[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słyszałem.–Dobrze.O kim mówiła?–O kim mówiła?–Tak, kto jest tym sukinsynem, czyjego dotykania nie może wytrzymać?–Chyba jej mąż – odparł Sanders.– Rozmawialiśmy o tym wcześniej.Przed nagraniem.–Opowiedz mi, o czym rozmawialiście?–Meredith narzekała, że musi płacić alimenty swojemu mężowi, a potem zwierzyła się, że był koszmarny w łóżku.Powiedziała: “Nienawidzę faceta, który nie wie, co robi”.–A więc sądzisz, że “Nie mogę wytrzymać, jak ten sukinsyn mnie dotyka” – odnosi się do jej męża?–Tak.–A ja nie – odparła Luiza.– Rozwiedli się wiele miesięcy temu.Rozwód był bardzo przykry.Mąż jej nienawidzi.Ma teraz dziewczynę i wyjechał z nią do Meksyku.Nie sądzę, aby myślała o nim.–A więc kto?–Nie wiem.–Sądzę, że to może być każdy – rzekł Sanders.–Nie przypuszczam, żebyś miał rację.Posłuchaj uważnie brzmienia jej głosu.Posłuchaj, jak ona to mówi.Przewinął taśmę i przyłożył magnetofon do ucha.Po chwili skonstatował:–Jakby była bardzo rozgniewana.Luiza kiwnęła głową.–Ja używam określenia “oburzona”.Jest w samym środku tego wydarzenia z twoim udziałem, ale mówi o kimś innym.Właśnie w tej chwili stara się wyrównać z nim rachunki.–Nie wiem – odparł Sanders.– Meredith jest gadułą.Wciąż mówi o innych ludziach.Dawnych chłopakach i temu podobnych rzeczach.Na pewno nie nazwałabyś jej romantyczką.Przypomniał sobie pewien moment, gdy leżeli razem w łóżku w mieszkaniu w Sunnyvale, rozluźnieni i szczęśliwi.Niedzielne popołudnie.Słyszeli, jak dzieci śmieją się na ulicy.Jego dłoń spoczywała na udzie Meredith.Czuł jej pot.I w tej właśnie chwili oznajmiła zamyślona: “Wiesz co, kiedyś chodziłam z takim Norwegiem.Miał zakrzywionego kutasa.Wygiętego w bok jak szabla i on…”“Jezus, Meredith”.“O co chodzi? To prawda.Naprawdę miał takiego”.“Nie teraz”.Za każdym razem, gdy miało miejsce coś takiego, wzdychała głęboko, jakby ustępowała przed jego przesadną wrażliwością.“Dlaczego faceci zawsze uważają, że są jedyni w swoim rodzaju?”“Wcale nie.Wiemy, że nie jesteśmy tacy.Ale po prostu nie teraz, dobrze?”Znowu westchnęła.Fernandez powiedziała:–Jeżeli więc rozmowa w czasie stosunku nie jest dla niej niczym szczególnym – i potrafi być wtedy niedyskretna, albo obraźliwa – to o kim ona wówczas mówiła?Tom pokręcił głową.–Nie wiem, Luizo.–I nie może wytrzymać, jak jej dotyka… Zupełnie, jakby nie miała innego wyjścia.I wspomina te głupie okulary.– Spojrzała na Meredith, jedzącą spokojnie w towarzystwie Garvina.– On?–Nie sądzę.–Dlaczego nie?–Wszyscy tak mówią.Wszyscy mówią, że Bob jej nie pieprzy.–Wszyscy mogą się mylić.Sanders pokręcił głową.–To byłoby kazirodztwo.–Pewnie masz rację.Przyniesiono jedzenie.Sanders grzebał w swojej pasta puttanesca, wybierając oliwki.Nie czuł głodu.Obok niego Luiza jadła z apetytem.Zamówili takie same dania.Sanders popatrzył na przedstawicieli Conley-White.Nichols trzymał arkusz folii z umieszczonymi w nim 35-milimetrowymi diapozytywami.“Slajdy.Czego?” – zastanawiał się Tom.Okulary tkwiły mu na końcu nosa.Wydawało się, że jest nimi bardzo zajęty.Siedzący obok niego Conley, zerknął na zegarek i powiedział coś na temat czasu.Pozostali skinęli głowami.Conley zerknął na Meredith i znowu zajął się dokumentami.Daly powiedział coś w rodzaju:–…masz te dane?–Są tutaj – odparł Conley, wskazując na dokumenty.–To rzeczywiście bardzo smaczne – oznajmiła Luiza.– Nie pozwól, żeby ci wystygło.–Dobrze.– Spróbował trochę i nie poczuł żadnego smaku.Odłożył widelec.Wytarła usta serwetką.–Wiesz, właściwie nigdy nie wyjawiłeś mi, dlaczego w końcu się wycofałeś.–Mój przyjaciel Maks Dorfman stwierdził, że to wszystko zaplanowałem.–Aha – oznajmiła Luiza.–Również tak uważasz?–Nie wiem.Po prostu pytam, co wówczas czułeś.W chwili, gdy zrezygnowałeś ze stosunku.Wzruszył ramionami.–Po prostu, nie miałem ochoty.–Aha.Poczułeś po prostu, że nie masz nastroju, co?–Owszem.– A po chwili dodał.– Naprawdę chcesz wiedzieć, co było powodem? Zakaszlała.–Zakaszlała? – spytała Fernandez.Sanders znowu zobaczył siebie w tamtym pokoju, ze spodniami opuszczonymi do kolan, pochylonego nad Meredith.Przypominał sobie swoje uczucia i myśli.Co, u diabła, robię? I jej dłonie na swoich ramionach, ciągnące go w dół.“Och, proszę… Nie… Nie…”I w tej właśnie chwili odwróciła głowę i zakaszlała.Właśnie kaszlnięcie było powodem.Wtedy usiadł i powiedział: “Masz rację”.A potem wstał z kanapki.Luiza zmarszczyła brwi.–Myślę – powiedziała – że kaszlnięcie nie może być poważną przyczyną.–Ale tak było.– Odsunął talerz.– Chodzi mi o to, że nie powinno się kasłać w takiej chwili.–Dlaczego? Czyżby istniał nie znany mi bliżej zakaz kasłania w takiej sytuacji, podczas stosunku? – zapytała Luiza.–Ależ nie w tym rzecz – odparł Sanders.– Po prostu miało to określone znaczenie.–Przykro mi, ale nie rozumiem.Co więc oznaczało to kaszlnięcie?Zawahał się.–No, wiesz.Kobiety zawsze uważają, że mężczyźni nie wiedzą, co się dzieje.Że nie wiedzą, jak się znaleźć w takim momencie, nie wiedzą, co robić, i tak dalej.Są po prostu głupi w sprawach seksu.–Wcale nie sądzę, żebyś był głupi.Więc o co ci w tym wszystkim chodzi?–Że wcale jej nie interesowało, co się dzieje.Uniosła brwi.–Mam wrażenie, że takie stwierdzenie jest dość kategoryczne.–Stwierdzam fakt.–No, nie wiem.Mój mąż cierpi na chroniczne zapalenie oskrzeli.Ciągle kaszle.–Ale na pewno nie w najważniejszej chwili.Zastanawiała się przez moment.–No, nie, rzeczywiście, robi to zaraz potem.Dostaje ataku kaszlu.Zawsze się później z tego śmiejemy.–Potem, to co innego.Ale w najważniejszej chwili… Mówię ci, nikt nie» kaszle.Znowu pojawiły się wspomnienia.Policzki Meredith zaczerwieniły się, szyja pokryła plamami.Sutki już nie były twarde.Początkowo tak, ale już nie teraz.Oczy stały się ciemniejsze.Wargi nabrzmiałe.Zmiana rytmu oddechu.Nagły żar.Poruszenia bioder, zmiana rytmu, napięcie, ale również coś innego, nieuchwytnego.Zmarszczki na czole.Grymas.Ugryzienie.Tak wiele różnych reakcji, ale…–Nikt nie kaszle – powtórzył.Nagle poczuł ogarniające go zażenowanie.Przysunął talerz i znowu zaczął jeść.Chciał znaleźć pretekst, aby nie kontynuować tej rozmowy.Luiza spoglądała na niego ze zdziwieniem.–Czy czytałeś gdzieś na ten temat? Pokręcił przecząco głową.–Czy mężczyźni rozmawiają o takich sprawach? Znowu zaprzeczył.–Kobiety to robią.–Wiem.– Przełknął.– W każdym razie przestałem, bo ona kaszlnęła.Nie była zaangażowana w to, co robiła i chyba… chyba się wkurzyłem.Bo wprawdzie leżała dysząc i pojękując, ale tak naprawdę, wcale jej to nie obchodziło.I poczułem się…–Wykorzystany?–Coś w tym rodzaju.Manipulowany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL