[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musimyustalić pewnereguły.- Jakie?- Nie będę z tobą sypiać.- Doprawdy? - spytał z ironią.- Tak! Nie będę! - Bridget podniosła głos.Popatrzyli na siebie.- Wobec tego zrób coś, żebyś była pożyteczna - zakończył tę rozmowę Jeremiah.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYJednak powinien był wezwać weterynarza.Może wtedy cielak by przeżył.Tylko że obecnie nie było go na to stać.Był wściekły, że znalazł się w takiej sytuacji, ale dopóki nie sprzeda bydła, musi na wszystkim oszczędzać.A jeszcze na dodatek się ożenił.Poczuł, że ogarnia go rozpacz.Zapragnął nagle zrobić coś okropnego, ale zamiast tego wziął kawałek folii i zawinął w nią martwego cielaka.Miał nadzieję, że mu się uda.Niestety, nie wyszło.Będzie musiał poprosić Willie’ego Sampsona, żeby zakopał zwierzę na pastwisku.Dobrze, że mam Willie’ego, pomyślał Jeremiah, prostując obolałe plecy.Willie Sampson był jego długoletnim przyjacielem, który będąc już na emeryturze, pomagał mu w gospodarstwie, a w wolnych chwilach zalecał się do Irmy.Uśmiech pojawił się na twarzy Jeremiaha, gdy pomyślał o dwojgu starszych ludzi spragnionych uczucia.Co prawda, Irma twierdziła, że Willie jest jej całkiem obojętny, ale Jeremiah był pewien, że mówi nieprawdę.Poza tym nie miał czasu na cudze sprawy sercowe teraz, kiedy jego własne stały się tak skomplikowane.Poprzedni wieczór był przygnębiający.Właściwie cały dzień był okropny.Nie mógł przyzwyczaić się do tego, że Bridget stała się częścią jego życia.Zaklął cicho i wyszedł z obory.Oślepił go blask słońca.Szkoda, że nie był w odpowiednim nastroju, by radować się pięknem wiosennego poranka, ale nie potrafił teraz myśleć o pogodzie.Wszystkie jego myśli skupiły się wokół rudowłosej istoty, która znajdowała się wjego domu i była przyczyną jego złego nastroju.Tej nocy nie zmrużył oka, więc był zupełnie wykończony.A przecież nie mógł pracować na farmie bez wypoczynku.Ale jakże tu spać w pobliżu kobiety, której się pragnie i której nie można nawet dotknąć.- Niech to wszystko szlag trafi! - wykrzyknął.Przeklinanie niewiele pomoże.W myślach wrócił do rozmowy z Bridget, która odbyła się poprzedniego dnia.Nie pamiętał, jak długo patrzyli na siebie w milczeniu.- Przecież nie tak dawno kochaliśmy się - odezwał się wreszcie.- Nie nazwałabym tego, co robiliśmy, kochaniem się - stwierdziła zjadliwym tonem.- Nazywaj to, jak chcesz, ale, prawdę mówiąc, nam obojgu było to potrzebne i sprawiło przyjemność.Skłamiesz, jeśli zaprzeczysz.- Z reguły nie kłamię.- A więc chociaż to zostało ustalone.- Nie - potrząsnęła przecząco głową.- Nic nie jest ustalone.Jeśli zostanę tutaj, nie zamierzam spać z tobą.- Jesteś moją żoną, a żony na ogół sypiają z mężami.- Ja.- Czy pamiętasz, po co tu przyjechałaś? Przecież zapłaciłaś za mnie.Może postąpiłaś tak, bo jesteś tylko zepsutą, bogatą dziewczyną, a może kryje się za tym coś jeszcze? - Podniósł dłoń, by mu nie przerywała, ale nie powstrzymał jej.- Tonieprawda!- W zasadzie to już nie jest ważne - mówił dalej.- Teraz istotne jest tylko to, że tu przebywasz i jesteśmy małżeństwem.A ja naprawdę potrzebuję żony w pełnym znaczeniu tego słowa.Zapanowała cisza.Bridget widocznie nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, więc Jeremiah wykorzystał ten moment.- Teraz muszę wrócić do swoich obowiązków, a ty przemyśl to wszystko.Bardzo długo o tym wszystkim myślała, leżąc nocą obok niego.Przez cały czas była tak spięta, że nie potrafił w żaden sposób do niej dotrzeć.Gdy tak patrzył na nią i widział, jak bardzo jest nieszczęśliwa, przysiągł sobie, że nie tknie jej, dopóki sama tego nie zapragnie.Odwrócił się od niej i leżał słuchając odgłosów nocy.Kiedy przed świtem wysunął się z łóżka, Bridget jeszcze spała.Nie mógł powstrzymać się, by na nią nie spojrzeć.Wyglądałajak bezbronne dziecko.Chciał ją wziąć w ramiona i utulić, ale bał się jej reakcji.Ubrał się więc szybko i ruszył do codziennych zajęć.Po jakimś czasie zaczął się zastanawiać, co zastanie w domu?Nic nie zostało wyjaśnione.Powinien się jej pozbyć.Przecież Bridget zupełnie nie nadaje się na żonę farmera.Naprawdę trzeba coś z tym zrobić.Poza tym męczyła go ustawiczna walka, a Bridget, jako prawnik, była do tego przyzwyczajona.On natomiast wolał spokojne, jednostajne życie, jakie wiódł z Margaret.Poczuł głód, więc skierował się w stronę domu, modląc się w duchu, by miał siłę zrobić to, co powinien.Gdy wszedł na ganek, usłyszał głos Bridget.Nie wiedział, z kim rozmawia, ale na pewno nie była to miła pogawędka.Westchnął.Otworzył skrzypiące drzwi od podwórza, które miał naoliwić już dwa miesiące temu, i wszedł do kuchni.Chciał, żeby Bridget go usłyszała.Odwróciła się w jego stronę.W jej oczach malował się gniew.Ale tym razem nie był on skierowany przeciwko niemu.- Tato, wiem, że jesteście oboje z mamą przygnębieni, ale nie możecie za mnie przeżyć całego życia.Jeremiah nie usłyszał odpowiedzi, ale domyślił się jej z wyrazu twarzy Bridget.- Wiem, że Hamilton też się martwi, ale nic na to nie poradzę.Może porozmawiamy później, kiedy wszyscy się uspokoimy.Przez chwilę jeszcze trzymała słuchawkę przy uchu, a potem odłożyła ją.- Twój chłopak się martwi, co?- Niezaczynaj!- No cóż, poczciwy Hamilton musi pogodzić się z faktem, żejesteś mężatką.Był wściekły na siebie.Zamierzał jej powiedzieć, że może odejść, że jest wolna.Jeśli go nie chce, nie będzie jej do niczego zmuszał.- Proszę cię, przestań - powiedziała drżącym głosem.- Nie mogę dłużej tego znieść.Westchnął.- Ja też.- Zamilkł i dodał po chwili: - Widzieli nas w telewizji?- Tak.- Orany!- Nie muszę ci mówić, że rodzice nie chcą mnie znać.- Ito cię martwi?- Tak.Bardzo - stwierdziła.A potem, jakby obawiając się, że powiedziała zbyt dużo, odwróciła wzrok.- Powiedziałaś im? - spytał.- Że się.pobraliśmy?Usłyszał wahanie w jej głosie, ale nie zareagował.On też miał trudności z wypowiadaniem tych słów.- Tak.- Nie.Tego z pewnością by nie znieśli.- Ale kiedyś im powiesz?- Będę musiała.Najgorsze jest to, że wygrałam cię na licytacji i mieszkam z tobą.- westchnęła.- Aw dodatku dowiedzieli się o tym wszystkim z telewizji.Oczy Jeremiaha pociemniały.- Kiedy pomyślę o tych facetach, którzy zakłócili nam spokój, to żałuję, że nie zrobiłem im krzywdy.- Myślę, że dałeś im dobrze w kość.- Naprawdę? - uśmiechnął się.- Tak.Jestem tego pewna.Oboje roześmieli się głośno, a ich oczy spotkały się.- Gdzie byłeś? - zapytała pośpiesznie, jakby chciała powstrzymać prąd, który przepłynął między nimi.- W oborze - odpowiedział, starając się zapanować nad głosem.- Cielak zdechł.- Och, tak mi przykro - szepnęła.Czuł, że mówi szczerze, więc poczuł się trochę lepiej.- Posłuchaj.Potrzeba mi kilku rzeczy z miasta.Mogłabyś to dla mnie załatwić? - zapytał.Jej twarz pojaśniała.- Z przyjemnością.Sama też muszę coś sobie kupić i zastanawiałam się właśnie, jak to zrobić.Kiedy rozmawiała z Tiffany, nie przypomniała jej o swojej torbie podróżnej, więc z pewnością przyjaciółka zabrała ją do Houston.Nie było to ważne, gdyż torba nie zawierała zbyt wielu rzeczy.- Jeśli zechcesz szukać modnych kreacji, to nie znajdziesz ich w Pennington - stwierdził.- Ale dostanę dżinsy i parę bluzek.- Zastanowiła się.- I trochę bielizny.- Myślę, że z tym nie będzie żadnego kłopotu - przerwał jej.- To świetnie - odpowiedziała, ale zauważył, że pod wpływem jego spojrzenia zaczęła szybciej oddychać.- Potrzebuję kilkudrobiazgów.- Niemasprawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL