[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niepokoj¹ce? Czy to wszystko, co mi powiesz?- O tym za chwilê.Elizabeth znalaz³a kolejn¹ dziewczynê, która ma za zadaniezawróciæ ci w g³owie.Tym razem jest kompletnie ³ysa.Liz ma nadziejê, ¿e byæmo¿e to ciê w niej poci¹gnie.- Biedna Liz.Nigdy nie skoñczy próbowaæ.Powiedz jej, ¿e jestemhomoseksualist¹.- Wtedy zacznie wynajdowaæ ci ch³opców.- Chyba masz racjê.Nie przestaje o mnie dbaæ od czasu œmieci matki.I niezanosi siê na to, aby kiedykolwiek przesta³a.- Przepraszam - powiedzia³ ThurgoodSmythe, gdy umieszczony w jego kieszenimikronadajnik o¿y³ nagle przenikliwym brzêczeniem.Wyj¹³ go i przez chwilês³ucha³ uwa¿nie.- Dobrze - rzuci³ w koñcu.- Przynieœcie taœmy i fotografietutaj.W sekundê póŸniej rozleg³o siê dyskretne pukanie do drzwi.ThurgoodSmytheotworzy³ je jedynie na tyle, by wystawiæ przez nie rêkê - Jan nawet niedostrzeg³, kto sta³ po drugiejstrome.Po chwili wróci³, trzymaj¹c w d³oni zaklejon¹ kopertê.Rozdar³ j¹ iwyci¹gn¹³ w stronê Jana kolorow¹ fotografiê.- Znasz tego cz³owieka? - zapyta³.Jan skin¹³ g³ow¹.- Spotka³em go parokrotnie.Pracuje w zupe³nie innym skrzydle laboratorium.Nawet nie znam jego nazwiska.- Ale my znamy.I mamy go pod obserwacj¹.- Dlaczego?- Widziano go, jak u¿ywaj¹c laboratoryjnych komputerów korzysta³ z kana³Ã³wkomercjalnych.Nagra³ sobie ca³e przedstawienie Toski.- A wiêc lubi opery.Czy¿by by³o to przestêpstwem?- Nie, ale nielegalne kopiowanie tak.- Czy¿byœ naprawdê siê przejmowa³ tym, ¿e op³at¹ za to g³upstwo obci¹¿onezostanie konto laboratorium, a nie jego?- Masz racjê.Jest jeszcze o wiele powa¿niejsza sprawa nieautoryzowanegodostêpu do materia³Ã³w œciœle zastrze¿onych.Natrafiliœmy na œlad sygna³uprowadz¹cego do jednego z komputerów w tym laboratorium, lecz nie mogliœmyokreœliæ dok³adniej, do którego.Teraz ju¿ wiemy.Jan nagle poczu³, jak wzd³u¿ krêgos³upa pe³zn¹ mu lodowate igie³ki strachu.Naszczêœcie w tej samej chwili ThurgoodSmythe skoncentrowa³ siê na wyjmowaniupapierosa z trzymanej w d³oni papieroœnicy.Gdyby nie to, z pewnoœci¹ nieusz³oby jego uwadze zaskoczenie, maluj¹ce siê wyraŸnie na twarzy Jana.- Oczywiœcie nie mamy na razie przeciwko niemu prawdziwych dowodów - powiedzia³zatrzaskuj¹c papieroœnicê.- Lecz jest wysoko na naszej liœcie podejrzanych ibêdzie pod œcis³¹ obserwacj¹.Jeden b³¹d i jest nasz.Dziêki.Przypali³ papierosa od trzymanej przez Jana w rêku zapalniczki i zaci¹gn¹³ siêg³êboko.7Chocia¿ chodnik wzd³u¿ nabrze¿a wymieciony by³ do czysta, to jednak podœcianami domów i wokó³ drzew wznosi³y siê bia³e zaspy.Od ciemnej powierzchniTamizy jaskraw¹ biel¹ odcina³y siê dryfuj¹ce powoli p³aty kry.Jan wposzukiwaniu samotnoœci wêdrowa³ powoli od jednej latarni do drugiej, b³¹dz¹cbez celu z opuszczon¹ nisko g³ow¹ i wbitymi w kieszenie kurtki d³oñmi.Potrzebowa³ spokoju, by uporz¹dkowaæ rozdygotane myœli, zapanowaæ nad emocjami, które szturmowa³y jego umys³ niby wzbieraj¹ca zacieklefala.Ca³y dzisiejszy dzieñ spisaæ móg³ w³aœciwie na straty.Po raz pierwszy, odk¹dsiêga³ pamiêci¹, nie móg³ zmusiæ siê do koncentracji przy wykonywanej pracy.Przegl¹dane diagramy nie mia³y ¿adnego sensu, tak dobrze znajome symbole sta³ysiê nagle pozbawionymi znaczenia hieroglifami, przebija³ siê przez nie zuporem, godnym lepszej sprawy.Godziny jednak p³ynê³y i po zakoñczeniu dniapracy mia³ jedynie nadziejê, ¿e nie pope³ni³ ¿adnego g³upstwa.W³aœciwie niemia³ jeszcze podstaw do obaw - wszystkie podejrzenia pad³y na niew³aœciwegocz³owieka.A¿ do dzisiejszego spotkania z ThurgoodSmythe'm w bibliotece nie zdawa³ sobiesprawy, jak¹ potêg¹ jest w rzeczywistoœci S³u¿ba Bezpieczeñstwa.Jan lubi³swojego szwagra i pomaga³ mu, gdy ten go o to poprosi³, zdaj¹c sobiejednoczeœnie niejasno sprawê, ¿e jego praca ma coœ wspólnego ze S³u¿b¹Bezpieczeñstwa.Lecz to, czym ta S³u¿ba w rzeczywistoœci by³a, odbiega³o doœædaleko do jego pierwotnych wyobra¿eñ.Posuwali siê stanowczo zbyt daleko pozaprzyjête normy.Ale ju¿ koniec.Pomimo zimnego, pó³nocnego wiatru Jan poczu³ naswej twarzy kropelki potu.Cholera, ta S³u¿ba Bezpieczeñstwa by³a jednak dobra!Zbyt dobra.Nigdy nie oczekiwa³ od tych ludzi a¿ takiej efektywnoœci wdzia³aniu.Wymaga³o to wiedzy i umiejêtnoœci równej jego - je¿eli nawet nie wiêkszej.Zdreszczem przera¿enia zda³ sobie nagle sprawê, ¿e wszystkie zabezpieczenia wpamiêci komputera istniej¹ wy³¹cznie po to, aby uniemo¿liwiæ przypadkow¹penetracjê materia³Ã³w zastrze¿onych.Osoba, która próbuje je z³amaæ, musi byædostatecznie do tego zdeterminowana - a ich funkcj¹ jest utrzymanie takiejosoby w przeœwiadczeniu, ¿e nie mo¿e to byæ ³atwo zrobione.Prawdziweniebezpieczeñstwo pozostaje niewidoczne.Tajemnice pañstwa zawsze pozostaj¹ wsekrecie.Z chwil¹, gdy rozpocz¹³ penetracjê uk³adu w poszukiwaniu informacji,pu³apka zatrzasnê³a siê.Jego wszystkie sygna³y zosta³y namierzone, nagrane izlokalizowane.Wszystkie wykonane przez niego z tak¹ pieczo³owitoœci¹ uk³adyzabezpieczaj¹ce spenetrowane i zneutralizowane.Ta ostatnia myœl nie by³aszczególnie krzepi¹ca.Oznacza³o to, i¿ wszystkie linie komunikacyjne w kraju,zarówno s³u¿bowe jak i prywatne, mog¹ byæ kontrolowane przez S³u¿bêBezpieczeñstwa.Jej w³adza wydawa³a siê nieograniczona.Jej ludzie moglipods³uchiwaæ ka¿d¹ rozmowê, penetrowaæ pamiêæ ka¿dego komputera.Sta³y pods³uchwszystkich rozmów telefonicznych by³ oczywiœcie niemo¿liwy.Ale czyaby na pewno? Program monitoruj¹cy mo¿e byæ skonstruowany w ten sposób, abywy³apywa³ jedynie te rozmowy, w których powtarzaj¹ siê jedynie pewne s³owa lubzwroty.Mo¿liwy zakres inwigilacji by³ przera¿aj¹cy.Dlaczego oni to wszystko robi¹? Zmienili ju¿ przecie¿ historie - prawdziweoblicze œwiata - i s¹ w stanie kontrolowaæ wszystkich jego mieszkañców.Ale kims¹ ci "oni"? OdpowiedŸ na to pytanie przysz³a mu stosunkowo ³atwo.Na szczyciepiramidy spo³ecznej znajdowa³o siê bardzo niewielu ludzi, za to bardzo du¿o najej dnie.Ci ze szczytu chcieli na nim pozostaæ.On by³ tak¿e jednym z tych zeszczytu.A wiêc robiono wszystko, oczywiœcie bez jego wiedzy, aby móg³ utrzymaæswój status
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL