[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poluzowawszy gorset, zapięła wreszcie ubranie.– Słyszysz? Z daleka! Wszystko przez ciebie.– Słuchaj.– Odejdź! – Chciała zeskoczyć na ziemię, ale zatarasował jej drogę, więc wbiła mu łokieć pod żebra.– Wracaj na tę swoją wyspę, do dzieci, a ode mnie się odczep! Rozumiesz?Milczał.Patrzył tylko na nią przeciągle, a jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.Przez chwilę tylko wydawało się jej, że jest zły.Ale przecież nie miał prawa się wściekać.To nie jego; życie legło w gruzach.Przeczołgała się obok Eachanna, zeskoczyła na ziemię i przytrzymując kapelusz, ruszyła przed siebie.Godzinę później była już w połowie drogi do domu.Eachann nie poszedł za nią, choć sądziła, że tak uczyni.Przez cały czas nie minął jej nawet jeden powóz czy choćby jeździec na koniu.Letnicy wrócili już do swych miejskich rezydencji.Wiedzą, na pewno wiedzą o jej bankructwie.Potknęła się i musiała pochwycić pień drzewa, by odzyskać równowagę.Przez chwilę patrzyła przed siebie.Nie miała pojęcia, co robić.Zobaczyła z daleka swoją posiadłość – mury ogrodzenia i spiczasty dach.Dostrzegła korony drzew, a także pnącza zasłaniające odrapaną farbę i przegniłe framugi okien.Spędzała tu wszystkie swoje wakacje.Ten dom stanowił jej ostatni azyl, więc może dlatego walczyła tak nieustępliwie, by go zatrzymać.Oderwała się od pnia i poszła dalej.Tym razem dostała się do środka bez najmniejszych trudności.Wspięła się na drzewo, zeskoczyła do ogrodu i od razu odnalazła piwniczne okienko.Przez chwilę spacerowała po domu.Poustawiała meble, a z niektórych zdjęła pokrowce.Nakręciła zegary i patrzyła długo, jak odmierzają czas, który utracił dla niej jakiekolwiek znaczenie.Bo czas liczyłby się wówczas, gdyby miała dokąd pójść.A jej nie zostało nic – nawet nie zabrała walizek z wozu Eachanna.Gdy niebo pociemniało, a słońce zniknęło za horyzontem, poszła na górę.Zdjęła buty, żakiet i wśliznęła się do łóżka.Zasnęła natychmiast, i to tak mocno, że nic nie słyszała – nawet skrzypnięcia frontowych drzwi i szybkich kroków na schodach.Nie słyszała, że ktoś wszedł do sypialni.Gdy wreszcie otworzyła oczy, stał nad nią policjant z pistoletem i pałką u boku, a w chwilę później została aresztowana za wtargnięcie na teren prywatny i włóczęgostwo.35Prawdziwych przyjaciółpoznaje się w biedzie.anonimoweGeorgina wysłała listy do wszystkich znajomych.Nikt nie wykupił jej z więzienia.Nawet ci, którzy jeszcze nie wrócili do swych miejskich rezydencji.Nawet ci, którzy tańczyli w sali balowej Bayardów i opijali się szampanem, nie chcieli wpłacić za nią kaucji.Opuścili ją wszyscy: przyjaciele z dzieciństwa, a także służący.To właśnie oni splądrowali jej dom i zabrali kosztowności.Twierdzili, że należy im się jakieś wynagrodzenie.Siedziała na zakurzonej pryczy, okryta zapchlonym kocem przeżartym przez mole.Ręce drżały jej tak mocno, jak wówczas gdy zgubiła się w parku.Znów czuła się jak samotna, przerażona i zagubiona mała dziewczynka.Oparła łokcie na kolanach, przetarła zaczerwienione oczy i po raz pierwszy w życiu pomyślała, że chyba nie uda się jej przetrwać.Skrzypnęły drzwi, usłyszała pobrzękiwanie kluczy.– Zgadza się, to jest Georgie.Eachann?Doznała takiej ulgi, że aż opadła z sił.Radość nie trwała jednak długo.Chwyciła za kraty.– Wyciągnij mnie stąd! Spojrzał na strażnika.– Co mam robić?– Zapłacić kaucję w wysokości dziesięciu dolarów i podpisać – oświadczenie, w którym przejmuje pan całkowitą odpowiedzialność za oskarżoną.– Podpisz, Eachann.Strażnik patrzył to na nią to na Eachanna.– Nie wolno jej wrócić do domu, bo stanowi on własność banku.Wszystkie rzeczy również.Eachann przyglądał się jej z namysłem.Jeśli zmusi mnie, żebym padła przed nim na kolana, to go zabiję.– Pojedziesz ze mną na wyspę? – Nie wspomniał ani słowem o zakładzie.– Tak.– Dobrowolnie?– Tak.Podpisz tylko ten papier i zabierz mnie stąd.W pięć minut później wyszła z więzienia pod kuratelą Eachanna MacLachlana – człowieka, który ją porwał.36Staruszek śmiał się i śpiewał w głos,Gdy płynęli w tym sobocie.Wiatr ich smagał całą noc,Rozbijając bryzgów krocie.Niebo jak morze dokoła,Gwiazdy to rybki srebrne.„Zarzucaj sieć, gdzie wola –Nie zadrżą stwory podniebne!"Tak gwiazd krzyczy zgrajaDo nocnego rybaka Lulilulilaja.Eugene Fieldprzekł.Jacek KittelCalum popłynął żaglowcem do Bath, więc Eachann zapłacił rybakom, którzy wybierali się tej nocy na połów, za przewiezienie na wyspę.Na początku Georgina milczała, siedziała skulona; na ławce i nie spuszczała wzroku z Eachanna.Właściwie nie musiała na niego patrzeć, by wiedzieć, że nigdy w życiu nie spotkała równie przystojnego mężczyzny.Gdy tak stał na rufie, wysoki, barczysty i potężny, wyglądał jak prawdziwy władca morza.Wiatr rozwiewał mu włosy, odsłaniając męskie, jak wykute w kamieniu rysy.Nie, on nie był ani łysy, ani niski.Nie był również bogaty.Ale lubiła na niego patrzeć.Oparłszy policzek na dłoni, doszła do wniosku, że mogłaby mu się tak przyglądać przez resztę życia.Pod warunkiem, że zachowałby całkowite milczenie.Na przyjęciu wyobrażała go sobie w krawacie.Teraz jednak doszła do wniosku, że w najelegantszym nawet ubraniu nie prezentowałby się tak wspaniale jak teraz na łodzi.Eachann MacLachlan był równie dziki i nieokiełznany jak wyspa, na której mieszkał.Podobnie jak ona trwał niezłomnie na swoim miejscu.Wynajęty przez niego rybak okazał się strasznym gadułą.Ponadto lubował się w zabawnych powiedzonkach.Uznał, że Georgina jest żoną Eachanna, a ten nie wyprowadzał go z błędu.Gdy wypływali z portu, opowiadał im o swoich przygodach na morzu i połowach, z których przywoził „tyle ryb co kot napłakał".– Jesteś z Bostonu? – spytał Georginę.Przytaknęła.– Ano tak myślałem.Tylko ślepy by nie zauważył.Eachann roześmiał się głośno.– Wiecie, że ojcowie pielgrzymi wcale nie przypłynęli do Plymouth? – Rybak rozciągnął splataną sieć.– Najpierw przycumowali do wyspy Monhegan.I tam nałowili sobie dorsza.Pewnego ranka żona rybaka wygląda przez okno i widzi, jak „Mayflower" zabiera jakiś ładunek na pokład.Odwraca się do męża i pyta: „Jak myślisz, co to jest?" Mąż wyjrzał przez okno.„Na pewno ojcowie pielgrzymi.Wreszcie przypłynęli".Nawet Georgina musiała się roześmiać, choć historyjka była dość głupawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL