[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcia³em pomówiæ z tob¹, Kelvin.- Oczywiœcie - odpar³em z jak¹œ wielko-œwiatow¹ swobod¹; wszystko brzmia³o mijak tandetna komedia, nie by³o jednak rady.- Harey, kochanie, nie przeszkadzajsobie.Musimy porozmawiaæ z doktorem o naszych nudnych sprawach.I ju¿ prowadzi³em go za ³okieæ ku ma³ym fotelikom po przeciwnej stronie sali.Harey usiad³a na fotelu, na którym poprzednio siedzia³em, ale tak pchnê³a goprzy tym, ¿e podnosz¹c g³owê znad ksi¹¿ki, mog³a nas widzieæ.- Co tam? - spyta³em cicho.- Rozwiod³em siê - odpar³ takim samym, tylko bardziej œwiszcz¹cym szeptem.Mo¿liwe, ¿e rozeœmia³bym siê, gdyby mi opowiedziano kiedyœ tê historiê i takipocz¹tek rozmowy, ale na Stacji moje poczucie humoru by³o amputowane.-Prze¿y³em parê lat od wczoraj, Kelvin - doda³.- Parê niez³ych lat.A ty?- Nic.- odpowiedzia³em po chwili, bo nie wiedzia³em, co mówiæ.Lubi³em go,ale czu³em, ¿e muszê siê teraz mieæ przed nim na bacznoœci albo raczej przedtym, z czym do mnie przyszed³.- Nic? - powtórzy³ tym samym tonem co ja.- Proszê, to a¿ tak.?- O co ci chodzi? - uda³em, ¿e nie rozumiem.Zmru¿y³ przekrwione oczy ipochylaj¹c siê tak, ¿e poczu³em na twarzy ciep³o jego oddechu, szepta³:- GrzêŸniemy, Kelvin.Z Sartoriusem nie mogê siê ju¿ po³¹czyæ, wiem tyle, co cinapisa³em, co mi powiedzia³ po tej naszej ma³ej kochanej konferencji.- Wy³¹czy³ wizofon? - spyta³em.- Nie.Jest tam u niego zwarcie.Zdaje siê, ¿e zrobi³ je umyœlnie albo.-wykona³ ruch piêœci¹, jakby coœ rozbija³.Patrza³em na niego bez s³owa.Lewyk¹t ust podniós³ mu siê w nieprzyjemnym uœmiechu.- Kelvin, przyszed³em, bo.Nie dokoñczy³.- Co masz zamiar robiæ?- Chodzi ci o ten list.? - odpar³em powoli.- Mogê to zrobiæ, nie widzêpowodu do odmowy, w³aœnie dlatego tu siedzê, chcia³em siê zorientowaæ.- Nie - przerwa³.- Nie o to.- Nie.? - powiedzia³em udaj¹c zaskoczenie.- Wiêc s³ucham.- Sartorius - mrukn¹³ po chwili.- Wydaje mu siê, ¿e znalaz³ drogê.wiesz.Nie spuszcza³ ze mnie oczu.Siedzia³em spokojnie, staraj¹c siê przybraæobojêtny wyraz twarzy.- Najpierw jest ta historia z rentgenem.To, co Gibarian robi³ z nim,pamiêtasz.Mo¿liwa jest pewna modyfikacja.- Jaka?- Posy³ali po prostu wi¹zkê promieni w ocean i modulowali tylko jej natê¿eniewed³ug rozmaitych wzorów.- Tak, wiem o tym.Nilin ju¿ to robi³.I ca³a masa innych.- Tak, ale stosowali miêkkie promieniowanie.To by³o twarde, pakowali w oceanwszystko, co mieli, ca³¹ moc.- To mo¿e mieæ nieprzyjemne konsekwencje - zauwa¿y³em.- Naruszenie konwecjiczterech i ONZ.- Kelvin.nie udawaj.Przecie¿ to nie ma teraz ¿adnego znaczenia.Gibariannie ¿yje.- Aha, Sartorius chce zwaliæ wszystko na niego?- Nie wiem.Nie mówi³em z nim o tym.To niewa¿ne.Sartorius uwa¿a, ¿e skoro„goœæ" pojawia siê zawsze tylko wtedy, kiedy siê budzisz, to widocznie onwyci¹ga z nas receptê produkcyjn¹ podczas snu.S¹dzi, ¿e najwa¿niejszy naszstan - to w³aœnie sen.Dlatego tak postêpuje.Wiêc Sartorius.chce przes³aæ munasz¹ jawê - myœli z czuwania - rozumiesz?- W jaki sposób? Poczt¹?- Dowcipy oprawisz sobie osobno.Ten pêk promieni bêdzie modulowany pr¹damimózgowymi któregoœ z nas.Naraz rozjaœni³o mi siê w g³owie.- Aha - powiedzia³em.- Ten ktoœ to ja.Co?- Tak.On myœla³ o tobie.- Serdeczne dziêki.- Co ty na to?Milcza³em.Nic nie mówi¹c popatrza³ powoli na zatopion¹ w lekturze Harey iwróci³ oczyma do mojej twarzy.Czu³em, jak blednê.Nie mia³em nad tym w³adzy.- Wiêc jak.? - powiedzia³.Wzruszy³em ramionami.- Te rentgenowskie kazania o wspania³oœci cz³owieka uwa¿am za b³azeñstwo.I tyte¿.Mo¿e nie?- Tak?- Tak.- To bardzo dobrze - powiedzia³ i u-œmiechn¹³ siê, jak gdybym spe³ni³ jego¿yczenie.- Wiêc jesteœ przeciwny tej historii Sartoriusa.Nie pojmowa³em jeszcze, jak to siê sta³o, ale z jego spojrzenia wyczyta³em, ¿ezaprowadzi³ mnie tam, dok¹d chcia³.Milcza³em, có¿ mog³em teraz powiedzieæ?- Doskonale - rzek³.- Bo jest jeszcze drugi projekt.¯eby przebudowaæaparaturê Roche'a.- Anihilator.?- Tak.Sartorius przeprowadzi³ ju¿ wstêpne obliczenia.To jest realne.I niebêdzie nawet wymagaæ du¿ej mocy.Aparat bêdzie czynny okr¹g³¹ dobê czy przeznieograniczony czas, wytwarzaj¹c antypole.- Cze.czekaj! Jak to sobie wyobra¿asz?!- Bardzo prosto.To bêdzie antypole neu-trinowe.Zwyk³a materia pozostaje bezzmian.Unicestwieniu ulegaj¹ tylko.uk³ady neutrino we.Rozumiesz?Uœmiecha³ siê z satysfakcj¹.Siedzia³em z pó³otwartymi ustami.Powoli przesta³siê uœmiechaæ.Patrza³ na mnie badawczo, ze zmarszczonym czo³em i czeka³.- Pierwszy projekt „Myœl" odrzucamy zatem.Co? Drugi? Sartorius ju¿ w tymsiedzi.Nazwiemy go „Wolnoœæ".Zamkn¹³em na chwilê oczy.Nagle zdecydowa³em siê.Snaut nie by³ fizykiem.Sartorius wy³¹czy³ czy zniszczy³ wizofon.Bardzo dobrze.- Ja bym go nazwa³ raczej „RzeŸnia".- powiedzia³em wolno.- Sam by³eœ rzeŸnikiem.Mo¿e nie? A teraz to bêdzie coœ zupe³nie innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL