[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z uczuciem g³êbokiej obawy stanêliœmy napochy³ym chodniku i raz jeszcze spogl¹daliœmy na ten zamar³y i zapuszczonybudynek, od którego nie mogliœmy siê uwolniæ.George Tysi¹c Mian powiedzia³: —Cokolwiek siê teraz stanie, chcê, abyœ ufa³ mojej wiedzy i mojej rozwadze,jakiekolwiek by by³y, i abyœ robi³ to, co ci ka¿ê.Mo¿e to zawa¿yæ na naszym¿yciu lub œmierci.Zaœmia³em siê nerwowo.— Potrafisz tak uj¹æ sprawê, ¿e krzepisz najbardziejznu¿one serca.Zdawa³ siê poirytowany.— Po prostu rób, co ci powiem, dobrze?— Dobrze, szefie.Popchnêliœmy jêkliw¹ bramê i weszliœmy po schodkach na werandê.Kawa³ki ko³atkizniknê³y, chocia¿ na starej szarej farbie ci¹gle widnia³ po niej znak i b¹bleod mrozu, który wywo³a³ George Tysi¹c Mian, aby j¹ strzaskaæ.I jeszcze coœ.Znikn¹³ napis: „Wróæ".Nacisn¹³em drzwi, ale wyda³y mi siê zaryglowane.— Mo¿e zamknê³a je policja — powiedzia³em.— Mo¿e by³a tu brygadaantyterrorystyczna.Zszed³em z werandy i zadar³em g³owê, ¿eby spojrzeæ na dom.Wygl¹da³ ponuro natle zbieraj¹cych siê chmur.Coœ wisia³o w powietrzu, coœ, co lada chwila mo¿esiê zdarzyæ.Nie mog³em powstrzymaæ dreszczy.Przez sekundê zdawa³o mi siê, ¿e jakiœ blady cieñ mign¹³ w jednym z okien napiêtrze.Tylko przez chwilê, lecz z³apa³em George'a Tysi¹c Mian za ramiê.—Widzia³em coœ.S¹ w œrodku, przysiêgam.Stary Indianin obróci³ siê.Nisko na niebie lecia³ z grzmotem samolot wkierunku lotniska miêdzynarodowego w San Francisco.— To tylko odbiciesamolotu.Nie denerwuj siê tak.— George, tam w tym domu coœ jest!Popatrzy³ na mnie.Ró¿niliœmy siê wiekiem — by³ ode mnie czterdzieœci latstarszy — dzieli³y nas tak¿e ró¿nice kultur.Domyœla³em siê, ¿e ta odrêbnoœæjest jak przepaœæ.Ale miêdzy nami by³o coœ jeszcze — zaufanie — i za to by³emmu wdziêczny.Znowu podeszliœmy do tych drzwi i George Tysi¹c Mian dotkn¹³ zamka.Zamrucza³coœ szybko pod nosem, trzykrotnie poruszy³ lew¹ d³oni¹ i drzwi otworzy³y siê zcichym ³oskotem.Wewn¹trz trwa³a ta sama odpychaj¹ca ciemnoœæ pe³na kurzu,poczu³em w nozdrzach ten zatêch³y zapach, który do koñca moich dni bêdzie miprzypomina³ Pilarcitos tysi¹c piêæset piêædziesi¹t jeden.Indianin powiedzia³:— ChodŸ.— Weszliœmy.Najpierw sprawdziliœmy pokoje na parterze.Bibliotekê Seymoura Wallisa,jadalniê, opuszczon¹ kuchniê.W mrocznej bawialni z zamkniêtymi okiennicamiogl¹daliœmy okryte przeœcierad³ami meble, zegar z poz³acanego br¹zu, nakrytyszklanym kloszem, i obrazy olejne przedstawiaj¹ce groteskowe polowania wkoszmarnych plenerach, tak ciemne, ¿e trudno by³oby uchwyciæ ich treœæ.W domupanowa³a taka cisza, ¿e wstrzymywaliœmy oddech i st¹paliœmy niemal bezg³oœnie.Gdy ponownie znaleŸliœmy siê w hallu, George Tysi¹c Mian zatrzyma³ siê inas³uchiwa³.Zmarszczy³ czo³o.— Czy nie s³yszysz niczego? Absolutnie niczego?Stan¹³em nieruchomo i wytê¿y³em s³uch.— Chyba nie.— Czujê czyjœ wzrok — powiedzia³.— Ktokolwiek to jest, cokolwiek to jest, wie,¿e tu jesteœmy.Trwaliœmy jeszcze kilka chwil, ogl¹daj¹c brudn¹ tapetê, na której dok³adnieodznacza³y siê miejsca po obrazach Mount Taylor i Cabezon Peak, ale dom by³ takcichy, ¿e zacz¹³em myœleæ, i¿ coœ nam siê musia³o przywidzieæ.Mo¿erzeczywiœcie nikogo tu nie ma, a ja jedynie zauwa¿y³em cieñ muskaj¹cy szybê.Kichn¹³em raz i drugi od kurzu i wytar³em nos.Gdy chowa³em chustkê, spojrza³em w górê schodów i poczu³em, jak oblewa mniezimno.Z najwy¿szego schodka obserwowa³a mnie niewielka twarz.Twarz z³a,w³ochata, z czerwonymi b³yskami w oczach i wyszczerzonymi zêbami we wœciek³ymwilczym uœmiechu.Nie by³em w stanie siê ruszyæ, odezwaæ, nawet szturchn¹æGeorge'a w ramiê, ¿eby go ostrzec.Ko³atka.¯ywa ko³atka.Znowu w ca³oœci, jeszcze wstrêtniejsza i straszniejszani¿ poprzednio.George Tysi¹c Mian nagle spostrzeg³, ¿e gapiê siê w górê schodów i te¿ zwróci³tam wzrok.Ale zanimzd¹¿y³ cokolwiek zrobiæ, zabrzmia³ g³oœny trzask i ko³atka rozpad³a siê.Kawa³ki matowego br¹zu stoczy³y siê po schodach, podskakuj¹c i ³omocz¹c.Roztrzaskana ko³atka le¿a³a na pod³odze hallu.Szaman popatrzy³ na ni¹.Jegotwarz sta³a siê powa¿na.— To ostrze¿enie Kujota.Tylko przypomina mi, ¿ecokolwiek zrobiê, on jest w mocy to odwróciæ i powtórzyæ.Czy po tym przedstawieniu pójdziemy na górê? zapyta³em, czuj¹c suchoœæ wustach.Poci¹gn¹³ nosem.— Nie widzê innego wyjœcia.Czy czujesz jakiœ zapach?Mówi¹c szczerze nie czu³em, ale zapyta³em: — Psów?— Tak mi siê wydaje.Na razie jest s³aby, ale przypuszczam, ¿e dochodzi zpiêtra.Indianin postawi³ nogê na pierwszym schodku, lecz przytrzyma³em go za ramiê ispojrza³em prosto w oczy.— George, muszê ci to powiedzieæ: sram ze strachu.Milcza³ chwilê, potem skin¹³ g³ow¹.— Ja te¿ — przyzna³ siê.Powoli, cicho wdrapaliœmy siê na pó³piêtro.Przed sob¹ mieliœmy pokój, gdzieg³owa Bryana Cordera zosta³a obdarta ze skóry i miêœni.W murze na pó³piêtrzewidnia³o okno, ale by³o tak brudne i zaplamione, a niebo na zewn¹trz takpochmurne, ¿e przebija³o siê przez nie tylko bardzo nik³e œwiat³o.Kujot by³przecie¿ mi³oœnikiem ciemnoœci.Spojrzeliœmy na siebie.— Sprawdzamy pokoje? — zapyta³em.— Lepiej tak.Podeszliœmy do pierwszej sypialni, po chwili wahania gwa³townie otworzyliœmydrzwi.By³ to cichy,przygnêbiaj¹cy pokój, w którym sta³o mosiê¿ne ³o¿e i masywna orzechowa szafa,tak zrobiona, ¿e sprawia³a wra¿enie fornirowanej dziwacznymi, wœciek³ymiobliczami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL