[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czy to stało się nagle? – spytała, podnosząc na niego wzrok.– Czy chorowały przez dłuższy czas?– Nagle – przyznał.– Ile miały lat?– Około trzech.Nagle ożyła jedna z drukarek komputerowych i wściekle wystukała masę danych.Potem włączyła się lodówka, wydając z siebie cichy szum i wibracje.Marshy wydało się, że laboratorium rządzi się samo, że ludzie nie są tu potrzebni.– Czy te dzieci, które umarły, otrzymały ten sam gen co Victor Junior? – zapytała.Victor skinął głową – I miały tyle lat co Victor Junior, gdy miał kryzys inteligencji?– Ciepło! – powiedział Victor.– Dlatego właśnie chcę przeprowadzić pełne badania.Chcę być pewien, czy nie szykuje się jakiś nowy problem.Choć skądinąd jestem pewien, że jest zdrowy.Gdyby nie dzieci Hobbsów i Murrayów, nawet nie pomyślałbym o tym badaniu.Uwierz mi.Gdyby była w stanie, roześmiałaby się.Jej mąż przed chwilą właśnie zniszczył jej życie, a teraz prosi, żeby mu ufała.Nie była w stanie pojąć, jak mógł eksperymentować ze swoim własnym dzieckiem.Ale tego nie można już było odwrócić.Musiała zająć się teraźniejszością.– Czy uważasz, że to, co się stało z tymi dziećmi, może przydarzyć się Victorowi Juniorowi? – spytała z wahaniem.– Wątpię.Zwłaszcza że różnica wieku wynosi siedem lat.Można domniemywać, że Victor Junior przeszedł ten kryzys wtedy, gdy nastąpił spadek jego inteligencji.Być może choroba, która wystąpiła u tych dzieci, była spowodowana tym, że ich zygoty pozostawały przez dłuższy czas w stanie zamrożenia.– Przerwał, spojrzawszy na twarz żony.Nie interesowała jej naukowa strona tej tragedii.– A jak wyjaśnisz spadek inteligencji u Victora Juniora? – spytała.– Czy mogła to spowodować ta sama przyczyna w jakiejś słabszej formie, skoro wtedy miał mniej więcej tyle samo lat?– Możliwe – odrzekł Victor – ale tego nie wiem.Marsha powoli potoczyła wzrokiem po laboratorium, postrzegając nagle całe to futurystyczne wyposażenie w innym świetle.Badania dostarczały nadziei na możliwość wyleczenia niektórych chorób w przyszłości, był w nich jednak inny, daleko bardziej niepokojący aspekt.– Chcę stąd wyjść! – zawołała nagle, zrywając się na równe nogi.Wstała tak gwałtownie, że krzesło, na którym siedziała, poleciało na środek pokoju i uderzyło w chłodziarkę zawierającą zamrożone zygoty.Victor podniósł krzesło i postawił je przy blacie.Marsha była już za progiem.Victor pospiesznie zamknął laboratorium i podążył jej śladem.Drzwi windy prawie się już domykały, gdy wsunął się do kabiny.Odsunęła się od niego, zraniona, wstrząśnięta i zła.Przede wszystkim jednak martwiła się.Chciała wrócić do domu, do Victora Juniora.Wyszli z budynku w milczeniu.Victor był na tyle rozważny, że nie próbował skłonić jej do mówienia.Padał lepki śnieg, musieli więc iść ostrożnie, by się nie pośliznąć.Czuła, że przy wsiadaniu do samochodu Victor przypatruje się jej uważnie.Nie powiedziała jednak ani słowa.Odezwała się dopiero, gdy przejechali przez Merrimack.– Wydawało mi się, że przeprowadzanie eksperymentów na ludzkich embrionach jest zabronione przez prawo.Wiedziała, że przestępstwo popełnione przez Victora jest w istocie wykroczeniem moralnym, w tej chwili jednak nie potrafiła stawić czoła całej prawdzie.– Przepisy nigdy nie były jednoznaczne – odrzekł Victor, zadowolony, że nie musi zmagać się ze stroną etyczną tego zagadnienia.– W Dzienniku Ustaw zamieszczono rozporządzenie zakazujące przeprowadzania takich eksperymentów, ale dotyczy ono jedynie instytucji utrzymujących się z funduszy rządowych.Nie obejmuje to firm prywatnych w rodzaju Chimery.– Nie rozwijał tego tematu.Wiedział, że jego poczynań nie da się obronić.Przez chwilę jechali w milczeniu, a potem dodał: – Nie mówiłem ci o tym wcześniej dlatego, że nie chciałem, byś jakoś inaczej traktowała Victora Juniora.Marsha spojrzała z ukosa na męża i obserwowała grę świateł na jego twarzy, wywołaną blaskiem reflektorów przejeżdżających samochodów.– Nie powiedziałeś mi, bo wiedziałeś, że zrobiłeś rzecz straszną – oświadczyła beznamiętnie.Gdy skręcili w Windsor Street, powiedział: – Chyba masz rację.Chyba naprawdę czułem się winny.Zanim Victor Junior się urodził, myślałem, że załamię się nerwowo.A potem przyszedł ten spadek inteligencji i znowu byłem kompletnie rozbity.Dopiero w ciągu ostatnich pięciu lat mogłem trochę odetchnąć.– Po cóż więc wykorzystałeś następne zarodki?– Wtedy eksperyment wyglądał na wielki sukces – odpowiedział.– No i dlatego, że te dwie rodziny miały wyjątkowe warunki, żeby mieć wyjątkowe dziecko.Ale nie powinienem był tego robić.Teraz już wiem.– Jesteś o tym przekonany?– Na Boga, tak!Gdy skręcali na podjazd wiodący do domu, po raz pierwszy od chwili, gdy pokazał jej szczury, Marsha poczuła, że może któregoś dnia będzie w stanie mu wybaczyć.I być może – jeśli ze zdrowiem Victora Juniora naprawdę wszystko będzie w porządku, a jej zatroskanie jego rozwojem okaże się bezpodstawne – będą mogli żyć dalej jako rodzina.Za dużo jest tych Jeśli”.Marsha zamknęła oczy i modliła się.Straciła już jedno dziecko i prosiła Boga, żeby oszczędził drugie.Wydawało jej się, że następnego ciosu nie potrafiłaby przeżyć.* * *W sypialni syna dalej paliło się światło.Każdego wieczoru zaszywał się u siebie i czytał albo studiował.Mimo że zawsze pełen rezerwy, właściwie był dobrym dzieckiem.Victor nacisnął przycisk w samochodzie i drzwi garażu podniosły się automatycznie.Gdy samochód stanął, Marsha szybko ruszyła do domu, by sprawdzić, czy chłopcu nic się nie stało.Nie czekając na Victora, swoim kluczem otwarła tylne drzwi.Ale gdy je pchnęła, ani drgnęły.Nadszedł Victor i ponowił próbę.– Zamknięte na zasuwę – wyjaśnił.– Musiał je zamknąć po naszym wyjeździe.– Zaczęła walić pięścią.W garażu słychać było głuchy odgłos, ale Victor Junior nie reagował.– Myślisz, że nic mu się nie stało? – spytała.– Na pewno nie – odrzekł Victor.– Nie słyszy cię, jeśli nie ma go w salonie.Chodźmy do głównego wejścia.Victor ruszył przodem przez garaż i potem ku drzwiom frontowym.Wyjął swój klucz.Lecz i te drzwi były zaryglowane.Nacisnął dzwonek.Nadal nic.Zadzwonił jeszcze raz, czując, że udziela mu się niepokój żony.W chwili, gdy mieli zamiar udać się do następnych drzwi, usłyszeli wyraźny głos syna pytającego, kto to.Gdy tylko drzwi się otworzyły, Marsha spróbowała przytulić chłopca, lecz on wymknął się z jej objęć.– Gdzie byliście? – zapytał.Victor spojrzał na zegarek.Była za kwadrans dziesiąta.Nie było ich przez półtorej godziny.– Wpadliśmy na chwilę do laboratorium – wyjaśniła Marsha.Nigdy przedtem Victor Junior nie przejmował się tym, że nie ma ich w domu.Był taki samodzielny.Teraz spojrzał na Victora.– Był do ciebie telefon.Mam ci przekazać, że będziesz miał coraz więcej kłopotów, jeśli się nie zastanowisz i nie zachowasz rozsądnie.– Kto to był? – spytał Victor.– Nie przedstawił się.– Mężczyzna czy kobieta? – dociekał doktor Frank.– Nie potrafię powiedzieć – odrzekł Victor Junior.– Ten ktoś nie mówił bezpośrednio do słuchawki, przynajmniej tak mi się wydawało.Przenosząc wzrok z męża na syna, Marsha spytała: – Victor, o co tu chodzi?– To sprawy biurowe – odrzekł.– Nie ma się czym przejmować.Marsha zwróciła się do syna.– Przestraszyłeś się, prawda?Wszystkie drzwi były zaryglowane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL