[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skąd wzięła się taka uroda? Takiej doskonałości nie mógł odziedziczyć tylko po niej.Jego ojciec.Wyrwała się z zadumy i chwyciła rączki dziecka, najpierw prawą, potem lewą i delikatnie naciskając otwarła zaciśnięte paluszki.Powąchała, jak to w zwyczaju matek, miękkie dłonie niemowlęcia.Och, jakiż skarb teraz posiadała!– Czcigodna!Posłyszała gderliwy głos An Teh-haia dochodzący z zewnętrznego pokoju.Naczelny eunuch niecierpliwił się nie ze względu na siebie, ale ze względu na nią.Wiedziała już, że jest jej sojusznikiem w potajemnej pałacowej wojnie, że powinna zwracać na niego baczną uwagę.Zatrzymała się więc tylko po to, by wykonać jeszcze jedno zadanie.Wyjęła z toaletki dwa podarunki: złotą obrączkę i bransoletkę z drobnymi perełkami.Wręczyła je obu kobietom, obrączkę swej służącej, a bransoletkę mamce, przekupując je, by jeszcze lepiej spełniały swe obowiązki.Wyszła pośpiesznie i zobaczyła swego eunucha, Li Lien-jinga, czekającego z An Teh-haiem.Bez słowa dała mu złotą monetę, a on wiedząc, co to znaczy, pozostał na straży jej syna, kiedy odeszła z An Teh-haiem.W głębi swej szaty trzymała rulon złota dla naczelnego eunucha, ale nie zamierzała mu go wręczyć, zanim nie będzie pewna, jak przyjmie ją cesarz.Jeśli noc będzie dobra, otrzyma swą zapłatę.Naczelny eunuch świetnie to rozumiał.Teraz wiódł ją dobrze znanymi wąskimi przejściami do serca Zakazanego Miasta.– Chodź do mnie – powiedział cesarz.Stanęła na progu jego wielkiej komnaty, by mógł podziwiać jej całą, tchnącą siłą piękność.Na jego polecenie szła powoli ku niemu, kołysząc się z wdziękiem, którym tak dobrze umiała się posługiwać.Nie była pokorna, ale udawała nieśmiałość.Przybrała postawę słodkiej bojaźliwości – na poły prawdziwą, na poły udawaną.Siłą swej kobiecości potrafiła być niemal tym, co udawała, lub raczej tym, czym być planowała, i stawała się taką w każdej chwili, w każdym miejscu.Nie oszukiwała, bo zwodziła samą siebie w takim samym stopniu, w jakim zwodziła siebie osoba, przed którą się pojawiała.Kiedy więc teraz podeszła do cesarskiego łoża, długiego i szerokiego niczym otoczona żółtymi zasłonami i złotą siatką komnata, poczuła nagłą litość.Człowiek, który tu na nią czekał, był bez wątpienia skazany na śmierć.Choć młody, zbyt wcześnie roztrwonił swe siły.Kilka ostatnich kroków podbiegła.– Ach – wykrzyknęła – chorujesz, Panie Niebios, a mnie nikt o tym nie powiedział!Rzeczywiście, w świetle wielkich świec osadzonych w złotych lichtarzach wyglądał tak nikle, jego żółta skóra tak ciasno przylegała do drobnych kości twarzy i opinała całe ciało, że przypominał żywy szkielet wsparty na żółtych, atłasowych poduszkach.Obie ręce, odwrócone wnętrzem dłoni do góry, leżały bez życia na kołdrze.Siadła na łożu i dotknąwszy swymi silnymi i ciepłymi rękami jego dłoni, stwierdziła że są zimne i suche.– Czy odczuwasz ból? – spytała z niepokojem.– Nie ból – odpowiedział – lecz słabość.– Ale ta ręka – nastawała.Podniosła jego lewą dłoń.– Wydaje się różnić od drugiej, jest chłodniejsza, sztywniejsza.– Nie mogę posługiwać się nią tak jak dawniej – odpowiedział mimochodem.Podniosła rękaw jego szaty i ujrzała skryte pod atłasem ramię – cienkie i żółte jak stara kość słoniowa.– Ach – jęknęła – dlaczego mi nie powiedziano?– A cóż tu można powiedzieć – odrzekł.– Chyba tylko to, że z tej strony odczuwam posuwający się wolno chłód.Odsunął rękę i powiedział:– Dosyć, chodź już do mego łoża.Żadna z nich nic mi nie dała.Tylko ty.tylko ty.Zobaczyła, jak dawne, gorące światło zapala się znów w jego oczach, i zaczęła się przygotowywać, by spełnić jego życzenia.Jednak, kiedy godziny ciemności mijały jedna za drugą, aż przekroczyły północ, doświadczyła smutku, jakiego nigdy przedtem nie zaznała.Tego biednego człowieka, który był cesarzem potężnego państwa, naznaczyło wielkie nieszczęście.Jego wnętrze przeniknął chłód śmierci i nie był już mężczyzną.Starał się, bezradny niby eunuch, spełnić swe zadanie, ale nie mógł.– Pomóż mi – błagał ją raz po raz.– Pomóż mi, pomóż, bo inaczej umrę od tego strasznego, niegasnącego żaru.Nie mogła mu jednak pomóc.Kiedy przekonała się, że nawet ona jest bezradna, wstała z łóżka, siadła przy jego wezgłowiu i wzięła go w swe ramiona, jakby był dzieckiem.A on jak dziecko płakał na jej piersi, wiedząc, że nigdy już nie będzie miał tego, co było zawsze radością jego życia.Chociaż był młody, w rzeczywistości nie osiągnął jeszcze trzydziestki, miał zniszczone żądzami ciało starego człowieka.Zbyt wcześnie zaczął im ulegać, zbyt często podsycali je eunuchowie, zbyt pokornie nadworni lekarze rozgrzewali mu krew ziołami i lekami.Był wyczerpany i pozostała mu tylko śmierć.Przejęło to niezmiernie trzymającą go przy piersi kobietę.Uspokajała go łagodnie i była przy tym tak spokojna i silna, że w końcu go przekonała.– Jesteś przemęczony – powiedziała – masz tyle trosk.Wiem o naszych licznych wrogach, o tym, że ludzie Zachodu grożą nam swymi statkami i wojskiem.Kiedy ja żyłam swym kobiecym życiem, kłopoty drążące twój umysł wyssały twą moc.Kiedy ja urodziłam syna, ty uginałeś się pod ciężarem państwa.Pozwól, bym ci pomogła, Panie mój.Przerzuć na mnie połowę tego ciężaru.Pozwól, bym zawsze o świcie siedziała za parawanem w sali tronowej i wysłuchiwała twych ministrów.Potrafię dostrzec ukryte znaczenie ich skarg i kiedy odejdą, powiem ci, co myślę, pozostawiając jednak wszystkie decyzje memu panu, co jest moim obowiązkiem.W ten sposób sprawiła, że od miłości i niespełnienia przeszli do spraw państwowych, gróźb wrogów i konieczności umocnienia tronu – na świat przyszedł wszak dziedzic.I przekonała się, jak bardzo ciążyło mu jego brzemię, bo westchnął głęboko, podniósł głowę z jej piersi, oparł się znów na poduszkach i trzymając jej rękę w swojej ręce, próbował opowiedzieć jej o swych kłopotach.– Nie ma im końca – skarżył się.– W czasach moich przodków nieprzyjaciel nadchodził zawsze z północy i Wielki Mur potrafił zatrzymać ludzi i konie.Teraz mur jest bezużyteczny.Ci biali ludzie wyłaniają się rojami z morza – Anglicy i Francuzi, Holendrzy, Niemcy i Belgowie.Powiadam ci, że nawet nie wiem, ile narodów znajduje się za pasmem granicznych gór K’un Lun! Prowadzą z nami wojnę o sprzedaż opium i nic ich nie zadowala.Teraz są tu także Amerykanie.Skąd się wzięli? Gdzie znajduje się Ameryka? Słyszę, że są trochę lepsi od innych, ale kiedy ulegam tym innym, Amerykanie domagają się tych samych przywilejów.W tym roku żądają, bym odnowił z nimi stare układy.Ale ja nie chcę odnawiać żadnych układów z cudzoziemcami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL