[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ale…– Wszystko wyjaśnię później.Obiecuję.Dopilnował, żeby dostała kieliszek bąbelków, i zaprowadził ją do gości, pomiędzy którymi znajdował się niemal cały zespół wydawniczy Matherly Press.Wiele osób wyznało, że zachowanie tajemnicy przyszło im z największym trudem.Jedna przyznała się, że omal nie spytała jej dzisiaj, co zamierza włożyć.– Noah chybaby mnie zabił, gdybym mu zepsuła niespodziankę.– I widzisz, jak mnie załatwiłaś? – Maris jęknęła.– Pomięty kostium i błyszcząca twarz.Nie wiedziałam, że idę na przyjęcie.– Mogłabym zamordować, żeby wyglądać tak jak ty.W gronie gości znalazło się paru miejscowych pisarzy, i którymi Maris niegdyś pracowała, a także przyjaciele, działający zawodowo w zupełnie innych rejonach – na przykład lekarka anestezjolog oraz jej mąż, wykładający chemię na uniwersytecie, broker giełdowy oraz producent filmowy, który wyprodukował film na podstawie wydanej przez Maris książki.Wreszcie tłum się rozstąpił, ukazując Daniela, siedzącego na fotelu, z dłonią opartą na grawerowanej srebrnej gałce laski.W drugiej ręce trzymał kieliszek szampana, który unosił w toaście.– Tato!– Najlepsze życzenia… parę tygodni przed terminem.– Wiedziałeś o wszystkim? Nie wierzę! – Pochyliła się i pocałowała go w zaróżowiony od szampana policzek.– Nie pisnąłeś ani słowem.– A nie było to łatwe, jeśli pamiętasz temat naszej rozmowy.– Jego znaczące spojrzenie przypomniało jej, że tematem tym były małżeńskie kłopoty.Poczuła, że policzki palą ją ze wstydu.– To wyjaśnia, dlaczego Noah był ostatnio taki zapracowany.Czuję się jak idiotka.– Przestań – rozkazał Daniel, marszcząc surowo brwi.– Tylko głupiec lekceważy znaki ostrzegawcze.Jeszcze raz musnęła jego policzek pocałunkiem.Potem znów zajęła się gośćmi.Noah spisał się wspaniale: nie tylko udało mu się ją zaskoczyć, ale zorganizował cudowne przyjęcie.Szef jej ulubionej restauracji przygotował najlepsze dania i czuwał w pobliżu nad ich odpowiednim podaniem.Szampan lał się strumieniami.Muzyka stawała się coraz głośniejsza, a choć był to zwykły dzień w środku tygodnia, goście zostali do późna.Jednak w końcu zaczęli się żegnać.Daniel odszedł ostatni.– Podeszły wiek ma swoje plusy – powiedział w drzwiach.– Nie ma ich wiele, ale parę się znajdzie.Jednym z nich jest to, że można się upić w środku tygodnia, a następnego dnia spać do późna, ponieważ nic cię nie goni.Maris uścisnęła go z całego serca.– Kocham cię, tato.I codziennie dowiaduję się o tobie czegoś nowego.– Na przykład?– Że cholernie dobrze dochowujesz tajemnicy.– Wyrażaj się, moja panno, bo Maxine wyszoruje ci buzię mydłem.– To by nie było po raz pierwszy – odparła ze śmiechem.Uścisnęła go jeszcze raz i spytała, czy zdoła sam zejść po schodach.– Wszedłem o własnych siłach, prawda? – odparł z rozdrażnieniem.– Przepraszam.– Ale dała znak Noahowi, by odprowadził Daniela.– Czy samochód już czeka?– Tuż przy wejściu – zapewnił ją Noah.– Już sprawdziłem.– Dobrze.Tato, pamiętaj, zabieram do Georgii komórkę.Powiedziałam Maxine.żeby dzwoniła…– I będzie dzwonić, stara plotkara.Zabierz mnie stąd, Noah, bardzo proszę, zanim Maris dojdzie do wniosku, że dojrzałem do pampersów.Noah poszedł razem z nim ku schodom.– Zaraz wracam, kochanie! – zawołał do niej.– Jeszcze nie dałem ci prezentu!– Będzie jakiś prezent?– Poczekaj! Tylko nie bądź wścibska!Teraz, gdy w mieszkaniu nie było już gości, mogła mu się przyjrzeć po raz pierwszy.Wysokie okna w salonie wychodziły na ogródek założony na dachu sąsiedniego budynku.„Rzeczy” były ładne, ale nie tak drogie, jak sugerował ślusarz.Na ścianach wisiały obrazy, w kąciku z sofą i fotelami leżał dywan, ale meble były przede wszystkim funkcjonalne i wygodne, nie eleganckie.Mała kuchenka była ciasna nawet jak na Nowy Jork.Zamknięte drzwi prowadziły z pewnością do sypialni.Ruszyła ku nim.kiedy jakieś ręce objęły ją w talii.– Chyba mówiłem, żebyś nie była wścibska – odezwał się Noah, muskając wargami jej ucho.– Nie wiedziałam, że jestem.Kiedy mi powiesz, po co kupiłeś to mieszkanie?– W odpowiednim czasie.Bądź cierpliwa.– Czy mój prezent jest za drzwiami z numerem jeden?– Sprawdźmy.– Zaprowadził ją do drzwi.– Możesz je już otworzyć.Pokój był mały, ale dzięki sporemu oknu wyglądał na przestronniejszy.Jego umeblowanie stanowiło biurko, skórzany obrotowy fotel i półki, tylko częściowo zapełnione książkami.Był tu też telefon, komputer, drukarka i faks.Na biurku leżał żółty notes, obok niego stał metalowy kubek z zaostrzonymi ołówkami.Maris przyjrzała się wszystkiemu bardzo uważnie.Odwróciła się i spojrzała na męża.Położył jej ręce na ramionach, rozmasował je.– Wiem, że martwiłaś się, co robię w czasie, gdy nie ma mnie w domu ani w pracy.– Przyznaję się do winy.– Przepraszam, że przysporzyłem ci zmartwień.Chciałem umeblować to mieszkanie, zanim ci je pokażę.A to zabrało mi parę tygodni.Miesięcy, jeśli doliczyć czas, który poświęciłem na szukanie odpowiedniego miejsca.– Odpowiedniego do czego?– Z pewnością nie do zdradzania ciebie, o co mnie podejrzewałaś.Spuściła oczy.– I znowu przyznaję się do winy.– Z Nadią.– Otwierała listę podejrzanych.– Maris – szepnął karcąco.Odrzuciła głowę do tyłu, potrząsnęła włosami, jakby uwolniła się od ciężaru.– Boże, tak się cieszę, że to nie to.– Czujesz się lepiej?– Bez dwóch zdań.Ale skoro nie kupiłeś tego mieszkania na gniazdko miłosne, to po co ci ono?Spuścił głowę – chyba zawstydzony.– Do pisania.– Do pisania – powtórzyła bez tchu.– To jest mój prezent dla ciebie.Znowu zacząłem pisać.Przez kilka chwil była zbył oszołomiona, żeby się odezwać.Potem rzuciła się na niego.– Noah! To cudownie! Kiedy? Dlaczego… Zawsze się tak broniłeś, kiedy o tym wspominałam.Och, jak się cieszę! Jak się cieszę!Obsypała jego twarz deszczem pocałunków.Roześmiał się, wyrozumiale przeczekał wybuch jej entuzjazmu.Wreszcie odsunął ją od siebie, przytrzymał na długość ramienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL