[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaskier, niewiele myśląc, pobiegł, plaskając mokrymi ciżmami, w stronę portu ibiałych schodów.- Spójrz na to! Prawda, że śliczne?Suknia była istotnie wspaniała, z szaroniebieskim atłasowym stanikiem wyszytymmotywami passiflory, w rozcięciach błękitnych aksamitnych rękawów przebłyskiwał białyatłas.- Zobacz zapinki na gorsecie.Też jak kwiatuszki passiflory.Kość słoniowa i masaperłowa.I malutkie owoce granatu.Gorset i tiumiura na wielorybich fiszbinach.Ostatni krzykmody.Sprowadzał je z Nilfgaardu.A woal aż z Zerrikanii.Zwróć uwagę na te srebrnepasemka na niebieskim.Jest jeszcze zielonozłoty, ale trzeba uszyć do niego drugą suknię.W zielonym mi nie bardzo do twarzy, jak sądzisz? Potrzebna jednak będzie sukniawizytowa i jest materiał.Ciemnozielony aksamit, a gdyby tak obszyć go po brzegach.- Essi - przerwał Jaskier.Spojrzała na niego ciemnoniebieskim oczkiem, potem drugim, gdy odgarnęłagrzywkę.- Jutro mu się polepszy.To tylko lekkie niedomaganie.Nie trzeba się o niegotroszczyć, wszystko gotowe.Kucharka trochę się spóźnia.Wysłałam pachołka, ale jeszczenie.- Essi.- Do tego pantofelki - podjęła zatroskana.- Mam atłasowe, haftowane, ale nie pasująkolorem.Zobacz.- Essi - powtórzył po raz trzeci.- W mieście panuje dżuma.Sprowadziła ją na nas„Catriona”.Nie wiem, co za cholera, ta dżuma, nie słyszałem jeszcze o takiej.Ludzie konająna ulicach.Nie zmyślam, po drodze tutaj widziałem dwa trupy.Twój Holm nie zapadł nazwykłą gorączkę.Miał styczność z „Catrioną” jako jeden z pierwszych.Kucharka pewnieleży teraz w malignie, jeżeli jeszcze żyje.Pachołek nie wraca, bo pewnie uciekł na wieść ozarazie.Rozumiem go zresztą.Sam.Miał ochotę wyrwać jej z rąk ten przeklęty fatałaszek i rozedrzeć na dwoje.Powstrzymał się, zgrzytając zębami.- Bałem się, że i ciebie dopadła.Zaraza nie oszczędza nikogo.Gdybyś tylkozobaczyła, co się dzieje w mieście.Uciekajmy, póki władze się nie spostrzegły.My.toznaczy ja nie jestem idiotą, przeczekam to w lesie.Miesiąc lub dwa.Żeby uniknąćzarażenia.Weźmy jak najwięcej prowiantu, żeby nie musieć żreć trawy.Dopóki panujechaos.Na razie mają za mało ludzi, ale kiedy rzecz dojdzie do Nilfgaardu, najeźdźcyutworzą kordon.Wtedy nawet mysz się nie przemknie.Komuś już to niedawno mówiłem? To o myszy.Ach tak, Toruviel.Kurwa mać,wszystko miesza mi się w głowie.Może już dla mnie za późno.Może się zaraziłem.- Uciekać? - spytała, szeroko otwierając oczęta.- Nie przesadzasz, Jaskrze? To tylkotwoje poetyckie fantazje, prawda?- Wychodziłaś dzisiaj na zewnątrz?- Nie, miałam tu tyle zajęć.I Holm trochę zaniemógł.Posłałam po medyka, ale takżesię spóźnia.- Uciekł albo nie żyje - podsunął ponuro Jaskier.Odczuwał swędzenie na całym ciele.Szczególnie nieprzyjemnie piekło pod pachami.Znów ukradkiem zerknął na swoją rękę.Na razie niczego.- Skoro jeszcze nie zachorowałaś, może ujdziesz cało.To niemożliwe, by wszyscyzarazili się jednocześnie.Jeśli się pospieszysz.- A Holm?- On jest stracony, Pacynko.Zostało mu najwyżej parę godzin życia.Wkrótce zaczniemajaczyć i.nawet nie będzie wiedział, czy jesteś przy nim.Będzie mu wszystko jedno.- Myślę.Essi patrzyła przed siebie, machinalnie mnąc w dłoniach jedwab i niebieski aksamit,palce przebierały po kwietnych zapinkach.- Myślę, że cała służba się rozproszy.Rozbiegną się, prawda? Każdy woli umierać wdomu.Nawet w najnędzniejszej chatynce.Zawsze, dom.Nigdy nie miałam domu, w którymchciałabym umrzeć.Dziwne, prawda? A kiedy wreszcie go mam.- Essi!- Wśród swoich.Essi wstała, wzdychając.Suknia zsunęła się z jej kolan i zastygła u stóp jak malutkieoczko wodne.Nie patrząc, odkopnęła ją na bok czubkiem bucika.- No dobrze, Jaskrze.Wybacz, muszę iść do Holma.Na pewno mnie wołał, tylko tutajnie słychać.To duży dom.Jaskier chwycił ją za rękę.Jej dłoń była zimna, paluszki lekko drżały.- Essi, ten cały Holm.nie kocha ciebie i nigdy nie kochał.Związał się z tobą zpróżności.Schlebiało mu to, jak to burżujowi.Szykownie mieć za żonę znakomitąśpiewaczkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL