[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do licha! - dobiegło ich z dołu przekleństwo.Edith stała jak wryta z otwartymi ustami.Sofia przeciwnie; z uśmiechem chwyciła przyjaciółkę za rękę i odciągnęła od okna, a potem ruszyła do drzwi i cały czas ciągnąc Edith za sobą, zbiegła tylnymi schodami do małej ciemnej wnęki znajdującej się dwa piętra niżej.Wciąż słyszały wściekłe przekleństwa poszkodowanych.Edith spojrzała na Sofię i obie panny jednocześnie zaczęły chichotać.- Boże w niebiosach! - Edith westchnęła.- Kto to był, domyślasz się? Nikt przecież nie korzysta z tych drzwi!Sofia wybuchnęła śmiechem tak gwałtownym, że ledwie mogła złapać oddech.- Znam tego rycerza w długim płaszczu.- Naprawdę?- Owszem - przyznała, nie przestając chichotać.- To najstarszy syn Gloucestera.- Sir Tobin de Clare?Sofia pokiwała głową; nie mogąc opanować śmiechu, zakrywała sobie usta dłonią.Edith nagle spoważniała i uważnie przyjrzała się przyjaciółce.- Wiedziałaś, że on jest w zamku, Sofio?- Czy wiedziałam? Ja? Nic podobnego, Edith! Podejrzewasz, że zaplanowałam całą tę grę tylko po to, żeby spuścić mu na głowę świński pęcherz wypełniony wodą?- Owszem, jak najbardziej.Znam cię od dawna i dlatego nie zgodziłam się trzymać jabłka na głowie.To mi się wydaje całkiem do ciebie podobne.Sofia wyprostowała się z wyrazem urażonej niewinności.- Przyznaj, Edith, jaka była szansa, że wyjdzie z wieży tamtymi drzwiami? Sama przecież mówiłaś, że nikt z nich nigdy nie korzysta.Edith milczała przez dłuższą chwilę, nie spuszczając z przyjaciółki czujnego wzroku.- Myślę, że nawet ty nie zaplanowałabyś czegoś tak szalonego - przyznała wreszcie i westchnęła.- No właśnie.- Sofia klasnęła w dłonie.- Ale cóż za szczęśliwy przypadek, że akurat wybrał te drzwi w odpowiedniej chwili.Rozległo się dzwonienie na nonę, więc wybiegły z wieży, żeby dołączyć do królowej, zanim wyjdzie ze swojej komnaty.Później tego samego dnia, dobrze po nieszporach, Sofia towarzyszyła królowej w wieczornej wizycie u zamkowego duszpasterza.Kiedy Eleonora zakończyła spowiedź, Sofia podeszła do małego, ciemnego konfesjonału, gdzie wyznała szczerze, choć bez wyrzutów sumienia, że to ona udzieliła zimnemu, aroganckiemu sir Tobinowi de Clare mylnych wskazówek.Klęcząc w kaplicy z pochyloną głową i odmawiając kolejną ze stu trzydziestu modlitw zadanych na pokutę, lady Sofia uśmiechała się pod nosem, jako że widok twarzy sir Tobina, mokrej i czerwonej od złości, z nawiązką wynagradzał jej ból kolan zdrętwiałych od klęczenia.8Mówi się, że zemsta jest słodka i rzeczywiście taka była.W rzeczywistości nawet słodsza niż w marzeniach, które nie opuszczały Sofii przez ostatnie dwa lata.Następnego ranka długo spała; wstała znacznie później niż zazwyczaj.Czuła się rozleniwiona, jak kot, który wyjadł do końca całą śmietankę.Wyciągnęła nad głową ręce zaciśnięte w pięści, zamruczała sennie, przeciągając zesztywniałe plecy i ziewnęła.Leżała spokojnie pod ciepłą puchową kołdrą, starając się nie myśleć o czekającym ją dniu.Do komnaty dochodziły stłumione odgłosy z dziedzińca pod murami: róg wartownika, nieustanne skrzypienie wozów dostarczających zapasy do Leeds, gardłowe pokrzykiwania, stukot końskich kopyt na kamieniach, ujadanie psów, beczenie kóz, śpiew ptaków obsiadających występy wieży.Wszystkie te dźwięki niewiele ją obchodziły.Przymknąwszy oczy, rozkoszowała się słodkim wspomnieniem głosu sir Tobina de Clare, przeklinającego soczyście niemiłą przygodę.Westchnęła, przywołując w pamięci jego mokrą, zaskoczoną twarz.Raz po raz odtwarzała w myślach tę cudowną scenę i marzyła o tym, by ją powtórzyć z użyciem setki, tysiąca świńskich pęcherzy.Poruszyła się pod kołdrą, podciągając ją sobie pod brodę.Zadowolona zaczęła się śmiać, co zdarzało jej się dosłownie co chwila, nawet podczas pokutnych modlitw i zapewne również we śnie.Wkrótce odgłosy z dziedzińca stały się tak głośne, że nawet głuchy musiałby na nie zwrócić uwagę, więc odrzuciła pościel i wstała z łóżka.Wsunęła stopy w futrzane pantofle i podbiegła do okna wychodzącego na najdalszą część zamkowych murów.Okiennice były otwarte, więc oparłszy brodę na dłoni, spojrzała tęsknie w stronę Canterbury i dalekiego świata.Powietrze ożywiał lekki wietrzyk, chłodny i rześki; mierzwił jej włosy i osuszał wargi natychmiast po tym, jak je zwilżyła.Przez chwilę stała w oknie, poddając twarz pieszczocie wiatru.Usłyszała głośny okrzyk, odgłos rogu z wartowni, a potem skrzypienie kraty powoli unoszonej na bramie.Nadjeżdżał jakiś odział.W oddali wciąż było widać tumany złocistego pyłu unoszące się nad gościńcem.Słyszała głuchu dudnienie kopyt na drewnianym moście zwodzonym.Zapewne królewscy myśliwi wracali z polowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL