[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wra¿eniu wywieranemu przez idealnekobiece proporcje przeczy³y tysi¹ce blizn znacz¹cych skórê.Nie porusza³a siê,nawet nie oddycha³a.Kolejna smu¿ka mg³y unios³a siê z wielkiego nozdrza.— Zwiewajcie st¹d! — wrzasn¹³ Goblin.Znienacka skoczy³ gdzieœ w praw¹ stronê,Lanca Namiêtnoœci uderzy³a w cel, którego nie by³am w stanie dostrzec.GrotLancy zap³on¹³, pokry³y go niebieskie p³omyki jak od zapalonego alkoholu.Przera¿aj¹cy, niesamowity krzyk wdar³ siê w mój umys³.Suvrin i MistrzSantaraksita jêknêli jak jeden m¹¿.Tobo pisn¹³.A z dzioba bia³ej wronywydoby³ siê stek zupe³nie nie powi¹zanych ze sob¹ obscenicznych s³Ã³w.Pewnajestem, ¿e te¿ musia³am mieæ swój udzia³ w tym chórze.Kiedy, ponaglaj¹c,kopa³am i popycha³am pozosta³ych, zda³am sobie sprawê, ¿e gard³o mam ca³eobola³e.Goblin zakrêci³ siê w lew¹ stronê, pchn¹³ grotem Lancy w pasmo mg³y, któredok³adnie przed momentem opuœci³o nozdrze Kiny.I znowu bladoniebieskie œwiat³o spowi³o grot Lancy.Tym razem, zanim zniknê³o,objê³o równie¿ dobr¹ stopê drzewca.A na ostrych krawêdziach grotu zalœni³ymaŸniêcia ciemnorubinowej poœwiaty.Kolejne pasmo esencji wydosta³o siê z nosa Kiny.Wejœcia do komnaty ju¿ nie skrywa³a mg³a ani mrok.Kina ca³¹ sw¹ uwagê musia³askupiæ w innym miejscu.Suvrin i San-taraksita ruszyli po schodach, marnuj¹coddech na paplaninê o tym, co w³aœnie prze¿yli.Uderzy³am g³ow¹ w Tobo z ca³¹si³¹, na jak¹ by³o mnie jeszcze staæ.— Wynosimy siê st¹d!Kiedy otworzy³ usta, aby zaprotestowaæ, uderzy³am go znowu.Nie chcia³ams³uchaæ jego wyjaœnieñ.Niczego nie chcia³am s³uchaæ.Nawet boskiegoobjawienia.To mog³o poczekaæ.— Goblin! Zabieraj stamt¹d swoj¹ smutn¹ dupê.Ju¿ nas tu nie ma.Trzecie pasmo przebi³ grot Lancy.Tym razem ogieñ wspi¹³ siê dwa jardy podrzewcu, chocia¿ z pozoru nie wyrz¹dzi³ drewnu ¿adnych szkód.Jednak¿e tymrazem grot tak siê rozgrza³, ¿e na styku trzonu zaczê³o dymiæ.Goblin zacz¹³ siê wycofywaæ, ale kolejne pasmo dymu unios³o siê w powietrze ipodryfowa³o szybciej, niŸli on siê porusza³, blokuj¹c wejœcie na schody.Kilkakrotnie próbowa³ je przebiæ, jednak za ka¿dym razem odsuwa³o siê pozazasiêg broni.Wci¹¿ odcina³o jedyn¹ drogê ucieczki.Nie jestem ¿adn¹ czarownic¹.I choæ ca³e ¿ycie spêdzi³am w bezpoœredniejbliskoœci czarodziejów, wiedŸm i kogo tam jeszcze, nie mam pojêcia, jakfunkcjonuje ich umys³, kiedy oddaj¹ siê swej profesji.Tak wiêc, nigdy dowiemsiê na pewno, jaki proces myœlowy doprowadzi³ Goblina do jego decyzji.Aleponiewa¿ zna³am go przez wiêkszoœæ mojego ¿ycia, musia³am wyci¹gn¹æ wniosek, ¿ezrobi³ to, co zrobi³, poniewa¿ wierzy³, ¿e jest to najlepsza rzecz, jak¹ zrobiæmo¿na.Poniewa¿ nie potrafi³ daæ sobie rady z nawleczeniem mglistej istoty na Lancê, arównoczeœnie zauwa¿y³, ¿e pojawi³a siê nastêpna, oskrzydlaj¹c go z drugiejstrony, ma³y cz³owieczek o ¿abiej twarzyczce po prostu odwróci³ siê, opuœci³grot Lancy i ruszy³ w kierunku Kiny.Wyda³ z siebie gromki, pe³en wœciek³oœciokrzyk i wbi³ broñ przez miêsieñ ramienia prosto w klatkê piersiow¹ poni¿ej jejprawej piersi.Na moment przedtem, nim grot wszed³ w cia³o, jedna ze smu¿ekdymu ustawi³a siê tak, by zablokowaæ cios.Grot Lancy p³on¹³, wbijaj¹c siê wdemoniczne cielsko.Atak drugiej widmowej istoty zmieni³ Goblina w ¿yw¹ pochodniê.Ale przez wrzask bólu wci¹¿ mo¿na by³o s³yszeæ s³owa nakazuj¹ce siê namwynosiæ.Goblin dalej napiera³ na Lancê, zag³êbiaj¹c j¹ coraz bardziej w cia³oKiny, zapewne kierowany jak¹œ szaleñcz¹, dzik¹ nadziej¹ przebicia jej czarnegoserca.B³êkitne p³omienie po¿era³y cia³o Goblina.Puœci³ Lancê, rzuci³ siê nalodowat¹ pod³ogê.Tarza³ siê, próbowa³ zgasiæ p³omienie uderzeniami d³oni.Nanic.W pewnej chwili jego cia³o zaczê³o siê topiæ niczym œwieca ciœniêta wogieñ.Krzycza³ i krzycza³.Na tym psychicznym poziomie egzystencji, na którym wyczu³am jej obecnoœæ parêchwil wczeœniej, Kina równie¿ krzycza³a i nie mog³a przestaæ.Tobo wrzasn¹³.Ja te¿ wrzasnê³am i chwiejnie ruszy³am po schodach, rejteruj¹c, mimo i¿ jakaœszalona czêœæ mej duszy chcia³a wracaæ i pomóc Goblinowi.A nie by³obywiêkszego szaleñstwa.Niszczycielka w³ada³a jaskini¹ wedle swej woli.Goblin zada³ jej cios ze wszystkich si³, jednak tak naprawdê nie móg³ onwywrzeæ powa¿niejszych skutków niŸli skubniêcie ucha œpi¹cego tygrysa, na jakiestaæ wilcze szczeniê.Doskonale zdawa³am sobie z tego sprawê.I wiedzia³am, ¿eprzy³apany wilczek próbowa³ tylko zyskaæ na czasie, by reszta stada mog³auciec.Wydysza³am:— Tobo, idŸ naprzód tak szybko, jak tylko potrafisz.Powiedz pozosta³ym.— By³m³odszy, szybszy, dojdzie na górê znacznie prêdzej, ni¿bym ja potrafi³a.By³ przysz³oœci¹.Postaram siê zatrzymaæ wszystko, co bêdzie próbowa³o iœæ za nim po schodach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL