[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tej przemowie jedni zaczęli się uśmiechać, inni się rozsierdzili.–O właśnie, nadymana! – zawołała jedna z turystek.– Na razie dają się dymać! A potem przejmą u nas władzę i będą nami pomiatać.Patrzeć nie można!Handlarka splunęła, ale nadymana dziewczyna się nie obraziła, tylko odpowiedziała z wyzwaniem w głosie:–Niechże pani zechce powiedzieć, w czym jestem gorsza od pani? Czy oczy moje nie lśnią jak gwiazdy? Czy moje piersi nie są krągłe i jędrne jak jabłka antonówki? Czy moje biodra nie są tak smukłe, jak pragnie tego mój ukochany? Czy moje łono nie wabi wzroku? Moje nogi nie są może śmigłe, jak u rasowego konia?Handlarka była grubą, chromającą, zaniedbaną kobietą i od razu się obraziła.–Lalka dymana za dziesięć kopiejek! – rozdarła się na cały bazar.– Popatrzcie tylko, dobrzy ludzie, kto na mnie napadł! Kto mnie, matkę dwojga dzieci, obraża przy ludziach.Czy ty choć wiesz, czym jest dziecko?–Jeśli mój przyszły mąż i ukochany zapragnie – odpowiedziała skromnie Halinka – to natychmiast urodzę mu chłopaka jak malowanie!–Syntetycznego! – zapiała handlarka.– Z plastyku!Halinka odwróciła się od przeciwniczki i położyła Miszy rękę na ramieniu.–Misza, nie słuchaj tych oszczerstw.W naszych czasach wszyscy są równi.Nie jest ważne, jak człowiek przyszedł na świat, najważniejsze to być dobrym człowiekiem i godnym członkiem społeczeństwa.Rozumiesz?–Jeszcze jak! – odpowiedział Misza.Halinka uniosła się na palcach i delikatnie, tkliwie pocałowała Miszę w policzek.A Misza pobladł ze szczęścia.–I jeżeli zechcesz – wyszeptała nadymana dziewczyna tak głośno, że usłyszał ją cały bazar – to pójdźmy do trzygwiazdkowego hotelu „Gęś”, bo okropnie pragnę cię kochać i pieścić!Mówiąc to szybko oddychała.Misza dał się wyprowadzić poza bazar.Minc chciał go zatrzymać okrzykiem, ale Udałow powiedział:–Niech idzie.Jego szczęście albo nieszczęście.Jest dorosły.Dawno już ma za sobą komsomolskie porywy.Handlarka głośno się śmiała i urągała zakochanym, aż w końcu podszedł do niej miejscowy milicjant i zwrócił jej uwagę na to, że zachowuje się nieprzyzwoicie w miejscu publicznym.Wtedy handlarka zamknęła twarz.–W domu się odegra – stwierdził Udałow.Miejscowi zaglądali na bazar bez szczególnego entuzjazmu, leniwie wędrowali od stolika do stolika i brali niektóre przedmioty do ręki.Milicjanci – ci sami, którzy dokonywali wstępnej inspekcji – teraz już wszyscy poprzebierali się w cywilne ubrania.Chodzili niby nabywcy i jakby kierowali rozwojem wydarzeń, pomagając w changingu, to jest w wymianie.Udałow drogą wymiany zdobył parasol, który potrafił się zmniejszyć do rozmiarów włoskiego orzecha, a Minc oddał za dobrą cenę jednotomowe wydanie Bielińskiego z początku XX wieku, z tłoczonym złotem grzbietem i szyte.Stendal nie wracał – ciekawe, dokąd też powiodła go nadymana laleczka.Minc starał się pogadać z kupującymi i gapiami z przyszłości, ludzie jednak odpowiadali mu monosylabami, jakby się go obawiali.Ale nawet i te skąpe odpowiedzi były ciekawe.–Powiedzcie proszę, jaki macie ustrój społeczny? – usłyszał Udałow głos profesora.–Wolny – odpowiedział jeden z kupujących.–Demokratyczny – dodał drugi.–Mnie on odpowiada.–A ile było światowych wojen? – pytał Minc.–Na prowokacyjne pytania nie odpowiadamy – mówił kupujący.Zbliżała się pora obiadowa.Łysogłowy młodzian długo przebierał, aż w końcu wziął sobie przyjaciółkę – o pełnych wargach, wielkich oczach, rudą i kędzierzawą, co go bardzo poruszyło.Nie dokończył nawet targu, tylko od razu ruszył z piłeczką do hotelu.Za pięć druga pojawił się na placyku komendant milicji.Za nim jechała platforma wyładowana rozmaitej barwy i wielkości piłeczkami.Za platformą szli rzędem policjanci poprzebierani za przekupniów.Komendant brał z platformy kilka piłeczek, kładł je na stoliku sprzedawcy, a potem bezlitośnie zabierał cały towar.Nikt nie protestował.Po pierwsze, z policją nie należy się spierać – to podstawowe prawo turystyki handlowej, a po drugie każdy wiedział, że goście korzystają na tej wymianie.Dziesięć piłeczek, to dziesięć porządnych i solidnych przedmiotów z przyszłości.W Wołogdzie każdy będzie można opchnąć za minimum dwie sety baksów.Wycieczka się opłaciła.Wykładając na stół piłeczki komendant zwracał się do każdego sprzedawcy z krótką przemową:–Dziękujemy za wizytę.Zapraszamy do hotelu, gdzie czeka na was smaczny obiad i napoje chłodzące.Turyści kopnęli się do autobusu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL