[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiła krok w przód.– Potrafisz rozkazywać, Georgie – rzekł.– Słucham?Spojrzał w stronę kuchni.– Wystarczy, żebyś klasnęła, a oni już zaczynają kicać na dwóch łapkach jak tresowane zajączki.– Jak mnie nazwałeś? – Georgie.Zatrzęsła się ze złości, ale on był wyraźnie ubawiony i zadowolony z siebie.Georgina była jednak na tyle mądra, by wiedzieć, że jeśli powie jeszcze jedno słowo na temat tego obrzydliwego zdrobnienia, on zacznie go z pewnością używać jeszcze częściej.– Sądzę, że nie powinny cię interesować moje rozmowy ze służbą.– Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.– Ugryzł ostatni kęs chleba, wytarł ręce w koszulę i wyprostował się jak struna.– Zapewne należysz do kobiet, które doskonale dają sobie ze wszystkim radę.– Sam Pan Bóg wie, że mam duże doświadczenie – mruknęła.– Kłopoty w raju? – Rozejrzał się.– Sądziłem, że jesteś wolna od trosk.Uniosła tylko podbródek i nie powiedziała ani słowa, choćby w głębi serca chętnie powierzyłaby mu swoją tajemnicę.– Przypuszczam, że dzieci również czują przed tobą respekt.– To nie twoja sprawa i właściwie nie powinnam ci nic o sobie mówić, ale przyjmij do wiadomości, że nie jestem zamężna.– Sprawiłaś więc zawód swoim rodzicom – powiedział z dziwnym wyrazem twarzy.– On nie żyją – odpaliła.– I mam tylko dwadzieścia dwa lata – dodała szybko, bo poczuła się nagle jak stara panna.Uśmiechnął się lekko, po czym – nie odrywając od niej oczu – potrząsnął głową, jakby wydała mu się zabawna.– Jesteś więc wystarczająco dorosła, by dyrygować służbą i wydawać przyjęcia, ale nie dałabyś sobie rady z dziećmi.Czy tak?– Co to znaczy: wystarczająco dorosła?Wzruszył ramionami.– Wiek ma znaczenie tylko w przypadku wina.Poza tym nim twierdziłam, że nie potrafiłabym wychować dzieci.– Nigdy nie zajmowała się dziećmi, ale za nic w świecie nie chciała się do tego przyznać.Irytowała ją nie tyle nonszalancka poza mężczyzny, ile jego ironiczny uśmieszek.– Dałabym sobie radę ze wszystkim.Potarł w zamyśleniu podbródek.– A więc umiesz postępować z dziećmi, Georgie?– Jak widać.Zaśmiał się tak ciepło i serdecznie, że najchętniej by mu zawtórowała.Nim zdążyła się cofnąć, zbliżył się do niej na odległość ręki.Mimo potężnej budowy poruszał się lekko i zręcznie.– Co za szkoda, że nie masz męża, Georgie.Zrobił taki gest, jakby zamierzał jej dotknąć, więc odsunęła się szybko.– Jeszcze nie mam.A poza tym nie jestem Georgie.– Jeszcze? – Zerknął na nią z rozbawieniem.– Czyżbyś zamierzała go znaleźć w ciągu najbliższej godziny.– Tak.Trafiłeś w dziesiątkę.– Zebrała fałdy spódnicy.– A teraz, jeśli łaskawie mnie przepuścisz, zobaczę, czy jestem stanie odmienić swój stan cywilny, który tak cię interesuje i bawi.– A więc chcesz wyjść za mąż?Uniosła tylko dumnie podbródek.Patrzył na nią tak, że zapragnęła nagle czegoś, o czym nie powinna nawet myśleć.– Odsuń się.Znowu nawet nie drgnął.– A może stęskniłeś się za moim obcasem? – Uniosła nogę.Długo wpatrywał się w jej stopę obutą w jedwabny pantofelek, rozłożył ręce w geście poddania i ustąpił jej z drogi, kłaniając się przesadnie.Odeszła szybko, z dumnie podniesionym podbródkiem, czując nagły przypływ gorąca.– Wbij sobie do tej twardej głowy, że możesz po niej oberwać Od mojego przyszłego męża – rzuciła przez ramię.Zadowolona z siebie, ze zwycięskim uśmiechem poszła dalej.Serce biło jej jednak zdecydowanie za mocno.Georgie! – zawołał za nią swoim głębokim głosem.– Jeśli chcesz wiedzieć, to nie tylko głowę mam twardą.11Nigdy nie zawieraj małżeństwadla pieniędzy.Pożyczki są znacznie tańsze.Stare przysłowie szkockieGeorgina siedziała w rogu sypialni, wyjmując z palców kolce róż.– Auu! – Wyciągnęła ostry cierń i popatrzyła na niego ze zdziwieniem.Nawet się nie złamał.Nie przypuszczała, że kolce mogą być takie twarde.Jęknęła i poczuła, że się rumieni.Wciąż odczuwała zażenowanie, głównie dlatego, że świetnie zrozumiała jego ripostę.Wychowując się razem ze starszym bratem, musiała się czegoś dowiedzieć o stosunkach męsko-damskich, gdyż w przeciwnym wypadku nie rozumiałaby zupełnie, o czym Albert tak często rozmawia i żartuje z przyjaciółmi.Posmarowała pokaleczone dłonie maścią z orzechów i uczyniła kolejny wysiłek, by przywołać w pamięci obraz Johna Cabota, a nie tego wysokiego, niewiarygodnie przystojnego blondyna.Kiedy to nie przyniosło jednak pożądanych efektów, pomyślała o majątku Cabotów.Wyobraziła sobie stosy błyszczących monet, kilka tysięcy złotych sztabek, akcje, księgi hipoteczne, obligacje, klejnoty w niebieskich aksamitnych pudełkach z monogramem a szczególnie brylanty, które stanowiły świetną inwestycję i wyglądały tak pięknie, gdy oprawione w platynę zdobiły palce, przeguby, szyję i uszy.Uśmiechnęła się.Chciwość naprawdę pobudza fantazję! Kiedy jednak otworzyła oczy, zobaczyła tylko starzejącą się tapetę w kwiatki.Nawet dywan – tkany w Antwerpii na specjalne zamówienie babki Bayard – stracił dawną świetność na tle zniszczonych kotar i wyświechtanych poduszek.Usiłowała sobie wyobrazić odnowioną sypialnię, umeblowaną hinduskimi antykami, z jedwabnymi draperiami w oknach i obrazami w ramach z osiemnastokaratowego złota
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL