[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był niesamowicie chudy, miał wielkie ciemne oczy.Patrzył na nią bez zmrużenia powiek, na ustach błąkał mu się leciutki uśmiech.Zosia zupełnie nieświadomie odpowiedziała skrzywieniem warg.Chłopiec przecisnął się do niej, przykucnął.– To twój brat? – Wskazał drzemiącego Pawełka.– Tak.– Zosia dopiero w tej chwili poczuła, jak strasznie zrobiło się zimno.– Mogę go dotknąć?Dziewczynka była zdumiona i trochę przestraszona, ale skinęła przyzwalająco.Chłopiec położył smukłe, brudne palce na włosach Pawełka, potem przeciągnął kciukiem po policzku, starł nieco śliny z kącika warg upośledzonego dziecka.– Jak masz na imię? – spytała nieśmiało Zosia.– Możesz mnie nazywać Meri.– Nie jesteś z naszej wsi.– Nie jestem z żadnej wsi.– A skąd?Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.– Meri – mruknęła.– Co to za imię? Jesteś Żydem?– Nie gadaj do obcych – szturchnęła ją mocno pryszczata, złośliwa dziewczyna.– On nie jest obcy.– Zosia potrząsnęła głową, zerknęła na chłopca.Uśmiechał się łagodnie, gładząc głowę Pawełka.– Przecież jedzie z nami.– A może to szwabski szpieg? Skąd wiesz, co taki obcy może zrobić?– Zobacz, mój brat się uspokoił.– Twój brat niedługo umrze – padła brutalna odpowiedź.– Wszyscy umrą – powiedział niespodziewanie Meri.Ledwie wybrzmiały te słowa, na jego kark spadła twarda pięść.– Nie opowiadaj byle czego – warknął Kuba.Chudy chłopiec spojrzał na rosłego rówieśnika.Tamten cofnął się, nabrał głęboko powietrza.– Kim jesteś? – szepnął.– Czy nie tym, o którym opowiadają straszne rzeczy?– Tak, to ja.– Meri znów pogładził głowę Pawełka.– Bardzo ci to przeszkadza?Kuba nie odpowiedział.Usiadł ciężko na szorstkich deskach, nie zważając na protesty ściśniętych dookoła towarzyszy niedoli.Ukrył twarz w dłoniach.Zosia ze zdumieniem zauważyła, że spomiędzy palców zdecydowanego, silnego chłopca wypływają łzy.* * *Globocnik wpatrywał się uważnie w twarz Genschera.Folksdojcz czuł niepokój i coś dziwnego, jakby łaskotanie, kiedy przenikliwe oczy przełożonego omiatały jego twarz.– Zaproszono pana na przyjęcie w związku z ogromnymi zasługami podczas realizacji Große Planung – oznajmił esesman.– Ale w tym pokoju znalazł się pan z pewnego ściśle określonego powodu.Polecił mi pana.Zresztą porzućmy tę oficjalną formę.Pozwolisz, Josefie, że będę mówił ci na ty?– To byłby dla mnie zaszczyt, Herr Gruppenführer – wymamrotał gestapowiec.– Doskonale.Polecił mi ciebie Jurgen Mischner.Jak już mówiłem, zainteresowałem się tobą nie do końca dlatego, że tak sprawnie pomagasz przy akcji wysiedleń.Jesteś człowiekiem miejscowym, a przy tym lojalnym i godnym zaufania.– Dziękuję, Herr Gruppenführer.Globocnik machnął niecierpliwie ręką.– Nie dziękuj.Znasz tutejsze obyczaje, wyrosłeś w tej ziemi.A ja chcę od ciebie uzyskać pewne informacje.– Służę najuniżeniej.Esesman z niesmakiem zerknął na przymilny uśmiech gestapowca.– Jeśli jedno słowo wypowiedziane od tej chwili wyjdzie poza ten gabinet – zaczął groźnie – pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś.Genscher poczuł dreszcz strachu pełznący wzdłuż kręgosłupa.Dobrotliwy podczas przyjęcia, łaskawy pan Odilo przypominał w tej chwili groźnego drapieżnika, gotowego rozedrzeć ofierze gardło.– Może pan na mnie liczyć, Herr Gruppenführer!– Mam nadzieję.Ale nie zwracaj się wciąż do mnie per Gruppenführer czy Generalleutnant.Wystarczy nam bardziej poufałe Herr General.Posłuchaj więc.Słyszałeś kiedyś jakieś tutejsze opowieści o chłopcu, który ukazuje się ludziom?– Jakim chłopcu? – Gestapowiec był zdumiony.Spodziewał się raczej pytań o działania operacyjne, opinie panujące w polskim społeczeństwie czy poglądy niemieckich żołnierzy w kwestii Wielkiego Planu.– Chudy, strasznie brudny.Ma wielkie czarne oczy Przez cały czas się uśmiecha.Genscher zmartwiał, głośno przełknął ślinę.– Czy to dybuk? – dopytywał natarczywie Globocnik.– To jakieś pomiotło żydowskiego diabła? Nie patrz tak na mnie, człowieku, ja nie zwariowałem! Pamiętasz, jak wyszedłem w czasie przyjęcia?Folksdojcz kiwnął głową.Trudno byłoby to przeoczyć.Odilo wrócił zupełnie bez humoru, a ożywił się, dopiero kiedy raut nabrał rumieńców.Zaraz po rozejściu się towarzystwa wezwał gestapowca.– Rozmawiałem wtedy z ordynatem Zamoyskim.Niech to diabli! – Cisnął się nagle, chwycił kryształową wazę, rzucił nią o ścianę.– Właśnie taki chłopak stał w kącie w cieniu podczas jego wizyty.Myślałem przez chwilę, że to może sługus hrabiego.Ale nie.Przecież nikt z nim nie wchodził, a nie mógł w żaden sposób wemknąć się przez zamknięte drzwi.Ten cień.Stał bez ruchu dość długo, a potem zrobił krok naprzód.To był.Globocnik oddychał ciężko.Nie mogło mu przejść przez gardło, że była to ta sama postać, którą ujrzał w czasie przyjęcia, kiedy wlepił wzrok w kąt, a potem obrócił całą rzecz w żart.– To był ten sam, którego pan widział w jadalni? – spytał cichym głosem Genscher.– Ty też go widziałeś? – spytał esesman z nadzieją.– Nie, Herr General.Ale słyszałem o takich przypadkach.– To dybuk? – Globocnik był najwyraźniej przestraszony.Genscherowi przeleciało przez głowę, że dla kogoś z boku musiałoby to śmiesznie wyglądać.Czy to możliwe, żeby osławiony pogromca Żydów, uważający ich za podludzi, obawiał się demonów narodu, który tak bezlitośnie i skutecznie eksterminuje?– To nie dybuk, Herr General.To coś o wiele gorszego.Jego pojawienie się zapowiada straszne wydarzenia.– zawiesił głos.– Tak powiadają starzy ludzie.– No mów – popędził Globocnik.– Mów, to rozkaz! – wrzasnął nagle, nie panując nad sobą.– Ten chłopiec.on roznosi zarazę.Oczy dowódcy policji stały się wielkie niczym spodki.– Jaką zarazę? Donnerwetternocheinmal! Gadaj mi tu zaraz!– Zarazę – szepnął Genscher.– Tyle wiem.Czasem straszy się nim dzieci.We wsi, w której mieszkałem, od wieków stała żydowska karczma.Nieraz słyszałem, jak stary Szmul odgrażał się klientom zalegającym z płatnościami, że jeśli ich nie uiszczą w terminie, przyjdzie do nich Ketew Meriri, straszliwy demon zarazy.To właśnie taki mizerny, brudny chłopiec.Gruppenführer opanował się już.– Bzdury – wycedził wyniośle.– Judajskie brednie.Widzę, że uwierzyłeś we wszystko, co powiedziałem – dodał po chwili z pogardą.– Chciałem cię wypróbować, Josefie.I widzę, że potrafisz się zachować.Przy najbliższej okazji przedstawię cię do awansu.– Dziękuję, Herr General! – wyprężył się służbiście folksdojcz.– Nie ma za co, mój drogi.Możesz odejść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL