eglarza.Nie, proszê pana - Upiorny wyst¹pi³ naprzód i zgi¹³ siê w przymilnym uk³onie.-To mój bratanek.Ty tam! - sponsor zwróci³ siê do Art.- Jak siê nazywasz?Art Blastside - przedstawi³a siê dziewczyna, k³aniaj¹c siê g³êboko przed ma³ym,t³ustym potworem.Równie g³êboko i równie arogancko, jakby go policzkowa³a.Blastside*? To chyba jakiœ pseudonim.W rzeczy samej, mój panie.Na scenie wybuch³o kiedyœ dzia³o i ucierpia³am w tymwypadku.Wtedy mia³ miejsce mój chrzest.Sponsor odszed³, by sprawdziæ, czy nie spali ani nie siedzieli na przewo¿onychna statku beczkach i workach z kaw¹.(Oczywiœcie wszystko to podczas rejsurobili.Na ca³ym statku nie by³o innego miejsca do spania i siedzenia - pozakabin¹, któr¹ oddali do dyspozycji Art.) Od wszystkich bi³ wiêc teraz, doœæmocny, i raczej pyszny, zapach kawy.Nawet od Gnojka, który ³adowniê polubi³najbardziej ze wszystkich kryjówek na stateczku.- Rzeka czêœciowo zamarz³a - sponsor zwróci³ siê doEbada.- Powiedz mi, widzia³eœ kiedykolwiek przedtem œnieg?Ebad przez moment popatrzy³ na pracodawcê równie arogancko, jak przedtemuk³oni³a mu siê Art.- Ehem! - rzuci³ tonem przyg³upiego Murzyna.- Ja siêzastanawiaæ, co byæ ta bia³a masa z nieba.Piraci-aktorzy prychnêli, maskuj¹c chichot.Lód sku³ rzekê grub¹ tafl¹.Sponsornie przestawa³ o tym mówiæ.* Blastside - salwa burtowa.Art za swój piracki pseudonim uzna³a nieszczêsn¹salwê Ksiê¿nej (przyp.t³um.).No dobrze - oœwiadczy³ wreszcie.- Lepiej ju¿ ruszajcie.Nie chcê, ¿eby têbarkê zablokowa³a kra.A co z naszymi pieniêdzmi? - spyta³ Ebad.Och, o to siê nie martwcie.Dostaniecie zap³atê w Port's Mouth.Nie tak siê umawialiœmy.Art przygl¹da³a siê rozmowie w milczeniu.Nie ruszy³a siê ani o krok.Czeka³a.Teraz ju¿ mia³a w³asne plany.Sponsor by³ bardzo niezadowolony.Ebad wci¹¿, cicho, nalega³ na zap³atê.A niech to diabli! Macie tu dwie gwinee.Póki co musi wam wystarczyæ.Itrzymajcie tego brudnego kundla z dala od mojej kawy.Gnojek to czysty pies! - zawo³a³ Walter.Nie ma czegoœ takiego jak czyste psy.A to? Có¿ to za ptaszysko?Papuga.Gadaj¹ca?- Gadaj¹ca jesteœ, Pluskietko? - spyta³a ptaka Art.Pluskietka odpowiedzia³a z wyrafinowanym akcentemi niezwykle wyraŸnie.- Piracka papuga.Papuzi piraci.Sponsor wyszczerzy³ zêby - uœmiechn¹³ siê pierwszy raz od pocz¹tku rozmowy.Zêby mia³ tak okropne, ¿e wydawa³o siê, i¿ zosta³y wyhodowane specjalnie w celuodstraszania rozmówców.Œwietnie, œwietnie.Niech tym gadaniem zabawia ludzi.A, i jeszcze coœ.Musiciesobie znaleŸæ kapitana.¯adna z was banda piratów, skoro nie macie kapitana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL