[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A gdy nast¹pi³o ogólne uspokojenie, rozpoczê³a siê w³aœciwaceremonia zarêczyn.Do pary dostojnych oblubieñców zbli¿y³ siê ministron Tubatron podaj¹c nasrebrnym pó³misku zarêczynowe jajko.Znios³a je specjalnie pasiona z³otymprosem kura z rasy bramaputra, uszlachetnionej przez rasê bojowcówalambajskich.Nastêpnie premier Trondodentron przedhistorycznym mieczem legendarnegokróla Bambosza Koœlawego przeci¹³ jajko na dwoje.Zamiast ¿Ã³³tka wypad³yzeñ z³ote pierœcienie, które ministron Tr¹batron w³o¿y³ na palce króla iRó¿y, wyg³aszaj¹c po alambajsku zarêczynow¹ formu³ê:Urba lursy w jeden wi¹¿,Durbra ¿urna, durbry m¹¿.I znowu wystrzeli³y fajerwerki rysuj¹c na tle nieba wizerunki oblubieñców,znowu przebudzone koguty zapia³y chórem, a zespó³ zestrojonych muszliodegra³ hymn narodowy.Po zakoñczeniu czêœci oficjalnej w œwietle lampionów i ogni sztucznychrozpoczê³a siê zabawa ludowa.Natomiast król z narzeczon¹ oraz dostojnicy izaproszeni goœcie ruszyli w drogê powrotn¹.Fregata potoczy³a siê szybko poopustosza³ych ulicach, my zaœ gazowaliœmy na naszych hulajnogach.- Mo¿emy jutro spokojnie odp³yn¹æ! - zawo³a³ wyprzedzaj¹c mnie pan Kleks.-Pchnêliœmy Alamakotê na nowe tory! Otworzyliœmy przed ni¹ olœniewaj¹ceperspektywy.Jeszcze dzisiejszej nocy napiszê na ten temat dwutomowe dzie³opod tytu³em "Kleksomakota".Jak widaæ, w genialnej g³owie uczonego nieustannie k³êbi³y siê wielkie,twórcze myœli.---------------------------------------------------------------------------PO¯EGNANIE Z PRZYGOD¥"P³etwa Rekina" wyp³ynê³a poza redê.W oddali powiewa³y ledwie dostrzegalnechusteczki, którymi ¿egnali nas dostojnicy Alamakoty, rodzina Lewkoników inasi przyjaciele.Tylko Alojzy sta³ nieruchomo na pok³adzie bajkajaku, zrêk¹ przy³o¿on¹ do admiralskiego kapelusza.Odprowadza³ nas do granicy wódterytorialnych.Ale i on wkrótce znikn¹³ nam z oczu.Chocia¿ Rezeda obieca³a rodzicom, ¿e najbli¿sze wakacje spêdzimy wspólnie wAlamakocie, teraz markotnie spogl¹da³a w dal, przejêta pierwszym rozstaniemz rodzin¹.Szybko jednak odzyska³a zwyk³¹ pogodê ducha.Usiad³a obokkapitana statku i wraz z nim przyst¹pi³a do rozwi¹zywania krzy¿Ã³wek."P³etwa Rekina" by³a to staromodna motorowa ³ajba, która mog³a rozwijaæniewielk¹ szybkoœæ, a byle burza grozi³a jej zatopieniem.Na szczêœciekapitan mia³ wyj¹tkowego nosa i potrafi³ tak lawirowaæ, ¿e przemyka³ siêzrêcznie pomiêdzy nieprzychylnymi wiatrami.Wola³ raczej nad³o¿yæ drogi,ni¿ wadziæ siê z nawa³nic¹.Czeka³a nas wiêc d³uga podró¿ i nikt nic móg³przewidzieæ, kiedy dotrzemy do celu.Z usposobienia kapitana wynika³o te¿ i to, ¿e za³oga by³a niemrawa iniedba³a.Opanowany namiêtnoœci¹ rozwi¹zywania krzy¿Ã³wek, kapitan ma³o czymsiê przejmowa³, a ju¿ najmniej troszczy³ siê o porz¹dek na statku.Nic wiêcdziwnego, ¿e Weronik natychmiast podwin¹³ nogawki, przyniós³ kub³y,szczotki, myd³o i zabra³ siê energicznie do szorowania pok³adu.Pan Kleksbeztrosko pogwizdywa³, a gdy Weronik zlewa³ deski wod¹, œlizga³ siê po nichjak sztubak, twierdz¹c, ¿e pomaga mu to w skupianiu myœli.Zreszt¹ trzebaprzyjmowaæ, ¿e wielki uczony robi³ to z ogromn¹ zrêcznoœci¹ i wpraw¹ godn¹mistrza jazdy na lodzie.Pogoda, tak jak poprzednio, sprzyja³a nam przez ca³y czas.Niebo by³obezchmurne, a fala ³agodnie omywa³a kad³ub statku.Tri-Tri wiernie nam towarzyszy³.Pragn¹c przed nieuniknion¹ roz³¹k¹ daædowód swej ¿yczliwoœci, raz po raz podsuwa³ mi do ust ró¿ne t³uste muszki.Nie chcia³em mu sprawiaæ przykroœci, dopiero wiêc gdy odlatywa³ na dalsze³owy, ukradkiem wyrzuca³em te ptasie przysmaki do morza.Pan Kleks obserwuj¹c nas nie omieszka³ mi doci¹æ:- Patrzê na twoj¹ za¿y³oœæ z kolibrem i zachodzê w g³owê, jak cz³owiektwojego pokroju móg³ uwierzyæ w podobn¹ bredniê.Ojciec przemieniony wptaka! ŒledŸ nie wymyœli³by nic g³upszego.Nikomu o tym przynajmniej nieopowiadaj.Wyœmieje ciê ka¿dy, nawet dziecko! A mo¿e uwa¿asz, ¿e Tri-Tri totak¿e jakoœ osobistoœæ przemieniona w ptaka?Tu pan Kleks wybuchn¹³ niepowstrzymanym œmiechem.Trzês³a mu siê g³owa,broda i brzuch.Z nosa spad³y okulary.Parska³ i prycha³, zach³ystywa³ siêw³asnym chichotem, którego nie móg³ w ¿aden sposób opanowaæ, po prostu idos³ownie pok³ada³ siê ze œmiechu.Za³oga, zwabiona dziwnymi odg³osami, otoczy³a uczonego, kapitan oderwa³ siêod krzy¿Ã³wki, Weronik przerwa³ swoj¹ pracê, a pan Kleks œmia³ siê dorozpuku, trzyma³ siê za brzuch i wo³a³ wycieraj¹c ³zy:- Nie wytrzymam! Pêknê ze œmiechu! Czujê siê, jakby mnie ktoœ ³askota³.Nigdym siê tak jeszcze nie uœmia³.Adasiu, zejdŸ mi z oczu, nierozœmieszaj mnie, bo mi siê wszystkie guziki poobrywaj¹.Œmiech pana Kleksa by³ tak zaraŸliwy, ¿e ca³e towarzystwo zaczê³o muwtórowaæ.Sternik rycza³ tubalnym g³osem, Weronik piszcza³ falsetem, Rezedachichota³a cienko jak komar.Tri-Tri w przekonaniu, ¿eœmy zwariowali,ofiarowa³ mi na po¿egnanie ostatni¹ muszkê, pog³aska³ mnie dziobkiem pouchu i ruszy³ w drogê powrotn¹ do Alamakoty.Widzia³em go wtedy po razostatni.Czu³em siê doszczêtnie oœmieszony.Tak, strzeli³em nieprawdopodobneg³upstwo.Ale poznanie Rezedy i pozyskanie jej serca wynagrodzi³o mi wpe³ni moj¹ kompromitacjê.Wzi¹³em j¹ za rêkê i zaprowadzi³em na praw¹ burtê, gdzie kwit³y krzaki ró¿,zasadzone tam przez pana Lewkonika.- Twoja matka ma racjê - rzek³em.- Lepiej obcowaæ z kwiatami ni¿ z ludŸmi.Powiedzia³em to bez wiêkszego przekonania, ale by³em ogromnie roz¿alony napana Kleksa.Nie pamiêtam ju¿ dok³adnie,jak d³ugo trwa³a nasza podró¿, ale chyba ze dwatygodnie.Przez ten czas niestrudzony pan Kleks zd¹¿y³ przeprowadziæ wieleobserwacji i badañ, z których powsta³o jego nowe dzie³o o doskonaleniuumys³u ludzkiego za pomoc¹ przeszczepiania mózgu delfinów.A ja i Rezeda przys³uchiwaliœmy siê pilnie narzeczu mew i zdo³aliœmydoprowadziæ mewi s³ownik do litery jot.Tylko Weronik stawa³ siê coraz bardziej zatroskany i mrucza³ pod nosem:"Oj, panie Chryzantemski, panie Chyryzantemski!" Albo: "Nie, panieModeœcie.O, nie!"Pi¹tego dnia naszej ¿eglugi wy³owiliœmy z morza ³Ã³dŸ z trzema bajdockimirozbitkami.Cyklon porwa³ ich statek i podrzuci³ w górê tak wysoko, ¿e zca³ej za³ogi tylko oni trzej zdo³ali siê uratowaæ skacz¹c wraz z ³odzi¹ naspadochronach.Po spo¿yciu obfitego posi³ku Bajdoci przyst¹pili swoimzwyczajem do opowiadania bajek.Opowiedzieli nam o dwóch braciach - bogatymi biednym, nastêpnie o dwóch siostrach - dobrej i z³ej, wreszcie o sierotceDorotce i niegodziwej macosze.Ale po przygodach w Alamakocie bajki tewyda³y nam siê ckliwe i md³e, wobec czego woleliœmy wróciæ do naszychzajêæ.Poszliœmy z Rezed¹ na rufê, sk¹d rzucaliœmy mewom kawa³ki chleba,¿eby sk³oniæ je do wiêkszej gadatliwoœci.Pracowaliœmy w skupieniu nadptasim s³ownikiem i tylko od czasu do czasu dobiega³y nas westchnieniastarego dozorcy: "Nie, panie Modeœcie.O, nie!"Wreszcie pewnego s³onecznego dnia jeden z majtków obwieœci³: "Ziemia!", apo godzinie ukaza³y siê naszym oczom wie¿e rodzinnego miasta.Serce zabi³omi mocniej."P³etwa Rekina", która wyp³ynê³a z Alamakoty pod bander¹ zmyœlonego pañstwaLandrynkonii, wywiesi³a teraz w³aœciw¹ flagê.Wysiedliœmy na l¹d z uczuciem ulgi i radoœci, jak ka¿dy podró¿nik, który pod³ugiej nieobecnoœci wraca do ojczyzny.Pan Kleks pojecha³ wprost do Akademii, umawiaj¹c siê ze mn¹ na dzieñnastêpny, my zaœ, to znaczy Rezeda, Weronik i ja, ruszyliœmy ku domowi.By³em pe³en wzruszenia, radoœci, ale i niepokoju zarazem.Zreszt¹, wszyscytroje prze¿ywaliœmy te same mieszane uczucia.Nie macie pojêcia, co siê ze mn¹ dzia³o, gdy z daleka ujrza³em rodzicówstoj¹cych na balkonie.Pewnie stali tak od wielu dni w oczekiwaniu mojegopowrotu.Gna³em ulic¹ jak szalony, ci¹gn¹c za sob¹ Rezedê, i po chwili by³em ju¿ wdomu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL