[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od strony północnego pola dobiegł ją stukot drewnianej maszynerii i dudnienie żniwiarki ciągniętej przez trzydzieści trzy muły.Addie patrzyła, jak specjalnie do tego celu wynajęta załoga manewruje kombajnem firmy Best Company.Montana powiedział, że kończą się już żniwa i ekipa pojedzie do Latimerów, gdzie będzie pracować przez kolejne kilka tygodni.Żniwna załoga - w przeważającej większości złożona z członków rodziny Blue - zajechała na farmę przed dwoma tygodniami.Było na co popatrzeć.Parobcy siedzieli na dwóch wozach, za którymi jechała kuchnia, czyli specjalne drewniane pudło ustawione na kołach.Kuchnia wyglądała zupełnie jak wagon kolejowy, tyle że jej okna zasłaniało szare płótno, a z okrągłego dachu wystawała rura od piecyka.Za kuchnią toczyły się wozy, na których umieszczono wodę i jedzenie dla pracowników oraz bydła.Na końcu turkotała żniwiarka, przezwana Blue’s Big Boy.Addie nigdy nie widziała takiej plątaniny drewna, metalu, krążków i kółek.Tak naprawdę zdziwiła się jednak dopiero wtedy, gdy Montana zabrał ją na żniwa.Do Big Boya zaprzęgnięto trzydzieści trzy muły, a poganiał je stary George, siedzący na specjalnym podwyższeniu niczym marynarz na statku.Mając do dyspozycji jedynie dwie pary lejców, przeprowadzał zaprzęg przez pole, a kombajn ścinał pokos szerokości dziesięciu metrów.Następnie wymłócone w Big Boyu ziarno spadało na ogromny wóz, prowadzony przez Custusa, Willa i Montanę.Pracę zajmującą niegdyś miesiąc można było teraz wykonać w ciągu dwóch tygodni.Okazało się, że niegdyś rodzina Blue zatrudniała czterdziestu robotników najemnych, a wraz z wynalezieniem kombajnu zredukowała tę liczbę do dwóch, trzech parobków.Addie pomyślała, że dzięki temu życie pani Blue stało się z pewnością łatwiejsze.Nie mogła sobie wyobrazić gotowania i prania dla takiej liczby ludzi.Jak na razie opierała swoją trójkę, a i tak miała wrażenie, że ta praca nigdy się nie kończy.Ubrania - nawet po wypłukaniu pod pompą - trzeszczały od piasku.Musiała je trzepać.Obsługiwanie czterdziestu mężczyzn wydawało się jej niemożliwe.Oczywiście, gdyby Montana ją o to poprosił, harowałaby nawet dla setki parobków.Spędziła z mężem najszczęśliwsze miesiące swego życia, dzięki którym sama czuła się wyjątkowa’.Tak często widywała na jego twarzy wymarzony niegdyś uśmiech.To on nauczył jej ciało miłosnej pieśni.Wystarczyło, aby lekko się dotknęli, a już przeskakiwała między nimi iskra namiętności.Tak wiele się przy nim nauczyła, nie tylko sekretów ciała.Dowiedziała się, że mężczyźni widzą wszystko w zupełnie innym świetle i dlatego - choć tak świetnie zgadzała się z Montana w małżeńskiej sypialni - często wyrażała zupełnie przeciwne opinie na temat najróżniejszych spraw.Miała też odmienne upodobania.Montana wstawał wcześnie jak skowronek, głodny i pełen energii do działania, a Addie jęczała i marudziła, dopóki nie zagroził jej klapsem.Addie rzucała ubrania, gdzie popadnie, on swoje starannie rozwieszał.Niestety, buty zostawiał w najdziwniejszych miejscach, tak że można się było o nie przewrócić.Raz nawet musiała zagrozić mężowi, że ugotuje je na kolację, jeśli nie zabierze ich z progu.Montana mył zęby sodą oczyszczaną, a ona proszkiem miętowym.Golił się często, ale kiedy Addie brała nożyczki do ręki, by przystrzyc sobie włosy, drżał ze strachu jak liść, że obetnie ich za dużo.Dotrzymał również słowa.Na weselu Widdermanna tańczył tylko z nią, nie poprosił nawet Rebeki Latimer.Tak samo zachował się na święcie z okazji czwartego lipca.Wtedy wirował z nią wokół stodoły Johnsona i gwizdał coś do ucha, by znowu przypomniała sobie polną drogę w świetle księżyca.Wspomnienia Addie zakłócił nagle turkot ogromnego wozu.Montana zeskoczył z kozła i uśmiechnął się promiennie.- Jakie mam szanse na buziaka, pani Creed?- Pocałuję cię, jeśli Custus przestanie kląć.- Fatalnie.- Zerknął na swoje brudne ubranie.- W takim razie muszę ci go skraść.Ruszył ku niej z wyciągniętymi ramionami.Addie wrzasnęła jak opętana, po czym pobiegła, ile sil w nogach, w stronę drzewa.- Ani mi się waż! - krzyknęła, obejmując gruby konar.- Bardzo szybko się ruszasz jak na starą mężatkę z krótkimi nóżkami!- Nie chcę mieć słomy na ubraniu! A jak na swój wzrost mam bardzo długie nogi - odparła wyniośle, nie spuszczając Montany z oka.Mógł się na nią przecież rzucić w każdej chwili.- Obiecałaś mi miłość, posłuszeństwo i szacunek, pamiętasz?- Przysięgę najpierw składałeś ty, a ja nigdy nie obiecywałam, że będę całować takiego brudasa.Wyprostował się natychmiast.- Masz rację.Odwrócił się i odszedł.Addie nie wierzyła własnym oczom.- Dokąd idziesz? - spytała.- Wracam do pracy.- Pomachał jej ręką, ruszając w stronę wozu.Stała tak przez chwilę, nieco urażona, że zrezygnował tak szybko.W końcu jednak wzruszyła ramionami i skierowała się na werandę.Zaatakował ją z tyłu, przewrócił się na plecy i pociągnął ją za sobą.- Ty potworze! - wrzasnęła, z trudem kryjąc uśmiech.- Puść mnie natychmiast!- To cię będzie drogo kosztować.Addie popatrzyła mu w oczy.Tak bardzo go kochała, nawet z tą brudną twarzą.- Oto twój buziak.A teraz pozwól mi wstać.- Zaśmiała się serdecznie.- Jeszcze.- Oboje wiedzieli, że to słowo działa jak spust.Montana zdjął rękę z jej pleców, odsunął włosy z twarzy i popatrzył na nią tak, jakby czegoś szukał.Ujął delikatnie jej twarz i cmoknął lekko w usta.- Później - szepnął.Addie westchnęła, a on nagle się roześmiał i posmarował jej twarz błotem i brudem, za co dziewczyna nazwała go imionami wszystkich możliwych gruboskórnych zwierząt, o jakich słyszała.W końcu przestał, ale nadal nie spuszczał wzroku z jej twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL