[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dni przemykały, a ja patrzyłam przez okno na zacinający śnieg z deszczem, na chorągiewki modlitewne wyciągające się na wietrze, na linę kołyszącą się nad przepaścią.Poniżej wściekła, wezbrana rzeka.O tej porze roku głosy górskich demonów niosły się głośno, mówiąc mi nienawistne rzeczy o pozbawionych wiary Kumari, które zdradziły święte dziedzictwo ich devi.Najkrótszego dnia w roku przez Shakya przejeżdżał kupiec narzeczonych.Nad dźwiękami z telewizora, który w dużym pokoju był włączony dzień i noc, usłyszałam nieznany głos.Uchyliłam drzwi na tyle, żeby wpadł przez nie głos i blask ognia.–Nie wezmę od was pieniędzy Tutaj, w Nepalu, marnujecie czas.Wszyscy znają tę historię, a nawet jeśli udają, że w nią nie wierzą, to tak się zachowują.Usłyszałam głos mojego ojca, ale nie mogłam go zrozumieć.Znów odezwał się kupiec.–Może udałoby się daleko na południu, w Bharat albo w Awadh.W Delhi są tak zdesperowani, że biorą nawet Niedotykalne.Ci Hindusi są dość dziwaczni; niektórym może nawet spodobać się pomysł poślubienia bogini, jako oznaka statusu.Ale nie mogę jej zabrać, jest za młoda, na granicy natychmiast ją cofną.Mają zasady.W Indiach, uwierzylibyście? Dajcie mi znać, kiedy skończy czternaście lat.Dwa dni po moich czternastych urodzinach kupiec narzeczonych wrócił do Shakya i wyjechałam wraz z nim jego japońskim SUVem.Nie lubiłam jego towarzystwa i nie ufałam jego rękom, więc kiedy jechał na niziny Torai spałam, lub udawałam, że śpię.Kiedy się obudziłam byłam daleko poza granicami mojego pełnego cudów dzieciństwa.Myślałam, że kupiec zabierze mnie do starożytnego, świętego Varanasi, nowej stolicy Bharat we władaniu wspaniałej dynastii Rana, ale wydawało się, że w Awadhis mniej się przejmowano hinduistycznymi przesądami.Przyjechaliśmy więc do rozległego, chaotycznego skupiska dwóch Delhi, jak bliźniaczych półkul mózgowych, i do Lovely Girl Shaadi Agency.Gdzie mężczyźni w wieku pozwalającym na zawarcie małżeństwa nie byli tacy znowu nowocześni, przynajmniej w kwestii byłych devi.Gdzie jedynymi ludźmi nie dbającymi o klątwę Kumari byli ci, których otaczały jeszcze większe przesądy: dzieci poddane zabiegom inżynierii genetycznej, znane jako bramini.Ich była mądrość, ich było zdrowie, uroda, powodzenie i status, majątek, który nie mógł się zdewaluować, nie można go było stracić ani przegrać, ponieważ był w każdej spirali ich DNA.Bramińskie dzieci hinduskiej superelity cieszyły się długim życiem – dwa razy tak długim jak ich rodziców – ale miało to swoją cenę.Istotnie byli narodzeni dwukrotnie, kasta ponad kastami, tak wysoka, że stali się nowymi Niedotykalnymi.Partner pasujący do byłej bogini: nowy bóg.* * *Gazy, płonące nad zakładami przemysłu ciężkiego w Tughluq, oświetlały zachodni horyzont.Ze szczytu wieży mogłam odczytać ukrytą geometrię New Delhi, naszyjniki świateł wokół Connaught Place, wielką świetlistą sieć monumentalnej stolicy Rajów, niewyraźny blask starego miasta na północy.Penthouse na szczycie Narayan Tower był ze szkła; szklane ściany, szklany dach, a pode mną wypolerowany obsydian odbijający nocne niebo.Chodziłam z gwiazdami nad głową i pod stopami.To był pokój zaprojektowany, by zdumiewał i onieśmielał.Dla kogoś, kto widział, jak demony odrywają kozie głowy, kto chodził po zakrwawionym jedwabiu we własnym pałacu, był niczym.Był niczym dla osoby ubranej, zgodnie z poleceniem posłańca, we wszelkie insygnia bogini.Czerwona szata, czerwone paznokcie, czerwone wargi, czerwone oko Sziwy namalowane ponad moimi własnymi, obwiedzionymi czarną kredką, przybranie głowy z płatków fałszywego złota i obwieszone sztucznymi perłami, na palcach krzykliwe pierścienie od sprzedawców taniej biżuterii na Kinari Bazaar, delikatny łańcuszek z prawdziwego złota biegł od ćwieka w moim nosie do kolczyka; raz jeszcze byłam Kumari Devi.Czułam, jak w moim wnętrzu poruszają się moje demony.Mamaji pouczała mnie, kiedy zmierzałyśmy ze starego miasta do nowego.Owinęła mnie lekkim czadorem, żeby chronić, jak powiedziała, mój makijaż; a tak naprawdę, żeby osłonić mnie przed spojrzeniami przechodniów.Kiedy phatphat ruszył z dziedzińca posiadłości dziewczęta wołały za mną błogosławieństwa i modlitwy.–Nie odzywaj się.Jeśli przemówi do ciebie pochyl głowę jak dobra Hinduska.Jeżeli trzeba będzie coś powiedzieć, ja to zrobię.Może i byłaś boginią, ale on jest braminem.Mógłby kupić tuzin takich zakichanych pałaców, jak twój.Ponadto nie pozwól, żeby zdradziły cię oczy.Oczy nie mówią nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL