[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed sobą miał długie, zastawione ławami pomieszczenie.Podziemia Świątyni? W świetle paru łojówek nie było widać nikogo.Na wprost otwierał się mroczny przechód prowadzący na górę.Drzwi miały z tej strony uchwyt i zasuwę.Zbieg zamknął je za sobą i ruszył do wyjścia.Nie znał układu budynków Świątyni, mógł tylko mieć nadzieję, że znajdzie izbę sypialną jednego z najwyższych świątynników, a dążąc ku niej, jednocześnie zmyli świątynnych strzeżców.Po cichu, po ciemku zaczął wspinać się po schodach.Z każdym stopniem wyraźniej docierało doń szaleństwo całej wyprawy.Chciał oto odszukać Żercę, by ten wyjaśnił mu szczegóły grodzkiej sprawiedliwości.Ale jeśli Żerca nie zechce? Jeśli wezwie pomocy? Jeśli wreszcie Spytek go nie znajdzie, albo po drodze wpadnie w ręce strzeżców? Strach ciągnął Spytka z powrotem do przechodu.Ale zbieg nie zawracał, wspinał się dalej.Podwórzec świątynny był ciemniejszy jeszcze niż przestwór u stóp wzgórza.Na darmo próbował Spytek okiem i uchem wyłuskać z czerni ludzkie postaci.Podwórzec mógł być równie dobrze pusty, co pełen przyczajonych świątynników.W całkowitej ciszy nawet oddech zdawał się wprawiać pomrokę w drżenie.Zbieg spojrzał po budynkach, piętrzących się pod zasnutym oparem niebem.W oknie najbliższego jaśniało światło.Być może to któryś z Żerców jeszcze nie spał.Najciszej jak umiał, przesunął się ku ścianie budynku.Dłonią dotknął ościeży drzwi, ostrożnie wymacał uchwyt, pchnął.Ustąpiły.Po chwili był już w środku, piędź po piędzi badając otoczenie.Wreszcie wstąpił na schody.Całkowitą ciemność rozjaśniła narastająca poświata.Długo nasłuchiwał, nim wychylił głowę zza załomu.Pełgające płomienie kilku łuczyw rzucały zmienne cienie na ściany długiego na kilkadziesiąt kroków przechodu.Otwory w ścianach prowadziły do izb sypialnych, z niektórych dochodziło chrapanie.Rozświetlone okno położone było znacznie wyżej.Ostrożnie wyminął załom i podjął wspinaczkę.Kolejne piętro również zatopione było we śnie.Dopiero na końcu najwyższego przechodu, obok pogrążonych w mroku sypialni znalazło się jedno zamknięte pomieszczenie, spod którego drzwi dobywała się blada poświata.To tu.Spytka znów dopadła zmora.Huczało mu w głowie.Zostawić całą rzecz i uciekać! Wiedział jednak doskonale, że zaszedł już zbyt daleko.Wstrzymując oddech, narzucił nakrywnię i ruszył na palcach ku drzwiom.Nie miał pojęcia, od czego zacząć, gdy już wejdzie, co powiedzieć.Mimo rosnącego strachu miał świadomość, że teraz nie było już odwrotu.Jego dola lub niedola czekała za tymi drzwiami.Wtem dobiegł zza nich czyjś głos.Spytek zamarł.Świetlny pasek zamigotał, ktoś w izbie gotował się do wyjścia.Zbieg zdążył tylko wskoczyć w ciemność najbliższej izby, kiedy drzwi się otwarły.Róg leża wbił się Spytkowi boleśnie w plecy, ale ani pisnął.Przechodem przemknął świątynnik.Zbieg nie zdążył dobrze mu się przyjrzeć, lecz sądząc po przybiorze, nie był to Żerca.Nagłe wtargnięcie Spytka nie obudziło śpiącego.Korzystając z osłony ciemności, uciekinier jął zachodzić w głowę, co czynić.Nie słyszał, by ktoś zamknął drzwi na zasuwę, jeśli takową w ogóle miały.Założywszy, że świątynnik był sługą, w izbie przebywał pewno Żerca.Ale jeśli sługa wróci? Jeśli Żerca wezwie pomocy.?O mało co nie walnął pięścią w niewidoczną ścianę.Już zadawał był sobie podobne pytania.Zagryzł wargi i wyszedł na przechód, a potem pchnął drzwi i wszedł do izby.Leżący w pościeli świątynnik sięgał właśnie po dzbanek, stojący na ustawionym przy leżu stołku.Złowione w sieć zmarszczek oczy spojrzały ze zdumieniem na nieproszonego gościa, starczo oplamione ramię zamarło niepewnie w powietrzu.Spytek padł na kolana i pochylił czoło.– Wybacz – wydusił z siebie łamiącym się głosem.– Wybacz, czcigodny Żerco, że ośmielam się zakłócać ci spokój! Daruj mi tę łaskę, zezwól wygłosić swe troski i nie wzywaj sług, póki mnie nie wysłuchasz!Na przeciąg chwili zapadła cisza.A potem rozległ się słaby głos.– Łaskę daruję, a ty z łaski swej zamknij za sobą drzwi, bo moja łaska może nie starczyć, jeśli znajdziesz się na łasce pobudzonych.Spytek wstał chwiejnie i odwrócił się, by drżącymi rękoma przymknąć drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL