[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ackers takze byl skonczony, ale w inny sposób.- Prawo daje ci tysiac dolarówna zaspokojenie najpilniejszych potrzeb, razem z kieszonkowym slownikiemreprezentatywnych dialektów uzywanych poza naszym ukladem.Jonizacja sama w sobie byla bezbolesna.Nic z tego nie pamietal; pozostalotylko puste miejsce, ciemniejsze niz zamazane obrazy po obu stronach.- Nienawidzisz mnie - oswiadczyl oskarzajacym glosem.Byly to jego ostatnieslowa wypowiedziane do Ackersa.- Zniszczylem cie.Ale.to nie byles ty.-Wszystko mu sie pomieszalo.- Lantano.Manipulowany i nie.W jaki sposób?Ty.Ale Lantano nie mial z tym nic wspólnego.Lantano powlókl sie do domu jakzupelnie obojetny widz.Niech diabli porwa Lantano.Do diabla z Ackersem iLeroyem Beamem i - pomyslal z niechecia - niech pieklo pochlonie Ellen Ackers.- To byla frajda - paplal Tirol, podczas gdy jego cialo ostatecznie przybralofizyczna postac.- Swietnie sie bawilismy, prawda, Ellen?W nastepnej chwili runal na niego ryczacy, goracy strumien swiatla slonecznego.Oglupialy, siedzial przechylony w przód, bezsilny i bierny.Wokolo nie bylo nicprócz zóltego, parzacego slonecznego swiatla.Nic prócz wirujacego goraca,które go oslepialo, zmuszalo do posluszenstwa.Lezal wyciagniety na srodku zóltej, gliniastej drogi.Na prawo bylo polewyschnietego zboza prazacego sie w upale poludnia.Dwa podejrzanie wygladajaceptaszyska bezszelestnie przesunely sie nad jego glowa.Na horyzoncie rysowalasie linia tepo zakonczonych wzgórz; poszarpane laki i wierzcholki przypominalyzwaly kurzu.U ich podstawy widac bylo nieznaczne wypietrzenie budynkówwzniesionych ludzka reka.Przynajmniej mial nadzieje, ze ludzka.Kiedy podnosil sie chwiejnie na nogi, do uszu dobiegl nikly dzwiek.Brudna,rozpalona od goraca droga nadjezdzal jakis samochód.Obawiajac sie najgorszego,Tirol ostroznie ruszyl mu naprzeciw.Kierowca byl czlowiekiem; chudym jak smierc wyrostkiem o wzorzystej, czarnejskórze z wlosami barwy zielska.Mial na sobie poplamiona plócienna koszule ikombinezon roboczy.Zgiety, nie zapalony papieros wisial przylepiony do dolnejwargi.Samochód mial silnik spalinowy i musial chyba wyjechac wprost zdwudziestego wieku; poobtlukiwane i powyginane nadwozie zaklekotalo glosno,kiedy kierowca zatrzymal sie i obrzucil Tirola krytycznym spojrzeniem.Z radiasamochodu plynal strumien muzyki tanecznej.- Poborca podatkowy? - spytal kierowca.- Zaden tam poborca - odparl Tirol wiedzac o wrecz fanatycznej wrogosci dopoborców podatkowych.Nie mógl sie przyznac do tego, ze jest przestepcazeslanym na wygnanie z Ziemi; takie wyznanie bylo zaproszeniem do zmasakrowaniadelikwenta - zazwyczaj w jakis wymyslny sposób.- Jestem inspektorem zDepartamentu Zdrowia.Kierowca pokiwal glowa z zadowoleniem.- Ostatnio roi sie tu od zarlocznych chrzaszczy.Macie juz jakis srodek doopylania? Plon po plonie mi przepada.Pelen wdziecznosci, Tirol wdrapal sie do samochodu.- Nie spodziewalem sietakiego upalu - zamruczal.- Ma pan dziwny akcent - zauwazyl wyrostek uruchamiajac silnik - Skad panpochodzi?- Wada wymowy - wykrecil sie Tirol.- Za ile bedziemy w miescie?- Gdzies za godzine - odpowiedzial wyrostek.Samochód toczyl sie leniwienaprzód.Tirol bal sie spytac o nazwe planety, poniewaz to by go zdradzilo.Zzerala gociekawosc.Mogli go zeslac na odleglosc dwóch lub dwóch milionów ukladówgwiezdnych; od Ziemi mógl go dzielic miesiac lub siedemdziesiat lat.Oczywisciemusial wrócic; nie mial najmniejszego zamiaru zostac robotnikiem rolnym najakiejs zapadlej, skolonizowanej planecie.- Niezle wala - powiedzial wyrostek pokazujac, ze chodzi mu o halasliwy jazzplynacy z radia w samochodzie.- To Calamine Freddy i jego grupa: Zna pan temelodie?- Nie - wymamrotal Tirol.Od slonca, upalu i suchego jak wiór powietrzarozbolala go glowa.Prosil Boga o to, zeby sie dowiedziec, dokad go zeslali.Miasteczko bylo przygnebiajaco male.Walace sie domy staly przy przerazliwiebrudnych ulicach.Tu i tam walesaly sie kurczaki wydziobujace pozywienie wsródsmieci.Pod jednym z ganków spal niebieskawy stwór podobny do psa.Przepocony inieszczesliwy, Paul Tirol wszedl do budynku stacji autobusu i znalazl rozkladjazdy.Przed oczami migaly mu nic nie znaczace nazwy miast.Nazwa planety byla,oczywiscie, pominieta.- Ile kosztuje bilet do najblizszego portu? - spytal indolentnie wygladajacegokasjera.Kasjer zastanowil sie.- Zalezy, o jaki port panu chodzi.Dokad sie pan wybiera?- W strone Srodka - powiedzial Tirol."Srodek" byl terminem, który w ukladachzewnetrznych oznaczal Grupe Sol.Apatyczny kasjer pokrecil przeczaco glowa.- W poblizu nie ma portu dla lotów miedzyukladowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL