[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ustawili już stół — rozległ się w słuchawce głos Bondarczuka.— Wysiadaj; chcę cię widzieć za trzy minuty.Od razu cię zapowiem i rozpoczniesz wystąpienie.Odliczanie rozpoczęte.Pawłow obrzucił Kaśkę krytycznym spojrzeniem, ocenił jej wygląd na bardziej niż wystawowy, wyciągnął z kieszeni niewielki flakonik i „wypstrykując” językiem nieznane domowym zwierzętom polecenie „spokój!”, popsikał kota wzdłuż grzbietu.Samochód wypełnił się zapachem typowo kobiecych perfum, słodkich i pobudzających wyobraźnię.Kaśka ni to chrząknęła, ni parsknęła, jakby miała ochotę kichnąć albo siarczyście zakląć.— Jesteś dziewczyną, powinno ci się podobać — oznajmił autorytatywnym tonem Pawłow.— Tym bardziej, że to nie kupne, lecz ekskluzywne od „K–10”; chemicy specjalnie dla rudzielców upitrasili, wszystkie nasze damy przesiąkły tym zapachem… Wytrzymasz.Pour etre belle ill faut souffrir*.Słyszycie państwo, potrafi grać na fortepianie! Jakiegoś Daniła cytuje.Szpaner.A jak u pana z francuskim, towarzyszu generale?! Zresztą diabli go wiedzą; pewnie całkiem nieźle… W porządku, Katarzyno, wysiadamy.Schował flakonik, zrobił kilka głębokich wdechów, wymamrotał: No to z Bogiem! I nacisnął klamkę.Do pawilonu prowadził asfaltowy chodnik, co ucieszyło Pawłowa.Tylko tego brakowało, by prezentować ministrowi produkt o mokrych łapach.Specnazowcy, którzy ochraniali pawilon, tak wytrzeszczyli oczy, jakby to nie był kot — niewątpliwie wyrośnięty — a jakaś seksbomba.Pawłow zerknął na Kaśkę i doznał lekkiego szoku.Szła niczym modelka na wybiegu — dostojny krok, postawiony ogon…Oczywiście po sztuczce z wroną kierownik laboratorium oczekiwał od Kaśki wszelakich niespodzianek, ale nie do tego stopnia.To już wyglądało zbyt ludzko.Jutro przeskanujemy jej głowę.Zobaczymy, co tam się dzieje z chipem; czy nie wytworzyły się jakieś nowe połączenia… Jeśli dla Kaśki w ogóle nastąpi jakieś Jutro”.— A teraz w imieniu Instytutu Biotechnologii wykonującego wzorcowe bio… — oznajmił Pawłow na próbę.I tak wkroczyli do pawilonu.Pawłow cichutko „pstryknął” komendę: „Nie zatrzymywać się”, przepuścił Kaśkę przodem i przeniósł uwagę na widownię.— …wystąpi główny konstruktor produktu „Klinga”, profesor biotechnologii, kierownik laboratorium…Pawilon był nabity masą ludzi z pagonami; kierownik laboratorium szedł z kotem wąskim przejściem między rzędami foteli i miał wrażenie, że Kaśka ciągnie za sobą jakąś falę.Wojskowi jak na komendę obracali głowy i wyraźnie głuchli.Bondarczuk przemawiał w pustkę.Nikt nie zapamięta mojego nazwiska, bo go po prostu nie usłyszy — pomyślał Pawłow.— Zresztą do diabła z tym.Najważniejsze, że cala ta ferajna już widziała pasiaki.A oto rudzielec! I proszę ocenić efekt!Z przodu sali pół ściany zajmował panoramiczny ekran plazmowy i stojak z jakimś schematem — te rekwizyty zupełnie Pawłowa nie interesowały, potrzebował jedynie odpowiedniego stołu do demonstracji.I Bondarczukowi udało się załatwić właśnie taki jak trzeba.Stół był niski, długi, z wyglądu wytrzymały i ustawiony ledwie dwa metry od pierwszego rzędu, akurat tyle, by minister wyczul ponętny zapach kocich perfum.Kaśka defilowała, rzędy kotłowały się cicho.Kilka razy do Pawłowa doleciały słowa „afrykański kamuflaż” i kierownik laboratorium z pewnym trudem starł z twarzy wyraz niezadowolenia.— Oddaję panu głos! — rzekł Bondarczuk.Pawłow już zapomniał o generale, który usadowił się w pierwszym rzędzie, w pobliżu ministra, i ukradkiem trzymał rękę w kieszeni.Sam minister patrzył na Kaśkę, a jego twarz była nieprzenikniona i tym wyróżniała się spośród wielu innych, na których malowały się zdziwienie i ekscytacja.To aktorstwo — uznał Pawłow.— Wysocy oficjele powinni mieć surowy wygląd, więc on także… Nie będę się tym stresował.Do roboty.„Pstryknął” komendę „cała uwaga na mnie” i w tym samym momencie, nie podnosząc ręki, samym nadgarstkiem zasygnalizował kierunek.Kaśka wskoczyła na zaimprowizowany piedestał jednym niezrównanym, królewskim ruchem.Stół wytrzymał.Kotka na sekundę przyjęła wystawową pozę — pawilon wypełnił się stłumionym jękiem wielu głosów — po czym usiadła, zwracając się przodem do publiczności.Zrobiła to dokładnie tak, jak nauczył ją wczoraj Pawłow — owijając długim ogonem łapy, dzięki czemu ich nieco zbyt grube zakończenia (Szaronow miał jak zwykle rację) były ukryte przed wzrokiem publiczności.A „Klingi” miały ogon dłuższy niż zwykłe koty.Oczywiście nie dla ozdoby.Tygrys albo lew może nie trafić w cel; jego problem.Dla wojskowego kota drugi atak na cel to zbytek luksusu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL