[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zestarzejesz się tak, jak te wzgórza - mówię otaczając ją ramieniem, jakbym uspokajała dziecko, które obudziło się ze złego snu - ale nigdy nie staniesz się szkaradna.Będziesz zawsze tak piękna, jaką jesteś teraz, tak piękna, jaką jestem ja.Będą ci rosły włosy i paznokcie, a ja będę ci je przycinać, żeby wciąż były piękne i będziesz brała udział we wszystkich tańcach i zakładała za każdym razem inną suknię.Mruga powiekami i skubie bez celu skromny materiał swej sukni, która znowu jest kuchenną kiecką.- Nigdy nie będę szkaradna.- Nigdy - mówię.- Nigdy się nie zmienisz.- Nie umiemy płakać, ani krwawić, ani się starzeć; jest tyle rzeczy, których nie możemy.Ale dla niej jest to teraz pociecha.Obejmuje się ramionami cała drżąca, a ja przysuwam się do niej, przytulam ją do siebie i kołyszę do tego szczególnego snu, który przyjdzie o świcie.Byłoby lepiej gdyby był tutaj Randolph ze swym ludzkim ciepłem, ale przynajmniej nie musi być sama.Pamiętam swój własny szok i rozpacz, chociaż miały one miejsce dawniej, niż może to pamiętać ktokolwiek nie będący jednym z nas; ja również usiłowałam się modlić, a potem byłam wdzięczna swojej matce chrzestnej, że została ze mną.Po chwili oddech Caitlin uspokaja się i jestem rada, że nie powiedziała, jak czyni to wiele z nich: Teraz nigdy nie umrę.Chronimy nasze młode, tak jak śmiertelne matki chronią swoje - te ludzkie kobiety, które z konieczności są tak samo jak my drapieżne i tak samo zależne od zaproszenia na posiłek - istnieje więc kilka prawd, których jej nie zdradziłam.Wkrótce się o nich dowie.Jest piękniejsza od Lady Alison i od swojej matki, ale ani trochę mniej podatna na zranienie niż one.W jej wielkiej urodzie zawiera się pewność jej zguby.W tym królestwie, gdzie można truć żony w ich własnych komnatach i gdzie mordercy nigdy nie ponoszą kary, nie istnieje prawo, które chroniłoby kobiety.A jeszcze mniej w nich praw, które chroniłyby nas.Powiedziałam jej, że nie stanie się szkaradna, ale nie powiedziałam, jakim przekleństwem może stać się uroda, jak raz za razem zmuszona będzie do ucieczki przed plotkami na temat jej nieprzemijającej piękności i wszystkiego, co daje to do myślenia.Przybywać będą mężczyźni, by ją karmić, całować i znosić róże; ale przez wszystkie te wieki szlachetnych książąt przysięgających miłość, nieuchronnie pojawi się ktoś - zazdrosna żona lub zblazowany lord, wieśniak czy ksiądz - kto słyszał te pogłoski i uwierzył w nie, kto przyjdzie na miejsce jej spoczynku w świetle dnia, kiedy nie będzie zdolna się poruszać, niosąc młotek i drewniany kołek.Artur C.SzrejterWieszczyIUroknica Siubiela czuła niepokój.Co noc budziło ją przeczucie niebezpieczeństwa.Wprawdzie nic się nie wydarzało przecie czarownica zrobiła się czujna.Wreszcie zrozumiała, że chodzi o kocioł.Wysoki na trzy łokcie, spiżowy, grawerowany w dziwaczne wzory dawno zapomnianego pisma, pełen magicznej wody.Siubiela miała go od wielu lat.Sama nie pamiętała od ilu.Rachubę straciła gdzieś przy ośmiu tuzinach.Wykopała go na bagnach.Nie zawiódł jej oczekiwań - pomagał w wielu rzeczach.Na zawołanie pokazywał wszystkie miejsca i przeszłe zdarzenia.Woda z niego leczyła wiele chorób i przepędzała demony.Wiedźma wiedziała, że nigdy nie zdoła odkryć wszystkich tajemnic kotła.Przecie znała tą najważniejszą - kiedyś był własnością Welesa, boga zaświatów, mrocznej Nawii, do której szli zmarli.Tylko wojowie polegli w walce mieli prawo zatrzymać się przy boku jasnych bogów; Swętowita, Swaroga czy Dadżboga; inni spadali do Nawii.Weles próbował dawno temu zdobyć panowanie nad światem.I już był blisko sukcesu gdy przegrał decydujący pojedynek z Matką Bogów, wszechmocną Ziemią.To ona odebrała mu kocioł i ukryła.Odtąd Weles na wszystkie sposoby usiłował go odnaleźć, jednako nigdy nie dopiął celu.Siubiela czuła, że kiedyś przyjdzie jej bronić kotła przed wysłannikami Welesa.Gotowała się na walkę, choć wiedziała, że bez pomocy jasnych bogów jej nie wygra.Właściwie zawsze była młoda - jak wszystkie leśne panny.To tylko ludzie widzieli jej starzejące się ciało.Naprawdę ono nie starzało się, włosy nie siwiały, skóra nie marszczyła.Gdyby nie użyła czarów i wieśniacy widzieli ją wiecznie młodą, unikaliby jej, a służenie ludziom jest przecie przeznaczone leśnym pannom.Skończył się wszak czas spokoju.Kocioł dawał znaki, że Weles zbliża się.Stary magiczny przedmiot nie chciał powrócić we władanie Welesa.Musiałby wtedy wykonywać znów polecenia, które doprowadziłyby ludzi do zguby.Siubiela dłużej nie czekała.Chwilę stała bez ruchu, przesuwając dłońmi nad wodą w kotle.Wtem w ciasnej, zasmrodzonej od ziół chatce pojaśniało.Powierzchnia wody wzburzyła się, zakipiała.- Panie mój, Swętowicie, wspomóż mnie, Weles wraca!IIKulawy starzec obejrzał się.Nikt za nim nie szedł.Zachichotał.Głupcy! On im pokaże.Starosty rodu nie szanują! Najstarszego człeka we wsi nie słuchają! Trza im odpłacić.Zasłużyli na karę.On, który lata całe służył w chramie Rujewita w bogatym Gardźcu, nie jest poważany przez syna, wnuki, krewnych i innych ludzi.Odkaszlnął charkotliwie.Psie syny! Doczekali się!Kuśtykał prędko leśną steczką.Niósł mały worek, w którym szamotało się coś żywego.Dorosła kura nie stanowiła wielkiego ciężaru, mimo to starzec ledwo ją niósł.Musiał stawać co chwila dla złapania oddechu.Ale przyjdzie jeszcze czas, że bez wysiłku będzie łamał ludzkie karki.Jak przed laty.Znów nasłuchiwał.Nic nie doszło jego uszu.Gdyby szli za nim, musiałby coś usłyszeć - jak na bagna ta noc była wyjątkowo cicha i spokojna.Wreszcie doszedł.Stał przy niewysokim głazie, spod którego brał początek maleńki strumyczek.Źródełko niespokojnie wybijało wodę, jakby bojąc się, że ktoś je zaraz przydusi.Starzec wyjął wierzgającą kurę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL