[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopcy wiedzieli, że mają sponiewierać tego, kto wyjdzie z jej mieszkania, ale pani spodziewała się, że to będzie Rafał.Niesłusznie.On już wtedy był w odstawce.Wie pan, co mnie zmyliło? - zwróciłem się do profesora.- Ci chłopcy nie tylko ostrzegli mnie przed bywaniem u Izy, ale również kazali odwalić się od Adama.Dlatego byłem pewny, że to pan ich nasłał.Tymczasem to miało być adresowane do pana - w ramach małżeńskiej rozgrywki o duszę dziecka.- Zapewne ma pan rację - skinął poważnie głową.- Chcesz, żeby dalej gadał? - spytał Hankę Camel.- Niech gada.- Dobrze - podjąłem.- Tymczasem profesor wystąpił o rozwód.Pewnie nie chciał go tak naprawdę.To miał być po prostu ostateczny argument, by przekonać Izę.Największa ofiara, jaką można złożyć na ołtarzu uczucia.Tak było?- Powiedzmy - zgodził się Meleszyński.- Zdecydowałem się, chociaż wiedziałem, że to beznadziejne.- Ale Hanka nie wiedziała.Pozornie zarządziła dumną separację i opowiadała o panu jak najgorsze rzeczy, ale w głębi duszy cierpiała i nie mogła się z tym zgodzić.Walczyła, używając wszelkich możliwych sposobów.Przecież to pani - zwróciłem się do niej - powiedziała Adamowi o związku ojca z Izą.- Do diabła! - zerwała się.- Pan jednak wie za dużo.- Nie wiem, domyślam się! I Rafał też się tego domyślił, skoro po odejściu Adama urządził całą inscenizację porwania, zagrożenia i tak dalej.Myślałem, że to na moją cześć, ale teraz rozumiem, że adresatem była pani.Troska o syna miała pani przesłonić inne zmartwienia.Ale to był chybiony pomysł, bo pani wolała składać ofiary na ołtarzu sztuki - nawet gdyby jedną z nich miał być Adam.Osterska słuchała ze stężałą twarzą, nie przerywała mi.Przez moment odniosłem wrażenie, że nie dociera do niej to, co mówię, zagłuszone jej własnymi, niewesołymi myślami.- A pan, dla upozorowania porwania, posłużył się Robertem Mieczykiem.I jego bratem.Zawsze pan lubił się wysługiwać ludźmi pętającymi się pod ręką i przyciąganymi pana blaskiem.- Po co ta retoryka - żachnął się.- Po prostu ich wynająłem.- Grał pan przede mną doskonale.Ten telefon na MO był, oczywiście również inscenizowany? Potwierdził ruchem głowy.- I w ten sposób wiedzielibyśmy wszystko, gdyby nie pewna komplikacja.Dlaczego musiał zginąć stary Blackowski? Stary zapijaczony facet, któremu i tak nikt by nie uwierzył? Meleszyński patrzał na mnie pytająco.W jego oczach malowało się bezbrzeżne zdumienie, którego nie sposób było udawać.- Więc pan nie wie? - spytałem go retorycznie.- Dziś, a właściwie wczoraj wieczorem zbiry Camela wdarły się do mieszkania Blackowskiego i chciały coś od niego wydobyć.Tylko, że trochę przesadzili.Po ich wyjściu stary zmarł.Milicja zjawiła się tam wkrótce potem.- Nie miałem o tym pojęcia - wykrztusił profesor.- Nawet nie wiedziałem, że Bogdan mieszka w Gdańsku.Ostatni raz widziałem go dwadzieścia lat temu.- Nikt nie miał pojęcia o jego istnieniu.Do wczoraj.Ale Blackowski mieszkał sobie spokojnie w Gdańsku i - co więcej - miał pewien pośredni dowód na to, że pan okradł Azulewicza.Tyle, że ten dowód nie był wiele wart w jego rękach.Bo i któż by uwierzył pijaczkowi z kryminalną przeszłością? Ale ten dowód zaczął mieć znaczenie w momencie, kiedy ktoś jeszcze, ktoś trzeci w całej tej sprawie, zaczął się interesować początkami kariery profesora.To był malarz, mój kolega, który pomagał mi w śledztwie.Obiecał on pieniądze Blackowskiemu za ten świstek papieru - katalog wystawy amatorów z Grudziądza.I wtedy Blackowski zwęszył okazję zdobycia pieniędzy dużo większych.Zadzwonił tutaj i spróbował szantażu.Ale nie rozmawiał z panem.Nadział się na Hankę.A pani - zwróciłem się do Osterskiej - wyczuła wyjątkową okazję.Mogła pani uratować męża i w ten sposób sprawić, by stał się pani dłużnikiem.Postanowiła pani sama uciec się do szantażu.Tylko, że trzeba było po prostu opłacić Blackowskiego.- To było niemożliwe - powiedziała wolno z namysłem Hanka.- On nie żądał pieniędzy.Chciał, żeby Rafał urządził mu wielką indywidualną wystawę.Ja tego nie mogłam załatwić.Zresztą on obiecywał oddać ten katalog dopiero w dniu wernisażu.- Tymczasem trzeba było działać szybko.Więc nasłała pani na Blackowskiego zbirów Ca-mela.Pomógł w tym przypadek - to, że Celka Radomska, znająca mój telefon na Zaspie, weszła Camelowi prosto w ręce.- Słuchaj - odezwał się Camel - czy nie wystarczy tego gadania?- A co chcesz zrobić? - wzruszyła ramionami Hanka.- Masz ich, ale co z nimi zrobisz?- Ty nie myśl, że ja się przestraszę.- odszczekał Camel.Zabrzmiało to blado i histerycznie.- Najlepiej to zrobić tak, że niby nawzajem się wykończyli.- Dobrze, dobrze.- machnęła ręką Hanka, jakby chodziło o zupełny drobiazg.- Na razie niech gada
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL