[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stworzenie kogoœ, kogo mo¿na pokochaæ.Dlatego urodzi³eœ siê ty i ja — dlategowszyscy ¿yjemy i podró¿ujemy z miasta do miasta — poniewa¿ ludzka potrzebaprokreacji jest równie silna, jak wola ¿ycia.— Tak, ale.to zupe³nie naturalne, nieuniknione dla podtrzymania gatunku.Tymczasem tworzenie jakiejœ istoty, kobiety lub mê¿czyzny z czegoœ, co by³oczymœ innym.Sirrit wzruszy³ ramionami.— Czarodzieje id¹ na skróty — odpar³.— I lubi¹ poprawiaæ niedoskona³¹, ludzk¹formê.— To oburzaj¹ce!— Niew¹tpliwie, ale nie ma w tym nic dziwnego.Drugim najsilniejszym z pragnieñjest potrzeba znalezienia s³abszej istoty, nad któr¹ mo¿na zapanowaæ.— To nieprawda! — zawo³a³ Aubrey.Sirrit przez chwilê spogl¹da³ na niego z uœmiechem.— Có¿, mo¿e masz racjê — przyzna³.—Jednak niektórzy nie potrafi¹ oprzeæ siêtemu pragnieniu.Aubrey wytrzeszczy³ oczy.Jeœli ten cz³owiek by³ równie pozbawiony zasad jakGlyrenden, je¿eli wszyscy czarodzieje oddawali siê takim praktykom, to onrzuci³ ostatnie zaklêcie w swoim ¿yciu; ju¿ nigdy nie bêdzie zajmowa³ siêmagi¹.— Czy ty kiedykolwiek — zapyta³, œciszaj¹c g³os do szeptu — stworzy³eœ tak¹istotê? Zrobi³eœ coœ takiego?— Ta ga³¹Ÿ wiedzy magicznej nigdy mnie nie poci¹ga³a — rzek³ sucho Sirrit.—Nigdy nie nauczy³em siê tych zaklêæ.Aubrey poczu³ g³êbok¹ ulgê; wiedzia³, ¿e ma rumieñce na policzkach.— Cyril je zna, ale nie u¿ywa ich, podobnie jak wielu innych wielkich magów.Jednak ty nauczy³eœ siê ich — ci¹gn¹³ ³agodnie Sirrit—i ju¿ nie mo¿esz ichzapomnieæ.To czêœæ ceny, jak¹ p³aci siê za zdobycie wiedzy.— Nie przyby³em tu prosiæ, ¿ebyœ nauczy³ mnie, jak zapomnieæ — powiedzia³Aubrey.— A wiêc po co?— Zapytaæ, jak zerwaæ czar rzucony przez innego czarodzieja.Zapad³a d³uga cisza.— Naj³atwiejszy sposób — rzek³ Sirrit — to zabiæ go.— Nie jest to sposób, jaki bym wybra³.— Owszem, a ponadto nie zawsze jest skuteczny — powiedzia³ Sirrit z pewnym¿alem.— Chocia¿ zazwyczaj tak! By³em w Cannewoldzie, kiedy umar³ mag Talvis iwidzia³em na w³asne oczy, jak ocean przerwa³ zapory, które postawi³, abyzapewniæ miastu bezpieczeñstwo.Widzia³em, jak domy stawa³y siê ¿erem¿ar³ocznych b³êkitnych fal, a morska piana wirowa³a wokó³ wie¿ zamku wicekróla.Tysi¹c ludzi zginê³o podczas tamtej powodzi, a wszystko dlatego, ¿e magiaumar³a razem z czarodziejem.Jednak kiedy umar³ Soetan, ró¿e nadal kwit³y nazboczach Virris, a przecie¿ to jego czary zmieni³y tê pustyniê w ¿yzn¹ glebê.I¿aden czarodziej, ani ty, Cyril, Talvis czyja sam, nie zdo³a zdj¹æ zaklêcia,jakie Soetan rzuci³ na króla Reginalda, który do koñca swych dni pozostanieœlepy i g³uchy.No có¿, Soetan by³ nadzwyczaj utalentowanym cz³owiekiem —mówi³ Sirrit.— Poza tym, bardzo trudno zdj¹æ czar rzucony przez czarodzieja,który tego nie chce.— A wiêc jak to zrobiæ? — zapyta³ Aubrey.— Muszê to wiedzieæ.Musisz byæ lepszym czarodziejem — rzek³ po prostu Sirrit.Aubrey tylko na niego spojrza³.— Oczywiœcie, to nie wszystko — ci¹gn¹³ stary mag.— Musisz kochaæ tê rzecz,któr¹ chcesz wskrzesiæ — nie to, czym siê sta³a, a co czasem jest piêkniejsze iu¿yteczniejsze od niej, lecz to, czym by³a, kiedy pojawi³a siê na tym œwiecie.¯aden z nas nie móg³by przywróciæ króla Reginalda do poprzedniego stanu,poniewa¿ nikt z nas tak naprawdê go nie lubi³; ponadto wolimy, by nieobserwowa³ naszych poczynañ i nie komentowa³ ich.Wierzê, ¿e ¿aden z nas niezes³a³by na niego takiego kalectwa, ale na pewno nie mamy ochoty rozwi¹zywaæjego problemów.— Jak mo¿na kochaæ coœ, czego nigdy siê nie widzia³o? — zapyta³ Aubrey.Zmrozi³y go s³owa czarodzieja; wiedzia³, jak to jest, kiedy woli siê zmienionyprodukt od orygina³u.To pierwsze z pytañ, na które nie ma odpowiedzi — rzek³ Sirrit.—Jest i drugie.Aubrey spojrza³ na niego ze zgroz¹.— Jakie?— Kiedy zdejmujesz z czegoœ czar lub odwracasz jego dzia³anie, nara¿asz tenobiekt lub tê osobê na ogromne niebezpieczeñstwo.Magia zmienia ludzi irzeczy, czasem nie pozwalaj¹c im bez siebie istnieæ.Jak unikn¹æ zniszczeniatego, co próbuje siê wskrzesiæ?Jak? — zapyta³ Aubrey.Sirrit potrz¹sn¹³ g³ow¹.— Nie wiem.Nikt tego nie wie.Magia, przyjacielu, jest bardziej kapryœna odmi³oœci.Tylko ty wiesz, na ile mo¿esz ufaæ swojej.— Mojej magii czy mojej mi³oœci? — powiedzia³ Aubrey, wstaj¹c z pnia.By³wstrz¹œniêty, trochê oszo³omiony.Chcia³by wierzyæ, i¿ czuje siê tak na skutekzmieniania kszta³tów, ale wiedzia³, ¿e to wynik rozmowy.— Obu — rzek³ Sirrit.— Obu.11Wczesnym rankiem nastêpnego dnia Aubrey dotar³ do domu Glyrendena, wyprzedzaj¹cpana domu zaledwie o kilka godzin.Jednak nawet gdyby nie zd¹¿y³ przed jegopowrotem, czarodziej pewnie nie zauwa¿y³by tego, poniewa¿ przywióz³ ze sob¹towarzystwo absorbuj¹ce ca³¹ jego uwagê.Jego now¹ towarzyszk¹ by³a nieœmia³a i wystraszona dziewczyna, któr¹ Glyrendennazywa³ bratanic¹.Bardzo drobna i smag³a, mia³a wielkie zamglone oczy i kilkapiegów na nosie.Porusza³a siê z zadziwiaj¹c¹ gracj¹, mi³¹ dla oka.Najl¿ejszydŸwiêk sprawia³, ¿e podskakiwa³a na krzeœle lub stawa³a jak wryta.Przechodz¹c z pokoju do pokoju, ostro¿nie porusza³a siê od krzes³a do sofy, adopiero od niej do sto³u, jakby chowa³a siê za meblami, zanim zrobi³a kolejnykrok naprzód.Glyrenden powiedzia³, ¿e ona nie zna ich jêzyka, ale Aubreypodejrzewa³, ¿e w ogóle nie zna³a ludzkiej mowy.— Bêdziemy nazywaæ j¹ Ew¹ — zapowiedzia³ Glyrenden, czule przesuwaj¹c sw¹zimn¹, w¹sk¹ d³oñ po jej jedwabistych w³osach.— Czy¿ to nie œliczne imiê, mojami³a?Zadr¿a³a pod jego dotkniêciem, ale nie odsunê³a siê.Przez ca³y czas z dziwniewzruszaj¹cym napiêciem wpatrywa³a siê w jego twarz, obojêtnie czy by³ tu¿ obok,czy na drugim koñcu pokoju; œledzi³a ka¿dy jego ruch.Glyrenden by³ ni¹wyraŸnie oczarowany.Uwielbia³ siadywaæ obok niej, trzymaj¹c jej ma³¹ rêkê wswojej, odgarniaæ jej w³osy z czo³a albo k³aœæ d³onie na ramionach i lekkoprzyciskaæ.— Czy ona nie jest œliczna? — mrucza³ do Aubreya lub Lilith, czy kogokolwiek,kto akurat by³ w pokoju.— Czy¿ nie jest po prostu doskona³a?Nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e nie jest jego bratanic¹, jednak Aubrey nie potrafi³orzec, czy by³a kochank¹ czarodzieja, czy nie.Wygl¹da³a jak nastolatka o nie wpe³ni rozkwit³ym, dziewczêcym ciele, lecz jej wiotkie kszta³ty mia³y dla maganieodparty wdziêk.Od kiedy w domu pojawi³a siê Ewa, zaprzesta³ swych zwyk³ychumizgów do Lilith; ca³¹ uwagê skierowa³ na dziewczynê.Trudno powiedzieæ, co Lilith myœla³a o obecnoœci Ewy.Traktowa³a j¹ tak samojak wszystkich, z ch³odn¹ obojêtnoœci¹, ani przyjaŸnie, ani wrogo.Je¿eliodczuwa³a zazdroœæ — lub wspó³czucie — to nie okazywa³a tego.Po prostu nic j¹to nie obchodzi³o.Natomiast Aubrey snu³ siê po domu jak ciê¿ko chory, czuj¹c nieustanne œciskaniew gardle i chudn¹c ze zmartwienia.Od kiedy Glyrenden wróci³ z Ew¹, skoñczy³y siê lekcje.Czarodziej by³ zbytzajêty now¹ zdobycz¹, by traciæ czas na k³opotliwego ucznia, a Aubrey czu³ siêzbyt podle, by prosiæ go o chwilê uwagi.Chocia¿ na królewskim dworze by³o corobiæ, Glyrenden nie wspomina³ o ponownym wyjeŸdzie; nikt nie wiedzia³, jakd³ugo tym razem zostanie w domu.Tak wiêc przez kilka tygodni ¿yli w takim dziwnym zawieszeniu, dwaj mê¿czyŸnioraz czworo niby-ludzi, a wszyscy zabijali czas najlepiej jak umieli.Arachnesprz¹ta³a, gotowa³a i trzyma³a siê z boku; Orion w dzieñ polowa³, a w nocychrapa³ w k¹cie; Lilith i Aubrey bez koñca grali w karty, partyjka za partyjk¹pikiety, wista i kanasty, a¿ poznawali nawet koszulki nie znaczonych kart.ZaœGlyrenden cieszy³ siê najnowsz¹ zdobycz¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL