[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo wszystko Marissa odczuła ulgę, gdy z powrotem znaleźli się w holu.Jakieś pięćdziesiąt stóp za wejściem do komory niskich temperatur korytarz skręcał w prawo pod ostrym kątem.Tuż za zakrętem znajdowały się masywne drzwi ze stali.Nieco powyżej kulistej klamki umieszczona była klawiatura przycisków, przypominających system alarmowy w domu Marissy.Niżej znajdowała się szczelina na kartę magnetyczną, podobną do tych, jakie stosuje się w automatach bankowych.Tad pokazał Marissie kartę, którą nosił na szyi na rzemyku.Wsunął ją w szczelinę.– W tej chwili komputer rejestruje nasze wejście – wyjaśnił.Następnie wybrał na przyciskach numer swego kodu: 43-23-39.– Niezłe wymiary – zauważył żartobliwie.– Piękne dzięki – odparła ze śmiechem Marissa.Tad również roześmiał się z własnego dowcipu.Odkąd okazało się, że na oddziale nie ma oprócz nich żywej duszy, Tad wyraźnie się uspokoił.Po krótkiej chwili mechaniczny szczęk oznajmił odblokowanie zamka.Tad przyciągnął drzwi do siebie.Oczom Marissy ukazał się zupełnie inny świat: zamiast obskurnego, zagraconego korytarza ujrzała nagle skomplikowane układy świeżo zamontowanych przewodów o kolorowych oznaczeniach, różnorakie przyrządy pomiarowe i inne futurystyczne akcesoria.W pomieszczeniu panował półmrok tak długo, dopóki Tad nie otworzył drzwi do gabinetu, odsłaniając tablicę elektrycznych wyłączników.Włączał je według określonej kolejności.Pierwszy zapalał światło w pokoju, w którym się znajdowali.Był wysoki niemal na dwa piętra i zawierał masę wszelkiego rodzaju sprzętu.W powietrzu czuło się delikatną woń fenolowego środka dezynfekcyjnego, wywołującego w Marissie skojarzenie ze szkolnym gabinetem, w którym przeprowadzano sekcję zwłok.Kolejny przełącznik rozświetlił rząd okien, okalających wysoki na dziesięć stóp, walcowaty zbiornik, ciągnący się przez całe pomieszczenie.Na jego końcu znajdowały się owalne drzwi, przypominające wodoszczelny właz na okrętach podwodnych.Ostatni przełącznik wywołał delikatny pomruk jakiegoś elektrycznego agregatu.– To kompresory – wyjaśnił Tad w odpowiedzi na pytające spojrzenie Marissy.Nie udzielił jednak żadnych bliższych wyjaśnień.Zamiast tego zatoczył ręką w powietrzu i powiedział:– Oto centrum dowodzenia laboratorium.Stąd kontroluje się wszystkie wentylatory i filtry, a nawet generatory promieni gamma.Spójrz na tę masę zielonych światełek.Oznaczają, że w tej chwili wszystko pracuje bez zarzutu.Przynajmniej taką mam nadzieję!– Co to oznacza: „Taką mam nadzieję”? – W głosie Marissy brzmiał niepokój.Dopiero spojrzawszy na uśmiechniętą twarz Tada, zdała sobie sprawę, że drażnił się z nią.Nie była już jednak przekonana, czy chce kontynuować tę wizytę.W domowym zaciszu wydawało jej się to doskonałym pomysłem, lecz teraz, w otoczeniu nieznanych urządzeń i śmiertelnych wirusów, jej pewność uległa zachwianiu.Tad jednak nie dał jej czasu do namysłu.Otworzył hermetyczne drzwi i gestem ręki zaprosił dziewczynę do środka.Przechodząc przez sześciocalowy próg, Marissa musiała lekko schylić głowę.Tad wszedł za nią, zamknął i zaryglował drzwi.Nagłe uczucie klaustrofobii omal nie ścięło Marissy z nóg, zwłaszcza że z racji nagłej zmiany ciśnienia musiała kilka razy przełknąć ślinę, by odetkać kanały słuchowe.Wzdłuż komory biegł rząd świetlikowatych okienek, które Marissa wcześniej widziała z zewnątrz.Po obu stronach urządzenia stały ławy i pionowe szafki, a na drugim końcu znajdowały się półki oraz owalny właz hermetyczny.– Niespodzianka! – Tad rzucił jej bawełniany kombinezon.– Ciuchom ulicznym wstęp wzbroniony.Po krótkiej chwili wahania, kiedy to Marissa rozpaczliwie rozglądała się wokół w poszukiwaniu choćby najmniejszego ustronnego zakątka, dała za wygraną i rozpięła bluzkę.Rozbieranie się do bielizny w obecności Tada wprawiło ją w ogromne zakłopotanie, mimo iż chłopak starał się przez ten czas nie spoglądać w jej stronę.Zmieniwszy ubranie, przeszli przez następne drzwi.– W kolejnych pomieszczeniach, które mijamy w drodze do laboratorium, panuje coraz niższe ciśnienie.Oznacza to, że ruch powietrza występuje wyłącznie w jedną stronę, do laboratorium, a nie na zewnątrz – wyjaśnił Tad.Drugie pomieszczenie, w którym się znaleźli, przypominało wyglądem poprzednie, choć nie miało okien.Zapach fenolu stał się wyraźniejszy.Rząd niebieskich kombinezonów z tworzywa zwisał z wieszaków.Tad chwilę przebierał w nich, aż znalazł jeden, który jego zdaniem pasował na Marissę.Wzięła ubranie i przyjrzała mu się.Przypominało skafander astronautyczny, choć pozbawione było workowatej kieszeni na plecach i ciężkiego hełmu.Podobnie jak skafander kosmiczny chroniło wszystkie części ciała, wyposażone było bowiem również w rękawice i buty.Część okrywającą głowę wykonano z przezroczystego plastyku.Cały kombinezon zapinało się na zamek błyskawiczny, biegnący od podbrzusza do szyi.Z tyłu, jak długi ogon, sterczał przewód tlenowy.Tad wskazał na zielone przewody, biegnące po obu stronach pomieszczenia na wysokości piersi i wyjaśnił, że całe laboratorium wyposażone jest w system takich instalacji.W regularnych odstępach umieszczono jasnożółte rozgałęźniki przewodów z nasadkami do zamocowania węża tlenowego, połączonego z kombinezonem.Tad wyjaśnił, iż wewnątrz skafandra panuje dodatnie ciśnienie wypełniającego go powietrza, dzięki czemu nigdy nie oddycha się powietrzem z laboratorium.Tak długo kazał Marissie ćwiczyć podłączanie i odłączanie węża tlenowego, aż uznał, że w dostawczym stopniu opanowała tę sztukę.– W porządku, czas się ubierać – stwierdził Tad, pokazując Marissie, jak ma zakładać swój strój.Był to skomplikowany proces, a największą trudność sprawiło Marissie umieszczenie głowy w zamkniętym kapturze.Spojrzała przez przezroczystą plastykową szybę, która błyskawicznie zaparowała od oddechu.Tad kazał jej podłączyć przewód tlenowy i natychmiast do wnętrza skafandra popłynęło świeże powietrze, chłodzące ciało i odparowujące ścianki kaptura.Tad zapiął zamek w kombinezonie Marissy, po czym wprawnymi ruchami sam się ubrał.Napełnił skafander powietrzem, a następnie odłączył przewód tlenowy i trzymając go w ręce, ruszył w stronę drzwi na końcu pomieszczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL