[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co tam jest, za tą kłódką? Jaki smutek? Jakie burze? Tego można się tylko domyślać.I w niczym nie da się pomóc…Na początku Nina starała się rozruszać Andrieja, rozerwać go — chodzili do teatrów, na koncerty, na długie spacery na nartach i na wycieczki.W ciągu trzymiesięcznego urlopu obłazili kratery wszystkich islandzkich wulkanów i australijskie rezerwaty, stąpali po posadzkach, starożytnych świątyń Azteków i zwiedzili podwodne japońskie miasteczko Dzo–ja.Andriej był czuły i uprzedzająco grzeczny.Z pokorą robił wszystko, co ona wymyśliła.Ale od tej zgodliwości chciało się płakać.Ożywiał się tylko wtedy, gdy przychodzili koledzy z „Alfy”.Pokój natychmiast wypełniał się ciężkim dymem od papierosów, ciężkimi żartami i nużącymi sporami.Ale gwiazdo—lot „Alfa” dwa lata temu znów odleciał poza granice Galaktyki do jakiegoś kwazaru i do dziś nie ma od niego żadnych wiadomości…Na „Alfie” jest nowy kierownik naukowy, dlatego że Miedwiediew…’Dziwny człowiek z tego Miedwiediewa.W ostatnich czasach często przylatywał do Krasnojarska i spotykał się z Andriejem.Spotykali się gdzie popadło — na uniwersytecie, w oddziale Akademii Nauk, w hotelu, albo po prostu na ulicy — ale nigdy w domu.Jakieś tajne pertraktacje? Wątpliwe.Przecież rozmów przez wideotelefon nie ukrywali.Nawet na odwrót.Kiedyś pod nieobecność Andrieja szef długo wypytywał o jego sprawy i zajęcia.Prosił, żeby pomóc mu w walce z tym spleenem.— Musi pracować.Zacisnąć zęby i pracować.Trudno sobie nawet wyobrazić, co będzie, jeśli jego hipoteza się potwierdzi…Ale do domu ani razu nie wstąpił.A nie tak dawno wystartował „Korolew”.Miedwiediew odleciał.Od tego czasu Andriej zamknął się w sobie.Prawie nie wychodzi z domu.Podrywa się na każde pukanie, na każdy dzwonek.I milczy.Milczy i czyta.Albo ogląda telewizję.Kiedy Nina wraca późno, szybko otwiera jej drzwi, jakby dawno czekał na kogoś… Ze wszystkich sił stara się nie okazać rozczarowania.Mocno, zbyt mocno, całuje.Głośno, zbyt głośno, wypytuje o pracę.Wesoło, zbyt wesoło, opowiada o kolejnych psotach syna.Ale ona przecież widzi jego pełne niezrozumiałego oczekiwania oczy.Zresztą wszystko jest jasne.Chodzi o Miedwiediewa.Dokładniej mówiąc, o tę przeklętą krystaliczną planetę.Przecież z „Korolewa” też już czwarty miesiąc nie ma żadnych wieści…Głupia sytuacja — jest zazdrosna o obcą planetę…A poza tym życie płynie regularnie i równo.Bardzo równo.Zbyt równo.Dzisiejszy wieczór też jest podobny do dziesiątków, setek długich milczących wieczorów.Trzyletni Jurek, majestatycznie siedząc na podłodze, buduje z labirowych klocków jakąś niewyobrażalną budowlę: jakby hangar dla rakiet czy wieżę babilońską.Że też mu się nie znudzi grzebanie w tych wstrętnych kamykach.Gdyby to od niej zależało — wyrzuciłaby wszystkie te śmieci nie z tego świata najdalej jak tylko można.Te kamienie są jakieś, takie nieprzyjemne, jakieś nieprawdopodobne.Ciepłe i śliskie w dotyku, przyklejają się do rąk jak żelazo do magnesu.Do niczego innego się nie przyklejają, a do żywego ciała — proszę bardzo.I na dodatek to nietutejsze hipnotyczne świecenie…Ale Jurek stracił głowę dla tych kamyczków.Spróbuj je tylko schować — ryk na cały dzień.Za to Andriej jest zachwycony, kiedy syn bawi się labirem…Andriej zamknął książkę, wygładził poważną granatową obwolutę: „Aleksiej Kriwcow.Z problemów quaziatomowej struktury substancji przedgwiezdnej w tworach labirowych”.Zuch Aloszka.Może trochę za dużo faktów i za mało wniosków… Ale to nawet dobrze.Buntownicza myśl o sztucznym pochodzeniu labiru błyska między wierszami, narzuca się sama przez się.Zuch!Aloszka… Dwa lata ani słychu, ani dychu… Pierwszy zwiad poza granicami Galaktyki…Tam w niezmierzonej dali,za słońcem słońce odkrywając…— Andrieju wyłącz tę chałę albo chociaż przycisz! Aż się zbiera na wymioty!Nina poprawiła pled na kolanach i z rozdrażnieniem odwróciła się od teleściany.— Ciocia brzydka — skonstatował Jurek nie odrywając się od swoich spraw.Andriej posłusznie ściszył.Niski smutny głos piosenkarki teraz prawie szeptał:skraj ziemi ludzie rozpoznalii zatrzymali się na skraju…Całkiem możliwe, że ma zły gust, ale podoba mu się Selena Suona.Podoba mu się prosta stara piosenka, blada twarz i wąska dłoń w bezsilnym geście:Przed ścianą wiecznej nocyopadną fal radiowych moce…— Nawet pan sobie nie wyobraża, co pan narobił — mówił Miedwiediew rozgarniając czubkiem buta warstwę opadłych liści.— Nie jest pan fizykiem… Gdyby nie pański buntowniczy eksperyment, żaden ziemski gwiazdolot nie zbliżyłby się już do żadnej planety krystalicznej… Co najmniej przez najbliższe sto lat…— Dlaczego?Spacerowali po dzikim sosnowym parku Miasteczka Akademickiego.Szef kręcił w palcach sosnową łapkę i uśmiechał się kąśliwie.— Nie jest pan fizykiem i nie dotrze nawet do pana cały rozmach uczonej paniki.Okazało się, że w molekułach labiru nie ma atomów.Molekuła jest, a atomów nie ma.Śmieszne, co?— Jak to nie ma atomów? To z czego składają się molekuły? Przecież we wszystkich reakcjach chemicznych:.— Bardzo słusznie, we wszystkich reakcjach chemicznych labir zachowuje się jak normalna substancja….Ale atomów w naszym rozumieniu w nim nie ma.Są… jak by to panu objaśnić… stabilne zgęszczenia energetyczne czy coś takiego… Jednym słowem, imitacja atomów, quaziatomy…Teraz wyobraża pan sobie tę sytuację? Z jednej strony jakby jeszcze jedno potwierdzenie istnienia „bariery Steinkopfa” — struktura bezatomowa, a z drugiej — pana „posiew”.A co będzie, jeśli „wzejdzie”? Przecież wtedy trzeba będzie zweryfikować nie tylko wszystkie kanony biologiczne, nie tylko zrezygnować z „bariery Steinkopfa”, ale w ogóle wszystko zacząć od początku! Takie to są sprawy, mój winowajco, naruszył pan spokój…Ostatni raz spotkali się w pokoju hotelowym.Miedwiediew uniósł się z fotela na spotkanie niezwykle pobudzony i promieniejący.— Tańcz, uczniu czarodzieja! Rada zadecydowała, żeby w końcu wysłać ekspedycję na PKK–13SD38A… Nawiasem mówiąc planecie nadano imię Prometeusz… Nieźle, co? Tak więc „Korolew” startuje na Prometeusza za dwa tygodnie.Cel — sprawdzenie rezultatów eksperymentu kosmobiologa Sawina.Kierownik naukowy ekspedycji akademik Miedwiediew.No, czemu jeszcze nie tańczysz? Jesteś górą!— Jesteśmy górą! — cicho poprawił Andriej.— Jesteśmy, Piotrze Jegoryczu…Zatrzeszczą w ściśniętych dłoniachchroniące wszystko szale…— I wiesz, kto najbardziej stanowczo domagał się wysłania ekspedycji? Steinkopf! Tak… Dziadek jeszcze ho, ho.Z takim nawet walczyć przyjemnie…I zabrzmi jak sygnał atakusnów dawnych pęd niepowstrzymany,i znowu skrzydła gwiezdnych statkówłopotać zaczną za plecami…— Chodźmy do mnie — zaproponował Andriej.— Takie wydarzenie trzeba uczcić…Miedwiediew od razu przygasł, stracił cały kontenans, odwrócił wzrok.— Wiesz, po tym… Rozumiesz, nie mogę patrzeć na dzieci.Miałem syna… Cztery lata… Od razu — żona i syn.I do dziś… Nie mogę, Andrieju, wybacz.Posiedźmy lepiej w kawiarni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL