[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Las rozbrzmiewał brutalnymi krzykami; trawa splamiona była krwią.– Ładna zabawa – rzekł lakonicznie Alamogordo, gdy schowałem go do pochwy.Glade rzuciła mi szybkie spojrzenie ponad swym ramieniem.Zatoczyła koło, omijając olbrzymie drzewo i spiesznie oddalając się od tej jatki.– Twój przyjaciel nie ma zielonego pojęcia o ekonomii – mruknęła.– Trudno mi jest teraz przypuszczać, czy oni tutaj zdecydują się jeszcze kiedyś być moimi klientami i czy odnowią kontrakt.*Purpurowe Słońce było już wyżej.Wyjechaliśmy z lasu na różowo zabarwioną łąkę.– Ten fioletowy gaz szybko się ulotni – komentowała Glade.– Jego działanie osłabnie.Nie możemy zwlekać.Potem prawie ze sobą nie rozmawialiśmy.Przeciskaliśmy się desperacko przez poszycie, między drzewami, z pluskiem przeprawiając się przez potoki i strumienie.Rogaty koń szybko zmęczył się pod niecodziennym brzemieniem, lecz Glade popędzała go bez litości.Gdy las pozostał za nami, pozwoliła wreszcie zwolnić swemu wierzchowcowi kroku.– Nie będą nas ścigać poza swymi granicami.– Jesteś pewna? Mieliby po temu solidne powody.– To wynika z ich wiary – rzekła szorstko.W kwestiach specjalistycznych, jak już wiedziałem, nie byłem w stanie kwestionować jej opinii.Zjeżyłem się wprawdzie trochę, lecz byłem zbyt zmęczony, by spierać się z kimś, kto uratował mi życie.Poza tym, rozumiałem jej punkt widzenia.Gniewna reakcja nie wynikała z niczego innego jak z faktu, że ona była kobietą, a ja mężczyzną: rodzaj fanatycznego szowinizmu, nad wykorzenieniem którego Darkbloom trudził się aż do znudzenia i z miernymi rezultatami.Wspięliśmy się na niewielkie wzniesienie, potem wjechaliśmy do pomniejszej doliny upstrzonej żółto-brązowymi kwiatami.Moim oczom ukazał się stojący w niewielkiej odległości kolorowy namiot.W trawie pasło się kilka rogatych bestii.Zobaczyłem drugą osobę, również ubraną w strój handlarza.Oparty na jednym łokciu, leżąc w trawie, obserwował ze stoickim spokojem niebo.Gdy zobaczył nas, podniósł się i pomachał nam ospale ręką.– Mój towarzysz – powiedziała Glade.Małżonek? Kochanek? Kolega? Najemnik? Nie zostało to wytłumaczone, i ten brak pewności nieco mnie zdenerwował.Wśród Wędrowców pozycja społeczna jest wszystkim.Korciło mnie, by o to zapytać, lecz powstrzymałem się.Skoro moja obrończyni nie czuła potrzeby, by mnie w tej materii uświadomić.Zsiedliśmy z wierzchowca i resztę drogi przez gęstą, falującą trawę przeszliśmy pieszo.Nogi drżały mi w opóźnionej reakcji.Skaleczenia i ślady dziobów dawały znać o sobie – twarz i ramiona miałem obolałe.Płuca wciąż jeszcze trudziły się dochodzeniem do siebie po inwazji woni porostów i gorzkiego antidotum z kapsułki.– Jak poszło, Glade? – zawołał czekający mężczyzna.– I dobrze, i źle – uczyniła sardoniczny gest, wskazując na stan, w jakim wraca.– Musimy poszukać nowego klienta na zbywające baterie energetyczne.Wręczyła temu facetowi cugle i opadła na słodko pachnącą trawę, przechylając się z westchnieniem do tyłu.– Kubek wina, jeśli można cię, Vanden, prosić, dla mego przyjaciela i dla mnie.A i ten wspaniały rumak wysoko oceniłby teraz dobre wytarcie.Mężczyzna przyniósł z namiotu flakon z rżniętego szkła, napełnił trzy kubki.– Mojej towarzyszce nie zbywa na wytworności – powiedział wręczając mi kubek.– Jestem Miesiąc Vanden (Dzień Dziewiąty) Wrażliwy po Czternastokroć.Uśmiechnąłem się szeroko do tego barbarzyńcy, podając mu moje własne imię i pozycję.– Jej odwaga i zaradność są wystarczającą rekompensatą.– Drwina od jednego, pochlebstwo od drugiego? – rzekła Glade ze śmiechem.– Żadne mnie nie wzrusza.W ciągu miesiąca będę mogła ukarać za pierwsze i żądać tego drugiego.– Glade! – Vanden był jakby wstrząśnięty.– Czyżbyś znalazła to, czego szukałaś?– Stoisz obok niego – powiedziała z leniwą satysfakcją.– Trochę skromności, Vanden.Służymy historii.Xaraf Firebridge jest gościem z gwiazd.Handlarz zdawał się być autentycznie zaskoczony.– Zdumiewające! Gratuluję wam obojgu.Jest jednak powszechnie wiadomym, że historia skończyła się sto tysięcy lat temu.Wybaczcie mi, lecz muszę zająć się wierzchowcem.Pozwoliłem, by łagodne, ciepłe, wino spłynęło moim wyschniętym gardłem.Niezbyt rozumiałem, o co chodziło w tej rozmowie, lecz oboje w zasadzie dowiedli już swojej życzliwości.Usiadłem na trawie obok mojej oswobodzicielki i zamknąłem oczy.Jak to możliwe, by moja osoba miała coś wspólnego z poszukiwaniami prowadzonymi przez Glade? Odpowiedź musiała tkwić zapewne gdzieś w spekulacjach, które snuła na temat mego pochodzenia.Przyłapałem się na tym, że marszczę brwi.Czy rzeczywiście mogłem przebywać w innym świecie? Nic, z tego, czego dotąd doświadczyłem, nawet nie kończące się przypowieści i na wpół zrozumiałe bajania Darkblooma, nie przygotowały mnie na zaakceptowanie takiej ewentualności.Glade otrząsnęła się.– Chodź, Xarafie.Musimy opatrzyć nasze rany, zanim zalęgnie się w nich jakieś świństwo.Mam w namiocie maść i sterylną wodę.Namiot był cały z jakiegoś półprzezroczystego materiału, który przepuszczał dostateczną ilość światła, by widzieć w nim wszystko wyraźnie.Zamknięty był miękką, szytą kotarą, która szczelnie przywarła za nami do wejścia.Ku memu zdumieniu w środku panował lekki przewiew – jakiś łagodny i czysty wietrzyk dmuchał mi w twarz.Glade ostrożnie umieściła swoje sakwy obok stosu futer do spania, odpięła rzeźbioną gardę swej tajemniczej świetlanej lancy bez ostrza, znalazła głęboką, miedzianą misę i napełniła ją z amfory.Bez śladu skrępowania wyłuskała się z odzieży, zmyła zakrzepłą krew i kurz ze swego ciała.Obserwowałem ją z zachwytem – była silna i szczupła, a każdy jej ruch był prosty, oszczędny, pełen wdzięku.Złowiła moje spojrzenie.– Tam w kącie jest druga miska.Użyj jej.Znalazłem, co trzeba, lecz nie mogłem spowodować, by woda zechciała popłynąć z pojemnika.Glade z pomrukiem wzięła ode mnie miskę, napełniła ją i postawiła u moich stóp.Targały mną mieszane uczucia.W namiocie mego ludu przyjąłbym taką usługę od kobiety jako należną mi.Tutaj poczułem się niezręcznie, jak upokorzony ignorant.Odwróciłem się i bez podziękowania zrzuciłem własne ubranie.Woda miała działanie ściągające
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL