[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zawahał się jak jego żona.Serdecznie pocałował Freyję w policzek.Na szczęście w tej chwili ogłoszono podanie obiadu, nie trzeba było zatem dalej podtrzymywać konwersacji.Freyja ujęła Joshuę pod rękę i uśmiechnęła się do niego promiennie.- Ależ się pysznie bawimy - mruknęła.Joshua nie trzymał się boku Freyji przez cały czas.Byłoby to niegrzeczne.Poza tym wydawało mu się, że okropne napięcie, które w niej wyczuł, mimo jej uśmiechów i doskonałego opanowania, zelżało, jak tylko obiad dobiegł końca.Freyja krążyła wśród gości rozpromieniona, miła i swobodna.Wyglądała wręcz zachwycająco w muślinowej sukni z długą powiewną spódnicą w różnych odcieniach turkusu i zieleni.Joshua nie był do końca przekonany, źe Freyja nie kochała Jerome’a Butlera.Na pewno z trudem znosiła dzisiejszy dzień.Prawie przez całe popołudnie Joshua rozmawiał z gośćmi.W końcu jednak zmęczył się i przysiadł w salonie na parapecie, obok Sydnama Butlera, najmłodszego syna hrabiego Redfielda.Młodzieniec nie miał prawej ręki i oka, a całą prawą połowę twarzy i szyi szpeciły mu purpurowe ślady po oparzeniach.- Rany odniesione na wojnie? - zagadnął Joshua.- Tak - odparł Sydnam Butler.- Podczas misji szpiegowskiej w Portugalii zostałem schwytany przez francuski patrol zwiadowczy.Nie miałem na sobie munduru.Joshua zmarszczył brwi.- Przez pięć lat właśnie tego najbardziej się obawiałem - powiedział.- Ja byłem we Francji, szpiegując dla naszego rządu po cywilnemu.Bez papierów i munduru nie mogłem liczyć na ratunek, gdybym został schwytany.Pana, jak widzę, z powodu braku munduru, spotkało haniebne traktowanie, niezgodne z konwencją.- Tak - przyznał Butler.Rozmawiali przez pewien czas o wojnie, a potem o Walii, gdzie Butler obecnie mieszkał i pracował jako rządca w jednym z majątków księcia Bew-castle’a.W pewnym momencie Sydnam Butler skinął głową Freyji stojącej w towarzystwie Rannulfa, Judith, lady Muir i kuzyna Butlerów, którego imię wyleciało Joshui z pamięci.- Bardzo się cieszę, że Freyja znów jest szczęśliwa - powiedział.- Najwyraźniej dobrze jej z panem.- Dziękuję - odparł Joshua.- Dzisiejsza uroczystość to dla niej jednak trudne przeżycie.Była przecież zaręczona z pańskim bratem i zdaje się, darzyła go głębokim uczuciem.- Och, oni właściwie wcale się nie zaręczyli - powiedział Butler.- Zeszłego lata Kit przywiózł do domu Lauren, swoją narzeczoną i taki był koniec małżeństwa, które chcieli zaaranżować Bewcastle i mój ojciec.- Urwał i skrzywił się lekko.- Proszę mi wybaczyć.Pan miał na myśli Jerome’a.Tak, oczywiście.Zawsze bardzo się z Freyją lubili.Na pańskim miejscu bym się tym nie martwił.To stare dzieje, a dzisiaj Freyja wygląda na naprawdę szczęśliwą.Bardzo szczęśliwą.Do sali właśnie wrócił nieobecny od jakiegoś czasu Ravensberg z żoną.Wicehrabina trzymała w ramionach dziecko.Malca przebrano już w suknię do chrztu.Z miękkiego białego kocyka widać było tylko główkę i dwie niezdarnie wymachujące piąstki.Kit z żoną przechadzali się wśród gości, pokazując im swój mały skarb.Damy szczebiotały i uśmiechały się nad uroczym potomkiem.Dżentelmeni na ogół robili dziwne miny.Wicehrabia i jego żona stanowili nadzwyczaj piękną parę.Jeśli Joshua się nie mylił, najwyraźniej nadal byli w sobie namiętnie zakochani.Joshua zrozumiał, co powiedział Sydnam Butler, zanim uświadomił sobie, że popełnił gafę i próbował ją zatuszować.Głowy rodów zaaranżowały małżeństwo między Freyją i Ravensbergiem.To miało sens.Obie rodziny od dawna planowały związek Freyji z najstarszym synem i dziedzicem.Czy to nie oczywiste, że po jego śmierci, gdy upłynął czas żałoby, powróciły do tego pomysłu, tym razem na małżonka wybierając drugiego syna? Jednak Kit przywiózł do domu narzeczoną którą sam sobie wybrał, i zburzył cały plan.Czy zrobił to celowo? Czy wiedział o małżeństwie planowanym przez jego ojca i brata Freyji? Czy Kit, podobnie jak Joshua w Bath, pospiesznie zaręczył się z kim innym, by uniknąć małżeństwa, którego nie chciał? A może jednak o niczym nie wiedział? Tak czy inaczej, Freyja na pewno poczuła się odtrącona.O, to z pewnością się jej nie spodobało!Joshua zastanawiał się, co bardziej ucierpiało w tej sytuacji.Jej duma czy serce?Do Sydnama Butlera podeszli jego ojciec oraz kuzyn i odciągnęli go na bok.Joshua został przy oknie i przyglądał się swojej narzeczonej.Gdy Kit z żonąi dzieckiem zaczęli się do niej zbliżać, uśmiech Freyji stał się jeszcze bardziej promienny.Joshua zauważył, że Freyja zacisnęła ręce w pięści, a stopą wystukuje nerwowy rytm.Uśmiech lady Bedwyn wydał się niemal grymasem.Wicehrabina znajdowała się od niej o kilka kroków.Roześmiała się serdecznie i z czułością zerknęła na swoje maleństwo.Spojrzenie, które rzuciła jej w tym momencie Freyja, choć krótkie i szybko skryte pod powiekami, było pełne jadu.Za kilka chwil Butlerów ie wraz z dzieckiem znajdą się przy Freyji.Będą oczekiwać, że zacznie zachwycać się dzieckiem.Stojąca przy Freyji Judith już się cała rozpromieniła w oczekiwaniu na szczęśliwą chwilę i spojrzała z czułością na Rannulfa.Joshua wstał.- Freyjo - szepnął, dotykając jej łokcia.Podskoczyła, jakby ją przypalił żywym ogniem.- Widzę, że kilkoro śmiałków wyszło na taras na przechadzkę.Chciałabyś może zaczerpnąć świeżego powietrza?- Z przyjemnością - odparła głośno.- Zaraz oszaleję z bezczynności.Przez noc pogoda uległa zmianie.Poprzedni dzień, ciepły i słoneczny, wydawał się niemal letni.Teraz zrobiło się zimno, szaro i wietrznie, prawie jak w listopadzie, a nie we wrześniu.Joshua i Freyja ubrali się w płaszcze i wyszli na zewnątrz.Joshua głębiej wcisnął kapelusz na czoło, żeby wiatr nie zerwał mu okrycia z głowy.- Josh, mam nadzieję, że nie oczekujesz, iż będę przechadzać się drobnymi kroczkami po tarasie - powiedziała Freyja.- Muszę zaczerpnąć dużo świeżego powietrza.Czyż takie uroczystości nie są śmiertelnie nudne?Skręciła w prawo w kierunku stajni.Jak tylko minęli francuski ogród przed domem, przeszła przez trawnik i ruszyła ścieżką równoległą do podjazdu.Jak zawsze szła szybko i energicznie.Joshua dotrzymywał jej kroku.- Ach, już mi lepiej.- Uniosła twarz ku niebu.Nie próbował nawiązać rozmowy, skoro Freyja najwyraźniej nie miała na to ochoty.Doszli do mostu, który oddzielał ogród od zalesionego parku.Joshua pomyślał, że jest chyba później, niż mu się zdawało.Zaczynał zapadać zmierzch.- Co teraz? - zapytał.- Wracamy do domu?- Jeszcze nie - odparła.- Przyjęcie potrwa wiele godzin.Przy takich okazjach nikt nigdy nie wie, kiedy zakończyć świętowanie.- To dokąd pójdziemy? - spytał.Rozejrzała się dookoła.- Tam jest jezioro.- Wskazała na prawo.- Ale nie mam dzisiaj ochoty na pływanie.- Zadrżała w podmuchu zimnego wiatru.- Co?! - zawołał, unosząc brwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL