[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A tak, bez specjalnego powodu.- Przyglądał się jej obojętnym, zmęczonym wzrokiem, po czym kaszlnął kilka razy i odwrócił się plecami.Naturalnie nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie, wolała nic tłumaczyć się, a za to spokojnie studiować każdy mięsień fascynujących pleców Sama.Mężczyzna dokończy! akurat napełnianie manierki świeżą wodą z małego strumyczka, który płynął ze skały.- Daleko jeszcze do obozu?- Dzień marszu.Widzisz tamtą małą górę?Pokiwała głową, chociaż w jej pojęciu określenie „mała” stanowczo odbiegało od jego miar wielkości.- Gdy tam dojdziemy, znajdziemy się już niedaleko celu.Gotowa?Uśmiechnęła się nie otwierając buzi, nie chciała bowiem zdradzić, że przed chwilą znowu zjadła dwie jagody.Popatrzył na nią podejrzliwie.Dziewczyna zawahała się przez moment, ale przywołała się do porządku, gdy przypomniała sobie, iż w żaden sposób nie mógł zobaczyć owoców, które szczęśliwie powędrowały już przecież do żołądka.Ponownie się uśmiechnęła, Sam odpowiedział jej tym samym.Przeszedł koło niej i uprzejmie odgarnął przed nią kilka gałęzi.Przedzierali się przez dżunglę kilka następnych godzin, po drodze minęli dwa płytkie strumyki - żaden nie sięgał jej powyżej pasa.Sam torował przejście poprzez tak gęste chaszcze, że przebycie trzydziestu metrów zajęło im przeszło pół godziny.Lollie nie narzekała, ponieważ w czasie, gdy Sam wycinał drogę maczetą, schylała się i zrywała ukradkiem kiście jagód.Weszli w kolejną gęstwinę palm i bambusów.Dziewczyna, wzmocniona soczystym posiłkiem zapytała go, czy pozwoli jej spróbować swych sil w pracy maczetą.Sam odwróci! się i postał jej spojrzenie mówiące jasno: „Chyba oszalałaś!”- Nie.- Dlaczego? Nie widzę powodu - obruszyła się.Zatrzymał sic tak gwałtownie, że nosem prawic zaryła w jego tors.- Przecież nie mam nic innego do roboty poza.wąchaniem nas.- Zmarszczyła nos i popatrzyła na niego.- Sama leż nic pachniesz jak pączek róży.- Powiedziałam „nas”.- Oparła ręce na biodrach i skarciła go wzrokiem.- Niczego nie pozwalasz, mi robić.Nie mogę rozmawiać, śpiewać ani nawet nucić sobie pod nosem.Jestem znudzona i brudna, więc jeśli nie chcesz, żebym zwariowała, daj mi coś dla zajęcia myśli.Sam pacnął dłonią w komara siedzącego mu na karku.Następnie wyciągnął rękę z maczetą w jej kierunku.- To zajęłoby cię na dobre - rzekł kpiąco.Dziewczyna złączyła brwi w jedną linię, przybierając najbardziej srogą minę madame Devereaux.Mężczyzna wciąż wyglądał na zadowolonego z siebie.- Sądzisz, że nie dałabym sobie rady?W odpowiedzi tylko skrzyżował ręce na piersi.- Dla twojej wiadomości, już od kilku dni przyglądam się, jak radzisz sobie z tym nożem.Ciach i trzask, ciach i trzask.Każdy by potrafił, nawet ja.- Czekała, czy zareaguje na tę zaczepkę.Podał jej maczetę, wzrok miał pełny lekceważącej pobłażliwości.Podszedł do najbliższego drzewa i oparł się w sposób, który sugerował, iż ma przed sobą długie czekanie.Już ona mu pokaże.Zamachnęła się i uderzyła w gruby pień palmy.Nóż nawet go nie naciął.Ze zdziwieniem przyjrzała się ostrzu i starała się zrozumieć, gdzie popełniła błąd.Wzięła kolejny zamach, tym razem na cieńsze gałęzie.Ku jej zdumieniu ugięły się, ale się nie złamały, nic pękły z trzaskiem i nic opadły na ziemię jak po cięciach Sama.- Każdy to potrafi, prawda?Zesztywniała słysząc zaczepkę, lecz nie zrezygnowała, nie dała mu tej satysfakcji.Zamiast tego jedną ręką chwyciła część palmy, drugą mocno chwyciła maczetę i rąbała nią tak długo, aż w końcu udało się jej odciąć konar od pnia.Zajęło jej to, pięć minut.- Niezła robota, Cukiereczku.W takim tempie do obozu dotrzemy.niech pomyślę.gdzieś pod koniec sierpnia.Spiorunowała go wzrokiem i zdmuchnęła z oczu kosmyk mokrych włosów.Tym razem przebrał miarkę! Odwróciła się w stronę palmy i naśladując go, ujęła mocno maczetę.Uniosła jak najwyżej ramię, wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i opuściła ostrze podpatrzonym u Sama, półkolistym ruchem.Tyle że zamachnęła się całym ciałem.Wykonała błyskawiczny półobrót i stało się coś nieprzewidzianego - maczeta wyślizgnęła jej się z rąk.Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.- O cholera! - ryknął.Zdezorientowana, zerknęła na Sama, potem idąc za jego wzrokiem, spojrzała w’ górę, coraz wyżej i wyżej.Nóż wzbijał się w powietrze niczym szybujący orzeł, potem ze świstem zaczął opadać.Sam rzucił się w krzaki i pobiegł co sił w nogach w kierunku znikającej w oddali ich jedynej maczety.Lollie rzuciła się za nim.Gdy dotarła do niewielkiej polanki, ujrzała Sama.Stal bez ruchu jak hikora w letni dzień.Jego kark przybrał kolor ciemnej czerwieni, a zaciśnięte w pięści dłonie zwisały bezwładnie wzdłuż ciała.Patrzył do góry, Eulalia również podniosła głowę.Maczeta zaklinowała się na szczycie palmy w zielonej kępie orzechów kokosowych.Drzewo miało co najmniej dziesięć metrów wysokości.Sam odwrócił się powoli.- Każdy to potrafi - przedrzeźniał ją ze złośliwym uśmiechem.Wyglądał, jakby miał zamiar połamać okoliczne drzewa gołymi rękami, gałąź po gałęzi.Zrobił krok w jej stronę.- Tak łatwo to wyglądało - szepnęła i cofnęła się również o krok.- Naprawdę tak było.- Zdajesz sobie sprawę, że to nasza jedyna maczeta? - Znowu się zbliżył.Kiwnęła głową.Nie mogła się zdecydować, czy nie powinna przypadkiem odwrócić się i uciec gdzie pieprz rośnie.Wybrała drogę pojednania.- Przepraszam.Bez echa.- Nie możesz użyć któregoś z tych? - Wskazała na wiszące mu u pasa pozostałe dwa noże.Nie były duże, niewiele większe od kuchennego.- Nie przetną nawet jednego bambusa - westchnął ciężko i zrobił znaczącą przerwę.- Chociaż, poczekaj, można nimi pokroić ubranie, a ten - ręką dotknął mniejszego noża - z łatwością poderżnie białe gardziołko kogoś z Południa.- To nie tylko moja wina.Pamiętasz, sam mi pozwoliłeś!- Teraz dopiero sobie pozwolę - odparł robiąc dwa kolejne kroki w jej stronę.Za późno zdała sobie sprawę, że próba zrzucenia winy na niego nie jest najszczęśliwszym pomysłem, szczególnie jeśli sprawa dotyczy sfrustrowanego mężczyzny z dwoma nożami u boku.- Teraz powinienem cię zmusić, abyś weszła po ten nóż na palmę.Lollie spojrzała do góry, gdzie wysoko nad nimi tkwiła zaklinowana maczeta.Żołądek podchodził jej do gardła i zaczęło się jej kręcić w głowie.- Nie czuję się zbył dobrze - podniosła rękę do czoła.Znowu zaczął odliczać, potem mruknął coś pod nosem o nieroztropnym „pożeraniu jagód”.Niech to diabli! On wiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL