[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.6By³a czwarta rano, kiedy zadzwoni³ telefon.Wyrwa³ mnie ze stanu, jaki obecnienazywam snem.Teraz nigdy nie zasypiam naprawdê.Po prostu le¿ê z zamkniêtymioczami.Noce niewiele ró¿ni¹ siê od dni.Oddziela je najcieñsza z granic.Wnocy moje cia³o odpoczywa, ale mózg nie chce siê wy³¹czyæ.Le¿¹c z zamkniêtymioczami, po raz tysiêczny odtwarza³em w myœlach tamten ranek przed napadem,maj¹c nadziejê, ¿e przypomnê sobie coœ nowego.Zacz¹³em od tego miejsca, gdzieby³em teraz: od sypialni.Pamiêta³em, ¿e zadzwoni³ budzik.Tamtego rankaumówi³em siê z Lennym na squasha.Ju¿ od roku grywaliœmy w ka¿d¹ œrodê idoszliœmy do tego, ¿e nasz poziom z ¿a³osnego zmieni³ siê w prawie znoœny.Monica zbudzi³a siê wczeœniej i bra³a prysznic.O jedenastej rano mia³emoperowaæ.Wsta³em i zajrza³em do Tary.Potem ruszy³em z powrotem do sypialni.Monica wysz³a z ³azienki i wk³ada³a d¿insy.Poszed³em do kuchni, wci¹¿ ubrany w pi¿amê, otworzy³em szafkê stoj¹c¹ na prawood zamra¿arki Westinghouse'a, wyj¹³em malinowo-je¿ynowy batonik z muesli (oczym niedawno opowiada³em Reganowi i nachyli³em siê nad zlewem, jedz¹c.Bach - i tyle.Obudzi³em siê w szpitalu.Telefon zadzwoni³ po raz drugi.Otworzy³em oczy.Namaca³em aparat.Podnios³em s³uchawkê i powiedzia³em: -Halo?- Tu detektyw Regan.Jest ze mn¹ agent Tickner.Bêdziemy u pana za dwie minuty.Prze³kn¹³em œlinê.- Co siê sta³o?- Za dwie minuty.Roz³¹czy³ siê.Wsta³em z ³Ã³¿ka.Zerkn¹³em za okno, niemal spodziewaj¹c siê, ¿e znów zobaczêkobietê.Przed domem nie by³o nikogo.Na pod³odze le¿a³y d¿insy, które zdj¹³emwieczorem.W³o¿y³em je.Wci¹gn¹³em przez g³owê sweter i zszed³em po schodach naparter.Otworzy³em frontowe drzwi i wyjrza³em.Zza rogu wyjecha³ radiowóz.Prowadzi³ Regan.Tickner siedzia³ obok niego.Chyba po raz pierwszy zobaczy³emich w jednym samochodzie.Wiedzia³em, ¿e nie przywo¿¹ dobrych wieœci.Obaj wysiedli z wozu.Poczu³em md³oœci.Przygotowywa³em siê na tê chwilê odczasu fiaska, jakim zakoñczy³o siê przekazanie okupu.Do tego stopnia, ¿ewyobrazi³em sobie ca³¹ tê sytuacjê: jak przekazuj¹ mi tê okropn¹ wiadomoœæ, aja kiwam g³ow¹, dziêkujê im i przepraszam.Przewidzia³em, jak zareagujê.Dok³adnie wiedzia³em, jak bêdzie.Teraz jednak na widok id¹cych w moim kierunkupolicjantów wszystkie te przygotowania okaza³y siê daremne.Wpad³em w panikê.Zacz¹³em siê trz¹œæ.Ledwie mog³em ustaæ na nogach.Kolana siê pode mn¹ ugina³yi musia³em oprzeæ siê o futrynê.Regan i Tickner szli noga w nogê.Przypomnia³mi siê stary film wojenny, scena, w której oficerowie z powa¿nymi minamiprzychodz¹ do domu poleg³ego ¿o³nierza.Potrz¹sn¹³em g³ow¹, ¿eby odpêdziæ têwizjê.Dotarli do drzwi i weszli do œrodka.- Chcemy coœ panu pokazaæ - powiedzia³ Regan.Odwróci³em siê i pod¹¿y³em za nimi.Regan zapali³ lampê, lecz ta mia³a s³ab¹¿arówkê.Tickner podszed³ do kanapy.Otworzy³ laptopa.Ekran rozjaœni³ siê,oblewaj¹c go niebieskaw¹ poœwiat¹.- W œledztwie nast¹pi³ prze³om - wyjaœni³ Regan.Podszed³em bli¿ej.- Pañski teœæ dostarczy³ nam spis numerów seryjnych banknotów, które przekazanoporywaczom, pamiêta pan?- Tak.- Jeden z tych banknotów wczoraj po po³udniu pojawi³ siê w banku.Agent Tickner poka¿e panu nagranie wideo.- Z banku? - spyta³em.- Tak.Przegraliœmy zapis na twardy dysk laptopa.Przed dwunastoma godzinamiktoœ przyniós³ do banku studolarowy banknot i rozmieni³ go na mniejszenomina³y.Chcemy, ¿eby obejrza³ pan to nagranie.Usiad³em obok Ticknera.Nacisn¹³ klawisz.Spodziewa³em siê czarno-bia³ego iziarnistego nagrania kiepskiej jakoœci.Wcale takie nie by³o.Umieszczona wgórze kamera zarejestrowa³a wyraŸny obraz, w a¿ nazbyt ¿ywych kolorach.Jakiœ³ysy rozmawia³ z kasjerem.Nie by³o dŸwiêku.- Nie znam go - powiedzia³em.- Chwileczkê.£ysy powiedzia³ coœ do kasjera.Najwidoczniej obaj zaœmiali siê z jakiegoœ¿artu.Klient wzi¹³ pasek papieru i pomacha³ kasjerowi na po¿egnanie.Tenodpowiedzia³ mu tym samym.Do okienka podesz³a nastêpna osoba.Us³ysza³em swójjêk.To by³a moja siostra, Stacy.Nagle ogarnê³o mnie odrêtwienie, za którym tak bardzo têskni³em.Nie wiemdlaczego.Mo¿e dlatego, ¿e jednoczeœnie miota³y mn¹ dwie przeciwstawne emocje.Po pierwsze, zgroza.Zrobi³a mi to w³asna siostra.Siostra, któr¹ szczerze kocha³em, zdradzi³a mnie.Po drugie, nadzieja.Teraz zaœwita³a mi odrobina nadziei.Mieliœmy nowy trop.Jeœli zrobi³a to ona to nie wierzy³em, ¿e mog³aby skrzywdziæ Tarê.- Czy to pana siostra? - zapyta³ Regan, wskazuj¹c palcem na ekran.- Tak.- Spojrza³em na niego.- Gdzie zarejestrowano to nagranie?- W okrêgu Catskills - powiedzia³.- W miasteczku.- Montague - dokoñczy³em za niego.Tickner i Regan popatrzyli po sobie.- Sk¹d pan wie?Ja jednak ju¿ zmierza³em do drzwi.- Wiem, gdzie ona jest.7Dziadek uwielbia³ polowaæ.Zawsze mnie to dziwi³o, gdy¿ by³ takim spokojnym,³agodnie mówi¹cym cz³owiekiem.Nie rozmawia³ o tej swojej pasji.Nie wiesza³jelenich ³bów na œcianie nad kominkiem.Nie zbiera³ zdjêæ trofeów, poro¿y ani ¿adnych innych pami¹tek, jakie lubi¹przechowywaæ myœliwi.Nie polowa³ z przyjació³mi ani cz³onkami rodziny.Dlamojego dziadka polowanie by³o czymœ, co robi siê w samotnoœci.Nie wyjaœnia³tego, nie uzasadnia³ i nie dzieli³ siê swoimi pogl¹dami z innymi W 1956 rokudziadek kupi³ ma³y domek w okrêgu ³owieckim Montague w stanie Nowy Jork.Tachata kosztowa³a - przynajmniej tak mi powiedziano - nieca³e trzy tysi¹cedolarów.W¹tpiê, czy dzisiaj dosta³oby siê za ni¹ wiêcej.Mia³a tylko jedn¹ sypialniê.Wygl¹da³a jak zwyczajny wiejski dom, leczpozbawiony uroku, jaki kojarzy siê z tym okreœleniem.Trudno by³o tam trafiæ, aprowadz¹ca do niej ¿wirowa droga koñczy³a siê dwieœcie metrów wczeœniej.Tenostatni odcinek trzeba by³o przejœæ wij¹c¹ siê miêdzy drzewami œcie¿k¹.Kiedydziadek umar³ przed czterema laty, domek odziedziczy³a babcia.A przynajmniejtak s¹dzi³em.Nikt specjalnie siê nad tym nie zastanawia³.Moi dziadkowieprawie dziesiêæ lat wczeœniej przeprowadzili siê na Florydê.Teraz babciapogr¹¿y³a siê w mrocznych odmêtach Alzheimera.ten stary domek jest czêœci¹ jejmaj¹tku.Zapewne od dawna nie p³aci³a za niego podatku ani czynszu.Kiedy mojasiostra i ja byliœmy dzieæmi, ka¿dego lata spêdzaliœmy w tym domku jedenweekend z dziadkami.Nie lubi³em tego.Obcowanie z natur¹ by³o dla mniepotwornym nudziarstwem, urozmaicanym jedynie przez ataki moskitów.Nie by³o tutelewizora.Zbyt szybko robi³o siê ciemno i za wczeœnie chodziliœmy spaæ.Wdzieñ g³êbok¹ ciszê za czêsto przerywa³y dudni¹ce echa wystrza³Ã³w.Przezwiêkszoœæ czasu spacerowaliœmy, czego do dziœ nie lubiê.Pewnego roku matkazapakowa³a mi same ubrania khaki.Przez dwa dni ba³em siê, ¿e jakiœ myœliwyomy³kowo weŸmie mnie za jelenia.Natomiast Stacy znajdowa³a tu spokój.Nawetgdy by³a ma³a, zdawa³a siê od¿ywaæ z daleka od szkolnego wyœcigu szczurów idodatkowych zajêæ, sportu i gwaru.Mog³a godzinami chodziæ po lesie.Zbiera³aliœcie i chrz¹szcze.Z upodobaniem st¹pa³a po grubym dywanie sosnowych igie³.Opowiedzia³em o domku Ticknerowi i Reganowi, gdy pêdziliœmy osiemdziesi¹t¹siódm¹ autostrad¹.Tickner po³¹czy³ siê przez radio z policj¹ w Montague.Wci¹¿pamiêta³em, jak trafiæ do domku, ale trudno mi by³o opisaæ drogê.Zrobi³em tonajlepiej, jak potrafi³em.Regan prawie nie zdejmowa³ nogi z peda³u gazu.By³a czwarta trzydzieœci rano.Na szosie nie by³o ruchu i nie musia³ w³¹czaæsyreny.Dotarliœmy do zjazdu numer szesnaœcie z nowojorskiej obwodnicy, a potemprzemknêliœmy obok Woodbury Common Outlet Center.W oddali ujrza³em skraj lasu.Ju¿ niedaleko.Wyjaœni³em Reganowi, gdzie ma skrêciæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL