[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pracowali dziś do pierwszej, a ponieważ była sobota, po pracy wszyscy pojechali do miasta.Butch nawet chciał z nią zostać, ale się na to nie zgodziła.Należał mu się wypoczynek.Mollie była w akademiku, a jej listy świadczyły o tym, że powoli przezwyciężała tęsknotę za domem.Maribeth postanowiła spędzić weekend w mieście.Nie traciła okazji do zabawy.Właściwie do szczęścia brakowało jej tylko Travisa.Starała się nie myśleć o tym za wiele.Byli w kontakcie, ale zdarzały się chwile, kiedy aż do bólu za nim tęskniła.Od ślubu spędzili razem ledwie parę tygodni, po dwa, trzy dni.Podczas ostatniego pobytu zaczął napomykać o planach na przyszłość, kiedy już wycofa się z rodeo.Miał zamiar zająć się hodowlą koni.Już nawet zaczął projektować stajnię.Powoli zaczynała sobie uświadamiać, że to samotność, do której nie była przyzwyczajona, tak bardzo jej doskwiera.Przez całe lata nie miała dla siebie ani chwili czasu.Teraz jej siostry były już samodzielne, a praca na ranczu przestała być męczącym zajęciem.Nadeszła pora, by pomyślała o sobie.Sprzątanie czy gotowanie nie pociągały jej zbytnio, ale mogłaby zacząć więcej czytać czy od czasu do czasu uciąć sobie drzemkę.Wyciągnęła się z książką na kanapie, kiedy wydało jej się, że słyszy odgłos zbliżającego się samochodu.Może to ktoś z sąsiadów wybrał się do niej z wizytą?Podbiegła do kuchennych drzwi.Wiatr był tak silny, że ledwie je otworzyła.Z radosnym okrzykiem zbiegła ze schodów.Travis wrócił do domu.Nim wbiegła do stajni, zdążył zaparkować samochód i wprowadzić konia do boksu.– Cześć! – zawołała od progu.Spojrzał przez ramię i uśmiechnął się promiennie.– Witaj! Już się zastawiałem, czy jesteście w domu? Pogłaskał na odchodne konia i ruszył w jej stronę.Zamknął boks i pochwycił ją w ramiona.– Och, jak dobrze być w domu! – zawołał radośnie.– Jechałem prawie całą noc, żeby cię zobaczyć!Megan zaniosła się śmiechem.Kiedy ją wreszcie postawił na ziemi, z trudem chwytała oddech.– Spodziewałam się ciebie nie wcześniej niż w przyszłym tygodniu.Jak to się stało, że przyjechałeś?– Nie wiem, co się ze mną dzieje.Zupełnie nie mogę się na niczym skoncentrować, a przez to zaczynam popełniać błędy.A w moim fachu niewiele trzeba, wystarczy chwila nieuwagi, by stracić życie.Dlatego postanowiłem rzucić wszystko i wrócić do domu.Musiałem cię zobaczyć.Zawirowało jej w głowie od jego pocałunku.– No więc, gdzie się wszyscy podziali? – zapytał Travis, kiedy wreszcie oderwał od niej usta.– Pracownicy i Butch wyjechali na weekend, a Maribeth jest w mieście u koleżanki.– Czy to znaczy, że jesteśmy tu zupełnie sami?Kiedy skinęła głową, wydał radosny okrzyk i pociągnął ją do wyjścia.– To bardzo ładnie z ich strony, że zostawili nas sam na sam.– Zatrzymał się niespodziewanie i z niedowierzaniem popatrzył w niebo.Drobne kuleczki lodu w okamgnieniu pokryły całe podwórze.Drzewa, uderzane gwałtownymi podmuchami wiatru, gięły się aż do ziemi.Megan stanęła za nim i oparła głowę o jego ramię.A więc nareszcie nadszedł koniec suszy.– Popatrz tam – wskazała na zbliżającą się z szybkością błyskawicy ścianę deszczu.– Zaraz będzie lało.Ciemne, niemal zielone chmury wisiały tak nisko, że zdawało się, iż można ich dotknąć.Wiatr niósł przesycone wilgocią powietrze.Travis objął Megan ramieniem i oboje w milczeniu obserwowali rozgrywające się na ich oczach widowisko.– Teraz nie możemy wyjść na zewnątrz.– Jego głos ledwie docierał do Megan.– Grad nie jest jeszcze taki groźny, ale lepiej uważać na pioruny.Grad przestał padać niemal natychmiast.Zaraz po tym pierwsze krople deszczu uderzyły o ziemię.Lunęło jak z cebra.Megan zaczerpnęła tchu, radośnie sycąc się świeżym, pachnącym deszczem powietrzem.Przytrzymując ją ramieniem, Travis podszedł do samochodu i wyjął koc.Wziął Megan za rękę i ruszył ku drabinie na stryszek, gdzie suszyło się siano.Wystarczył jej moment, by odgadnąć jego intencje.– Travis?! – Nie mogła ukryć zdumienia.– Ten deszcz potrwa przynajmniej parę godzin, więc czemu nie poszukać przytulnego kąta? – wyjaśnił niewinnie.Megan zaczęła się wspinać na górę.Uśmiechnęła się tylko, kiedy poczuła lekkie muśnięcie jego ręki.Siano uginało się pod stopami.Przez otwarte okno w szczytowej ścianie budynku widać było strugi siekącego deszczu.Na szczęście wiatr wiał z drugiej strony, więc tylko nieliczne krople wpadały do środka.Travis rozścielił koc, rozłożył się na nim i zapraszającym gestem wyciągnął do Megan rękę.– Podejdź do mnie – zamruczał.Nieoczekiwanie ogarnęła ją nieśmiałość.Przycupnęła na samym rogu koca.– Coś nie tak? – zapytał Travis.– Tęskniłam za tobą – odparła cicho.– Ale już wróciłem, kochanie.Chodź, szkoda czasu – dodał z uśmiechem, ujmując ją za rękę i pociągając ku sobie.– Już zapomniałam, jak to jest.– Nie opierała się, kiedy zaczął rozpinać jej koszulę.– Czasami wydawało mi się, że to wszystko nigdy się nie zdarzyło i był to tylko sen.Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy po ślubie i.– A ja przez całe noce wyobrażałem sobie, że jestem z tobą.Odkąd cię poślubiłem, wszystko się zmieniło.Moje dawne życie naraz straciło urok i już mnie wcale nie pociąga.– Przytulił ją mocno.– Jesteś taka piękna – wyszeptał czule, gładząc jej nagą skórę i ogrzewając Megan własnym ciepłem.Nie wiedziała już, gdzie się znajduje.Czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy to może jest tylko piękny sen? Tak bardzo tęskniła za Travisem, tyle razy marzyła o takiej chwili.Jeśli to sen, to niech trwa.Nie warto się budzić.Radośnie poddawała się jego pieszczotom.Odurzona pocałunkami, syciła się jego bliskością, rozkosznym dotykiem jego ciała.Omdlewała w jego ramionach.Wreszcie znów byli razem, oddychali tym samym powietrzem i byli zupełnie samotni w tym świecie rozpętanych żywiołów.Obudziła się zziębnięta.Przez chwilę nie wiedziała, co się z nią dzieje i gdzie jest.Czyżby usnęła na kanapie?Zadrżała z zimna.Dopiero widok śpiącego obok Travisa przywrócił ją do rzeczywistości.Spojrzała w okno.Burza już przeszła.Siąpił jeszcze słaby deszcz.Zapadał zmierzch.Na podwórzu zapaliła się lampa.Jej światło słabo rozjaśniało stryszek.– Travis? – szepnęła Megan.Zamruczał coś w odpowiedzi, ale nawet nie drgnął.Spał.– Chyba już możemy pójść do domu.Przyciągnął ją mocniej do siebie.– Nie chcę stąd iść – powiedział sennie.– Ale jest za zimno, żeby zostać tu na noc.– Ty będziesz mnie ogrzewać.Uśmiechnęła się.– Ale niedługo to potrwa.Idę wziąć gorący prysznic – powiedziała, a widząc jego minę, dodała: – Możesz iść ze mną.Z westchnieniem obrócił się na plecy.– Na takie zaproszenie żaden mężczyzna nie może pozostać obojętny – odrzekł, podnosząc się i zbierając z.podłogi ubrania.Rzucił Megan jej rzeczy.– No to chodźmy.Nikogo nie ma, więc możemy pobiec do domu nago.Zaśmiewając się jak dzieci, przebiegli przez podwórko, ściskając w rękach buty i ubrania.Wpadli do łazienki.Megan od razu odkręciła kran i dopiero wtedy spojrzała na Travisa.Wybuchnęła gromkim śmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL