[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I modliła się.Na starcie stanęły dwa auta - Drew i jeszcze jedno.Skandowała razem z tłumem: „Drew, Drew”.Jej mężczyzna był faworytem publiczności.Czuła, że napięcie i podniecenie rośnie.Zupełnie zaschło jej w gardle.- Panowie i panie - spiker zawołał przez głośnik czyjesteściegotowi?- Tak! - zakrzyknął tłum w odpowiedzi.Przywarła oczami dojaskrawego pojazdu i czekała.Serce podeszło jej do gardła.- Przygotować się do startu!Flaga poszła w górę, rozległ się huk pistoletu.Ann przyglądała się, jak Drew objął rękami kierownicę i położył nogę na pedale.Nagle, nieoczekiwanie, jego maszyna stanęła w płomieniach.Drew! Ann zerwała się z miejsca i chciała krzyknąć, lecz paniczny strach ścisnął jej gardło.Była zdolna jedynie stać i patrzeć w przerażeniu.Ekipa techniczna pędziła w jego kierunku, również straż pożarna i pogotowie.Czy nie żył? Boże, nie! Po chwili ujrzała go, bynajmniej nie na noszach, lecz gramolącego się z kabiny o własnych siłach.- Dzięki Bogu - szepnęła Ann.Tłum grzmiał i gwizdał na znak radości, podczas gdy dwaj mężczyźni dźwignęli Drew na ręce i zanieśli w kierunku hali.Nic nie widząc przez łzy, Ann opadła na ławkę, przeświadczona, że zaraz zemdleje.Chyba musiała krzyknąć, bo stojący obok niej mężczyzna usiadł szybko obok i popatrzył na nią.- Czy pani źle się czuje?Nie mogła wykrztusić ani słowa.Nabrała głęboko powietrza, próbując odzyskać równowagę.Zamierające co chwila serce, coraz większy ucisk w żołądku, gwałtowne pulsowanie w skroniach i niemiły smak w ustach to typowe objawy paniki.- Proszę pani, słyszy mnie pani?- Bardzo proszę - wymamrotała - niech mnie pan zaprowadzi do tego kierowcy, który został ranny.- Panijest znim?Ann zdołała tylko kiwnąć głową.- O Boże, już idziemy, zobaczymy, co da się zrobić.Ann nigdy nie dowiedziała się, jak dotarła do Drew i jak znalazła się z nim sam na sam w zaciszu samochodowej przyczepy stanowiącej prowizoryczną izbę chorych.Przypuszczała, że pewnie szef jego ekipy zajął się nią i zaprowadził do Drew.Teraz wiedziała jedynie, że stoi naprzeciwko niego, z oczami utkwionymi w jego podrapanym czole, zdziwiona wyjątkową bladością jego twarzy.Mimo to, gdy zbliżył się ku niej, na jego ustach pojawił się uśmiech.- Przykro mi, nie zrobiłem chyba najlepszego wrażenia.Nie tym chciałem się popisać.Może następnym razem wyjdzie mi lepiej.- Wyciągnął do niej rękę.Ann uderzyła go po niej i cofnęła się o kilka kroków.- Ann.?- Nie waż się mnie dotykać!- Na litość boską, Ann, nie patrz tak na mnie.Spójrz, nic mi nie jest.To tylko lekki szok.- Tak, to wszystko? - wybuchnęła histerycznym śmiechem, który zaraz zamienił się w szloch.- Tylko lekki szok! Jak możesz mówić o tym, jakby się nic nie stało? - Słyszała, że z każdym słowem mówi coraz głośniej, że wpada w histerię, ale nie dbała o to.- Czyś ty oszalał! Przecież mogłeś zginąć.I w imię czego!- Hej, uspokój się.Wyolbrzymiasz to ponad miarę.- Czyżby? Cudownie! Tylko wyobraź sobie, że tak się złożyło, że siedziałam na widowni i widziałam, jak twój samochód palił się jak pochodnia.- A ty wyobraź sobie, że ja siedziałem właśnie w tym samochodzie i nic wielkiego się nie stało.Wypadki zdarzają się wszędzie.Paniczny strach, jakiego doznała wcześniej, był niczym w porównaniu z tym, co przeżywała teraz.Czuła się znieważona, zaszokowana, nie mogła uwierzyć własnym uszom.Jak on mógł traktować coś, co mogło skończyć się prawdziwą katastrofą, tak niefrasobliwie? Jak mógł?- Nie potrafisz się z tym pogodzić, prawda? - Jego głos zabrzmiał tak, jakby uszło z niego życie.- Chybanie.- Nie potrafisz, czy nie chcesz?Przenikliwe niebieskie oczy Drew zdawały się zaglądać do jej duszy.Uzbroiła się przeciwko ich magicznej sile.- Chybaijedno, i drugie.- Rozumiem.- Nie, raczej nie rozumiesz.Wjego policzku drgnął mięsień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL