[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Połacie nawianego śniegu przesunęły się w kierunku północnym i pod łukiem płonących barw iskrzyły się milionem odbitych blasków.Niskie, okrągłe, białe kopce na północnym horyzoncie pozwalały zauważyć, że Góry Magnetyczne ledwie wystają ponad rozległą śnieżną płaszczyznę.Maleńkie wiry podrywanego wiatrem śniegu ześlizgiwały się z nart, kiedy zmierzali w stronę odległego o dwie mile głównego obozowiska.Cienka jak pajęcza nić kratownica masztu radiowego wznosiła się chudą, czarną iglicą na tle bieli antarktycznego lądu.Śnieg pod nartami przypominał drobny piasek o twardych ziarenkach.- Przyszła wiosna - powiedział z goryczą Benning.- Ale mamy uciechę! Tak czekałem, żeby się wydostać z tej przeklętej lodowej dziury.- Na twoim miejscu teraz bym nie próbował - mruknął Barclay.- Faceci, którzy wyruszą stąd w ciągu najbliższych kilku dni, nie będą zbyt popularni.- Jak się miewa twój pies, doktorze Copper? - spytał McReady.- Czy są już jakieś wyniki?- Po trzydziestu godzinach? Dobrze by było.Zrobiłem mu dzisiaj zastrzyk z mojej własnej krwi.Przypuszczam, że będę potrzebował jeszcze z pięć dni.Za mało wiem na pewno, żeby skończyć wcześniej.- Zastanawiam się, czy Connant - gdyby uległ przemianie - ostrzegłby nas zaraz po ucieczce stwora? Czy nie czekałby, aż stwór miałby realną szansę się zestalić? Dopóki nie obudzilibyśmy się sami - spytał wolno McReady.- Stwór jest egoistą.Nie sądzisz chyba, że wyglądał na obdarzonego poczuciem jakiejś wyższej sprawiedliwości? - zapytał doktor Copper.- Każda jego część stanowi całość, całość samą dla siebie.Gdyby Connant uległ przemianie; musiałby tak postąpić, chcąc ratować własną skórę.Ale uczucia Connanta pozostały nie zmienione.Są więc doskonale skopiowane lub są jego własnymi uczuciami.Oczywiście imitacja Connanta, doskonale naśladująca jego uczucia, zachowywałaby się dokładnie tak, jak on sam.- Zaraz, czy Norris albo Van nie mogliby poddać Connanta jakiemuś testowi? Jeżeli stwór jest inteligentniejszy niż ludzie, powinien lepiej znać się na fizyce niż Connant, a oni by to wychwycili - zaproponował Barclay.- Ale nie wtedy, jeżeli odczytuje myśli - potrząsnął przecząco głową znużony Copper.- Nie można zastawić na niego pułapki.Van proponował to już wczoraj wieczorem.Miał nadzieję uzyskać w ten sposób odpowiedź na niektóre istotne dla niego pytania z dziedziny fizyki.- Ten pomysł wyprawy czterech uczyni życie szczęśliwszym - powiedział Benning, spoglądając na towarzyszy.- Każdy pilnuje pozostałych, żeby upewnić się, czy nie robią czegoś.dziwnego.Czyż nie możemy stać się grupą ufających sobie ludzi? Żaden nie spuszcza z oka sąsiadów, dając najwspanialszy pokaz wiary i zaufania.Zaczynam rozumieć, co miał na myśli Connant, mówiąc „szkoda, że nie możecie zobaczyć waszych oczu”.Cały czas wszyscy na to cierpimy.Każdy z was rozgląda się dookoła z wyrazem twarzy mówiącym „ciekaw jestem, czy reszta to.”.Nawiasem mówiąc, nie wykluczam siebie.- O ile mi wiadomo, zwierzę nie żyje, z lekkim zastrzeżeniem, jeśli idzie o Connanta.Nikt inny nie jest podejrzany - oświadczył McReady.- Polecenie „zawsze czwórki” to jedynie środek ostrożności.- Czekam, aż Garry zrobi z tego „czwórkę na jednej pryczy” - westchnął Barclay.- Myślałem sobie, że nie miałem dotąd ani odrobiny intymności, no, ale od tamtego polecenia.Nikt nie obserwował przebiegu testu z większym napięciem niż Connant.Mała sterylna probówka, wypełniona do połowy cieczą koloru słomkowego.Jedna, dwie, trzy, cztery, pięć kropli czystego roztworu, który doktor Copper przygotował z kropli krwi pobranej z ręki Connanta.Probówka została dokładnie wstrząśnięta, a potem umieszczona w zlewce z czystą, ciepłą wodą.Termometr odczytywał ciepłotę krwi, niewielki termostat klekotał hałaśliwie, elektryczny grzejnik rozżarzył się, z chwilą gdy delikatnie zamigotały światełka.Potem zaczęły tworzyć się nieduże białe plamki osadu, który strącał się w przezroczystej słomkowej cieczy.- O Boże! - krzyknął Connant i opadł ciężko na pryczę, łkając jak dziecko.- Sześć dni - szlochał - sześć dni zastanawiania się, czy ten cholerny test skłamie.Garry przysunął się bezgłośnie i położył dłoń na plecach fizyka.- Nie mógł skłamać - powiedział doktor Copper.- Pies był uodporniony na krew ludzką.i surowica zareagowała.- A więc on jest.w porządku? - westchnął ciężko Norris.- To znaczy, że stwór nie żyje.jest martwy na zawsze?- On jest człowiekiem - stanowczo oświadczył Copper.- A zwierzę nie żyje.Kinner wybuchnął histerycznym śmiechem.McReady odwrócił się w jego stronę i uderzył go w twarz - metodycznie, po dwa razy w każdy policzek.Kucharz śmiał się, dławił, przez chwilę krzyczał, a potem usiadł wyprostowany, rozcierając policzki i niewyraźnie mamrocząc słowa podziękowania.- Bałem się, o Boże, jak ja się bałem - powiedział.- Myślisz, ty małpo, że my nie? Sądzisz może, że Connant się nie bał? - zaśmiał się urywanie Norris.Budynek administracji ożywił się nagle.Słychać było śmiechy, ludzie zgromadzeni wokół Connanta rozprawiali niepotrzebnie gromkim głosem, podnieceni, pełni wigoru, odprężeni i na powrót przyjaźni.Ktoś rzucił nagle propozycję i kilkanaście osób ruszyło po narty.Blair.Blair mógłby już dojść do siebie.Doktor Copper krzątał się przy swoich probówkach i badał roztwory, jeszcze zaaferowany, ale z uczuciem ulgi.Za drzwiami ruszyła do budy Blaira wyprawa uspokojonych, odprężonych mężczyzn.Hałaśliwie kłapały narty.W głębi korytarza psy, które ogarnął również nastrój ulgi i podniecenia, podniosły zaraz wrzaskliwy skowyt.Doktor Copper krzątał się nadal przy probówkach.Siadł na brzegu pryczy z dwiema probówkami wypełnionymi słomkową cieczą i strąconym, bielejącym osadem.Twarz miał bielszą niż zawartość probówek, a oczy szeroko otwarte z przerażenia.Milczał.Po policzkach spływały łzy.Pierwszy spostrzegł to McReady.Poczuł, jak lodowaty nóż mrozi mu pierś i przeszywa serce.Doktor Copper podniósł wzrok.- Garry - zawołał ochrypłym głosem.- Garry, na miłość boską, chodź tutaj! Komandor Garry podszedł szybko do niego.W budynku administracyjnym zapadło nagłe milczenie.Connant spojrzał w górę i zdrętwiały wstał z krzesła.- Garry.strąca się również tkanka potwora.To niczego nie dowodzi.Niczego poza tym.poza tym, że pies był także uodporniony na krew potwora.Znaczy to, że jedna z dwóch składowych krwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL